Kolejka jest technologią medyczna o udowodnionej szkodliwości. Pacjenci niezależnie od płci wciąż za długo czekają na diagnozę i leczenie. Przykładowe ścieżki od diagnozy do leczenia w przypadku kobiecych schorzeń również pełne są zawiłości i sumowania czasów oczekiwań nawet do liczonego w latach.
Fundacja Watch Health Care opublikowała drugi już raport „Kobieta w kolejce”, dotyczący opieki medycznej dedykowanej kobietom lub takich, gdzie częściej są one odbiorcami. Jego celem była identyfikacja trudności jakie napotykają pacjentki korzystające z opieki medycznej finansowanej ze środków publicznych. Jeżeli chodzi o czas oczekiwania na wizytę u lekarza czy zabieg, jest on wciąż zbyt długi w większości dziedzin. Tu bez znaczenia jest płeć pacjenta. Średni czas oczekiwania pacjentki na poradę specjalisty wynosi 3,4 miesiąca. Najdłużej muszą one czekać na wizytę u następujących specjalistów: endokrynologa (przeciętnie 11 miesięcy), angiologia (przeciętnie 6,5 miesiąca), chirurga naczyniowego (przeciętnie 6,4 miesiąca). Z kolei pacjentki najszybciej zostaną przyjęte przez: ginekologa (średnio 0,3 miesiąca), radioterapeutę (średnio 0,3 miesiąca), ginekologa-onkologa (średnio 0,5 miesiąca).
Z kolei średni czas oczekiwania na świadczenia dotyczące chorób na które częściej zapadają kobiety wynosi 2,7 miesiąca. Najkrótsze terminy obowiązują do świadczeń z dziedziny radioterapii onkologicznej: przeciętnie 0,7 miesiąca. Najdłużej pacjentki oczekują na możliwość leczenia w ramach chirurgii plastycznej (konsultacje i zabiegi niezwiązane z tzw. medycyną estetyczną): średnio 8 miesięcy. W czołówce, jeżeli chodzi o czas oczekiwania, znalazły się także świadczenia: angiologiczne (przeciętnie 5,2 miesiąca) i endokrynologiczne (przeciętnie 4,4 miesiąca). Natomiast czas oczekiwania na udzielenie świadczeń wyłącznie dla kobiet wynosi przeciętnie 2,5 miesiąca. Pacjentki najdłużej muszą czekać na zabiegi rekonstrukcji piersi (wymiana ekspandera na endoprotezę piersiową; wstawienie implantu typu ekspander): około 12 miesięcy.
Na badania diagnostyczne Polki czekają średnio 2,3 miesiąca. Najodleglejsze terminy dotyczą: USG tarczycy (średnio 6,1 miesiąca), USG Doppler kończyn dolnych (średnio 5,5 miesiąca), badanie w kierunku 5 najczęstszych mutacji w obrębie genu BRCA1 u pacjentki potencjalnie obciążonej ryzykiem rozwoju dziedzicznego raka piersi (średnio 4,5 miesiąca), laparoskopia diagnostyczna (średnio 4,4 miesiąca). Natomiast najkrócej pacjentki czekają na mammografię wykonywaną w ramach programu zdrowotnego profilaktyki raka piersi (przeciętnie 0,3 miesiąca) i biopsję gruboigłową (przeciętnie 0,4 miesiąca).
W raporcie Fundacji WHC zwrócono także uwagę na fakt, że różne czasy oczekiwania sumują się z uwagi na to, że najczęściej leczenie ma charakter etapowy. Przykładowo:
- od podejrzenia raka piersi w mammografii do mastektomii całkowitej upływa 85 dni
- od zdiagnozowania przewlekłej niewydolności żylnej do usunięcia żylaków metodą klasyczną mija 774 dni
- od podejrzenia raka tarczycy do wykonania tyreidektomii radykalnej upływa 651 dni
- od wykrycia niespecyficznych objawów raka jajnika do operacji mija 199 dni.
Ścieżki pacjentek prowadzące do odzyskania zdrowia są więc wciąż zbyt długie i zawiłe. Przez to, mimo pozytywnych zmian w niektórych kwestiach w ostatnich latach m.in. poprawie dostępu do innowacyjnych leków w przypadkach schorzeń dotykających zawsze lub częściej kobiety, wciąż często mamy do czynienia z opóźnieniem diagnozy i w konsekwencji mniejszymi szansami na powodzenie stosowanych terapii.
Przyczyny trudnego dostępu kobiet do świadczeń
Wyniki analiz Fundacji WHC były tematem debaty eksperckiej. Ligia Kornowska, dyrektor zarządzająca Polskiej Federacji Szpitali przytoczyła artykuły z różnych państw wysoce rozwiniętych, które wskazują, że problem z leczeniem kobiet zaczyna się już na etapie badań klinicznych. We wczesnym stadium wdrażania danej terapii rzadko uwzględnia się różnice pomiędzy fizjologią kobiety i mężczyzny, a reprezentacja kobiet w grupie badawczej jest mała np. średnio w badaniach dotyczących leków kardiologicznych kobiety stanowiły zaledwie 25 proc. uczestników. Z kolei w trakcie diagnostyki objawy zgłaszane przez pacjentki częściej są traktowane mniej poważnie w porównaniu do głosów pacjentów – mężczyzn. Przykładowo, gdy chora uskarża się na ból w klatce piersiowej, czeka dłużej na wykonanie diagnostyki i podjęcie właściwego leczenia, niż gdyby w takiej sytuacji znalazł się mężczyzna. Również dwa razy częściej niż u mężczyzn przy takiej dolegliwości u pacjentek szuka się przyczyny psychiatrycznej zanim skupi się na diagnostyce kardiologicznej. Gorsze wyniki leczenia zawału mięśnia sercowego u kobiet są tłumaczone zwykle tym, że pacjentka dbając o zdrowie innych członków rodziny, ignoruje własne objawy. Ligia Kornowska twierdzi, że tu jest jeszcze drugie dno: to nie pacjentka bagatelizuje swój stan, lecz spotyka się z niepoważnym traktowaniem na ścieżce biegnącej od diagnozy do leczenia.
Mecenas Paulina Kieszkowska-Knapik uważa, że system musi zakładać przejrzyste połączenie publicznych świadczeń z usługami oferowanymi za dopłatą ze strony pacjenta. Rzadko je można ze sobą scalić np. jest to możliwe w trakcie konieczności zakupu ortezy ortopedycznej, ale nie ma już obecnie na to pozwolenia np. w przypadku leczenia stomatologicznego. „Państwo polskie obiecuje gruszki na wierzbie za zbyt małe pieniądze przeznaczanie na zdrowie (…). System jest przez to nierzeczywisty i iluzoryczny, a w związku z tym patologiczny, gdyż z jednej strony nie uwrażliwia się ludzi na własne zdrowie, nie pozwala im się zadać o nie, ponieważ mało jest dziedzin w których można połączyć części: społecznie finansowaną z prywatnie opłacaną (…). System udaje, że jest jedynym niezastąpionym i obiecuje rzeczy, których spełnić nie może (…). Polityczny przekaz tej czy innej władzy nie zmienił się od prawie 20 lat.” – wyjaśnia Kieszkowska-Knapik.
Dagmara Samselska, przewodnicząca Unii Stowarzyszeń Chorych na Łuszczycę dodaje, że tam gdzie stosowane jest leczenie biologiczne powinno być one dostępne nie tylko w ośrodkach referencyjnych, ale ambulatoryjnie w innych placówkach. To skróciłoby czas oczekiwania i nie wiązało się z często dużymi kosztami dojazdów czy konieczności brania wolnego w pracy dla pacjentów. Anna Streżyńska podkreśla, że zdrowie dla Polaków jest najważniejszą wartością tylko w teorii, gdyż rzadko kiedy podejmują jakiekolwiek działania na jego rzecz zanim zaczną im doskwierać konkretne oznaki procesu chorobowego.Dorota Korycińska (prezes Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej oraz Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska) podkreśla dużą wagę edukacji na temat zdrowia w szkole, ponieważ nie każdy podstawową wiedzę o nim wynosi z domu rodzinnego – w takiej sytuacji to „państwo polskie poprzez szkołę ma wyedukować zdrowotnie społeczeństwo”.