W Polsce jedynie 10 proc. pacjentów z astmą kontynuuje leczenie rok po diagnozie. Uniemożliwia to kontrolę choroby, zwiększa ryzyko zaostrzeń i hospitalizacji – przypominają eksperci z okazji Światowego Dnia Astmy, który przypada 2 maja.
Przewodniczący Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergię i POChP, dr Piotr Dąbrowiecki z Kliniki Chorób Infekcyjnych i Alergologii WIM-PIB przypomina, że w Polsce ok. 4 mln obywateli ma objawy wskazujące na astmę. Jednak leczy się na nią ok. 2,2 mln osób. Oznacza to, że prawie połowa chorych na astmę nie ma postawionej diagnozy – „Aż siedem lat mija od pojawienia się pierwszych objawów astmy do jej rozpoznania”. Ogromny problem stanowi brak przestrzegania zaleceń lekarskich przez chorych na astmę – jedynie 10 proc. pacjentów kontynuuje farmakoterapię rok po postawieniu diagnozy. Jest to duży problem, ponieważ prowadzi do braku kontroli choroby oraz zaostrzeń, które zwiększają ryzyko hospitalizacji, a nawet zgonu, podkreślali specjaliści.
Jak mówi prezydent Polskiego Towarzystwa Alergologicznego prof. Maciej Kupczyk z Kliniki Chorób Wewnętrznych, Astmy i Alergii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, celem leczenia astmy jest kontrola choroby – „Pod tym pojęciem mamy na myśli minimalizację obciążenia wynikającego z choroby dla pacjenta, czyli jak najmniej dokuczliwych objawów, jak najmniej duszności, pogorszenia tolerancji wysiłku, pogorszenia jakości snu, bo astma daje przebudzenia nocne”. Przypomina, że u podłoża objawów astmy leży proces zapalny toczący się w oskrzelach. Dlatego podstawą jej leczenia są leki kontrolujące zapalenie, wziewne glikokortykosteroidy – „Stosujemy niskie skuteczne dawki tych leków, działających miejscowo. Są to leki bardzo bezpieczne. Objawy uboczne są sporadyczne, a korzyści zdecydowanie przeważają nad niewielkim ryzykiem miejscowych łagodnych objawów ubocznych”.
W Polsce w leczeniu astmy nadużywane są leki objawowe – wziewne beta2-mimetyki, które rozkurczają oskrzela, ale nie leczą zapalenia leżącego u podłoża choroby. Konsultant krajowa w dziedzinie alergologii prof. Karina Jahnz-Różyk kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych, Pneumonologii, Alergologii i Immunologii Klinicznej WIM-PIB zwraca uwagę, że – zgodnie z wynikami badań – nadużywanie tych leków zwiększa ryzyko zaostrzenia astmy, nadreaktywności oskrzeli, a nawet ryzyko zgonu. „Aktualnym złym trendem w Polsce jest również nadużywanie glikokortykosteroidów systemowych” – powiedziała prof. Jahnz-Różyk. Z przytoczonych przez nią danych wynika, że na przykład liczba chorych stosujących w ciągu roku glikokortykosteroid o nazwie prednizon zwiększyła się w latach 2013-2019 o 331 proc., podczas gdy liczba chorych z rozpoznaniem astmy wzrosła w tym czasie o 30 proc.
„Bardzo nam zależy, by promować dobre metody uzyskiwania kontroli astmy na wczesnym etapie jej rozwoju i by nie nadużywać sterydów systemowych w postaci tabletek czy zastrzyków. Wiąże się to bowiem z ryzykiem objawów ubocznych – wyższym ryzykiem zaćmy, jaskry, osteoporozy, nadwagi i otyłości, cukrzycy posterydowej” – wymienia prof. Kupczyk. I podkreśla, że pacjenci, którzy otrzymali dwie lub więcej dawek glikokortykosteroidów w ciągu roku, powinni być kierowani do specjalisty alergologa. Zdaniem ekspertów, aby poprawić przestrzeganie zaleceń lekarskich przez pacjentów z astmą, konieczna jest ich edukacja, m.in. na temat prawidłowego stosowania inhalatorów zawierających leki oraz współpraca chorego z lekarzem. „Pacjent, który ma rozpoznaną astmę, powinien mieć rozpisany plan postępowania informujący, jak ma się zachowywać, kiedy powinien brać leki, ponieważ instrukcja werbalna nie jest zwykle skuteczna” – wskazuje prof. Jahnz-Różyk.
Astmę klasyfikuje się m.in. w zależności od stopnia ciężkości i poziomu kontroli. Zastosowanie prawidłowej terapii umożliwia dobrą kontrolę choroby, co dla chorego – zwłaszcza z łagodną i umiarkowaną astmą – oznacza możliwość normalnego funkcjonowania. Zaniechanie leczenia może doprowadzić do zaostrzenia objawów, stałego upośledzenia pracy płuc, a nawet zagrozić życiu. Z raportu „Badanie świadomości różnych aspektów astmy” wynika, że w naszym kraju świadomości takiej nie ma 70 proc. chorych na astmę. Największym wyzwaniem jest astma ciężka, którą charakteryzuje brak odpowiedzi na standardowe leczenie. Pacjenci cierpiący na tę postać choroby doznają bardziej nasilonych objawów, takich jak duszność czy ból w klatce piersiowej, i są bardziej niż w przypadku astmy łagodnej bądź umiarkowanej narażeni na schorzenia współistniejące, m.in. otyłość, bezdech senny czy depresję.
Prof. Kupczyk ocenia, że leki biologiczne ułatwiają uzyskanie kontroli w astmie ciężkiej – „Pacjenci mają mniej objawów, zdecydowanie poprawia się ich jakość życia, spada potrzeba stosowania glikokortykosteroidów systemowych, hospitalizacji, wizyt pogotowia ratunkowego. Czyli pomimo, że leczenie biologiczne wydaje się dość drogie, to z punktu widzenia płatnika opłaca się wdrożyć te leki w ciężkiej postaci astmy oskrzelowej”.
Badania kliniczne pokazują, że w leczeniu astmy ciężkiej bardzo wysoką skuteczność wykazują leki biologiczne. Są one zalecane także w terapii rzadkich chorób eozynofilowych, czyli wiążących się z podwyższonym poziomem eozynofilii w krwi: HES (zespół hipereozynofilowy) i EGPA (ziarniniakowatość eozynofilowa z zapaleniem naczyń) oraz z przewlekłym zapaleniem zatok przynosowych z polipami nosa. Eozynofile, które są rodzajem leukocytów, w zdrowym organizmie służą m.in. do walki z patogenami. Ich podwyższony poziom współwystępuje z chorobami powszechnymi, np. astmą ciężką (w 80 proc. przypadków) i przewlekłym zapaleniem zatok przynosowych z polipami nosa (w 90 proc.). Z kolei przy chorobach rzadkich, jak HES i EGPA, pojawia się zawsze. Jak uważa prof. Piotr Kuna, każdy z nas przynajmniej raz w roku powinien wykonać badanie morfologiczne krwi z oznaczeniem poziomu eozynofilii. Wynik może być pierwszym sygnałem do pogłębienia diagnostyki. Niestety, lekarze często nie zwracają uwagi na poziom eozynofili, co znacznie opóźnia właściwe rozpoznanie, zwłaszcza chorób rzadkich.