„Wiele zależy od tego jak z koronawirusem poradzą Chińczycy, Włosi, Niemcy czy Ukraińcy. Ale najwięcej zależy od nad samych” – mówi w rozmowie z mZdrowie.pl dr Krzysztof Kuszewski, epidemiolog.
– Kiedy skończą się specjalne restrykcje związane z epidemią?
Krzysztof Kuszewski – Nie wiem.
– Pana zdaniem będą to tygodnie, miesiące czy lata? Zhong Nanshan, współautor przyjętej w Chinach w tym kraju strategii zwalczania COVID-19 pokusił się o prognozę. Zastrzegając, że jest to wariant optymistyczny, koniec zagrożenia epidemicznego w Chinach przewidział na kwiecień, a na całym świecie – na czerwiec.
– A ja powtórzę jeszcze raz: nie wiem. W wypadku walki z każdą epidemią ważne są dwa czynniki, oba stanowią niewiadomą. Pierwszy – to postępowanie państw i społeczności dotkniętych epidemią lub zagrożeniem epidemicznym. Druga niewiadoma – to sposób ewoluowania się patogenu, który tę epidemię wywołuje. Czy wirus będzie mutował, a jeżeli tak – to w jaki sposób. Tego przewidzieć nie można. Trzeba obserwować i reagować na rozwój sytuacji. Nie ma więc sensu stawianie jakichkolwiek precyzyjnych prognoz. Bardzo chciałbym móc określić jakąś perspektywę czasową. Ale nie mogę.
– Polska jest elementem światowego systemu przeciwepidemicznego. Ile w walce z epidemią zależy od nas, a ile od pozostałych ogniw – innych krajów?
– Wiele zależy od tego, jak z koronawirusem poradzą Chińczycy, Włosi, Niemcy czy Ukraińcy. Ale najwięcej zależy od nas samych. Istnieje swego rodzaju elementarz walki z epidemią – aby wybuchła i się rozwijała, muszą zostać spełnione trzy warunki: musi istnieć patogen, drogi jego transmisji i wrażliwa na patogen populacja. Nie dysponujemy obecnie żadnym skutecznym lekarstwem na COVID-19. W tej sytuacji jedyną rzeczą, na którą mamy wpływ, są drogi transmisji. Walcząc z rozwojem epidemii, możemy próbować przeciąć jak najwięcej z nich.
Oczywiście, wszystkich naraz przeciąć nie można, ale trzeba przeciąć „ile się da”, wśród nich takie jak szkoły, kina, itp. Tym sposobem można znacznie ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa, zmniejszyć tempo rozwoju epidemii. A to jest bardzo istotne. Jeżeli epidemia rozwijać się będzie szybko, dotknie tysięcy pacjentów jednocześnie. Nie poradzi sobie z nimi nasz system ochrony zdrowia i zagrozi nam wysoka śmiertelność. Wolniejsze tempo daje większe szanse na lepsze poradzenie sobie z problemem. I o taką stawkę właśnie toczy się gra.
– A czy użyte w niej środki są adekwatne do sytuacji? Czy nie popadliśmy w skrajność?
– Nie sądzę. Podkreśliłbym, że nawet w sytuacji, gdy większość społeczeństwa zachowa się racjonalnie i odpowiedzialnie, zawsze znajdą się jednostki, czy całe grupy, które poczynią wyłom w tym systemie wzajemnej odpowiedzialności. Wyłom tak istotny, że postawi sensowność wysiłków innych pod znakiem zapytania.
Opowiem to na zasłyszanym w mediach przykładzie właściciela pubu na Wyspie Słodowej we Wrocławiu, w okolicach akademików. Zamknięcie uczelni potraktował jak okazję do zarobku i zaczął reklamować się wśród studentów sugerując, że zbiorowe przyjście na piwko do jego zakładu – to najlepszy pomysł na zapełnienie czasu wolnego. W ten sposób po zamknięciu jednej drogi transmisji na uczelni, otworzylibyśmy nową, w piwiarni. Zakazy, które ogłoszono, są chyba jedynym sposobem na to, by podobnych dróg transmisji było jak najmniej. Żałuję, że wszystkich naraz – zwłaszcza tych związanych z ludzką głupotą – przeciąć się nie uda. Na głupotę nikt jeszcze nie wymyślił lekarstwa. Ale w tym wypadku zakazy są chyba najlepszym sposobem, aby ta zwykła głupota miała jak najmniejszy wpływ na rozwój sytuacji.
– Jaki scenariusz uznałby pan za optymistyczny? Ten zarysowany przez Zhong Nanshana, że koniec sezonu grypowego będzie końcem epidemii?
– Sezon grypowy nie ma wpływu na zarażanie się koronawirusem. Ma jednak pewien związek, dotyczący praktyki funkcjonowania służby zdrowia. W Polsce ten szczyt zachorowań na grypę zbiegł się z pierwszymi stwierdzonymi przypadkami koronawirusa. Objawy są podobne, co znacznie utrudniło prawidłową selekcję chorych na zarażonych SARS CoV-2 oraz tych, którzy zarazili się „zwykłą grypą”. Koniec sezonu grypowego ułatwi tę selekcję i… tylko tyle. Natomiast scenariusz optymistyczny jest taki, że zachowanie Polaków i władz będzie racjonalne, a wirus nie będzie generował bardziej złośliwych mutacji. Tylko proszę mnie nie pytać po raz kolejny, kiedy to nastąpi, bo jeszcze raz będę musiał powtórzyć: nie wiem.
– Jaki może być “czarny” scenariusz?
– Że w sprawie podejścia do koronawirusa w Polsce zatryumfuje głupota, czego wcale nie można wykluczyć), a wirus będzie mutował i tak jak w wypadku „hiszpanki” po pierwszej fali zachorowań pojawi się druga.
– Jakich posunięć powinniśmy się wówczas spodziewać?
– W dalszym ciągu pozostanie nam do dyspozycji jedynie przecinanie dróg transmisji. Czyli to, co znamy z Chin czy Włoch. Obejmowanie kwarantanną nie tylko dla poszczególnych osób, ale całych gmin, powiatów, regionów. Otwieranie kolejnych szpitali wyłącznie dla pacjentów z koronawirusem. Wreszcie – niewydolność całego systemu ochrony zdrowia, duża śmiertelność. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Ale podkreślę jeszcze raz. Klucz do tego, by sprawy nie przybrała takiego obrotu leży w naszych rękach.
© mZdrowie.pl