Podkomisja stała do spraw organizacji ochrony zdrowia rozpatrzyła informację na temat kadr medycznych w systemie ochrony zdrowia (liczba i potrzeby) w podziale na poszczególne grupy zawodowe i specjalności – stan na 31 grudnia 2023 r. przedstawione przez Ministerstwo Zdrowia.
Podczas obrad sejmowej podkomisji stałej do spraw organizacji ochrony zdrowia, pod przewodnictwem posłanki Józefy Szczurek-Żelazko, raport na temat liczby i potrzeb kadr medycznych w systemie ochrony zdrowia przedstawił Mariusz Klencki, dyrektor Departamentu Rozwoju Kadr Medycznych w MZ. Jak zastrzegł, raport jest “konserwatywny”, gdyż uwzględniono w nim tylko te osoby (np. lekarzy), które pracują faktycznie. Jak wskazał, “nie znajdują potwierdzenia w faktach” krążące w przestrzeni publicznej doniesienia, że Polska ma bardzo niski wskaźnik lekarzy na 100 tys. mieszkańców wynoszący 2,4. “To nie 2,4, tylko 3,6” – podkreślił dodając, że w grupie krajów OECD znajdujemy się “w środku stawki” i “w dobrym towarzystwie”. To, że na przestrzeni lat 2019-2022 udało się zwiększyć “generowanie nowych lekarzy” i kierowanie ich do systemu zawdzięczamy różnym krokom, które były podejmowane. Dzięki nim liczba aktywnych lekarzy wzrosła aż o 8 proc.
Mariusz Klencki przyznał, że w różnych regionach kraju nasycenie lekarzami jest różne, największe w Warszawie (5,8) i woj. mazowieckim, w innych wskaźnik ten jest dwa razy mniejszy, ale “i tam obserwujemy wzrost”. Dzieje się tak dzięki rozszerzeniu bazy placówek kształcących kadrę lekarską, np. w woj. warmińsko-mazurskim i na Podkarpaciu. Jak zaznaczył, “efekt nie jest sztywny i nie zawsze dzieje się tak, że osoba kończąca studia w danym regionie tam zostaje, ale bardzo często tak się właśnie dzieje”.
Dyrektor Klencki poinformował także, iż zmienia się struktura wiekowa lekarzy, a to dzięki “efektowi wzrostu frakcji lekarzy, którzy są stosunkowo młodzi”, uzyskanego na skutek zwiększenia liczby studentów medycyny w ostatnich latach. Zgodził się, że średnia wieku lekarzy jest wciąż wysoka, ale – w jego ocenie – dzieje się tak z powodu wysokiej aktywności zawodowej lekarzy, którzy mogliby już przejść na emeryturę, ale to nie znaczy, że “mamy jakiś alarm, bo się nam ta kadra starzeje”. Podkreślił natomiast, że w latach 2005-20022 “dynamicznie rosła” liczba miejsc kształcenia lekarzy i na przestrzeni tego czasu zwiększyła się o 162 proc., czyli więcej, niż 2,5 razy.
Mariusz Klencki powiedział, że do tej pory “koncentrowaliśmy się na miejscach”, natomiast mniejsze znaczenie przywiązywano do kadry, która kształci przyszłych lekarzy. Obiecał, że resort zajmie się teraz tą kwestią, zwłaszcza że “uczelnia przestała być konkurencyjnym miejscem pracy dla lekarzy” pod względem zarobków. Jak poinformował, Departament Analiz MZ podjął się stworzenia modelu, który pozwoli przeanalizować trendy, jakie mogą się pojawić w przyszłości, jeśli chodzi o “podaż lekarzy” i popyt na ich usługi. Jako że “podaż trwa”, czyli wiadomo, ilu jest studentów na I i II roku medycyny, biorąc pod uwagę, że kształcenie w pełni wykwalifikowanego lekarza trwa 10 lat i więcej, można określić, ilu będziemy mieć specjalistów po upływie tego czasu. Natomiast analiza popytu jest trudniejsza, gdyż “dużo zależy od tego, jak będzie zorganizowany system”, czyli jaka będzie w nim rola lekarza, jak będą zorganizowane środki techniczne wspomagające system, jakie będzie obciążenie pracą biurokratyczną – “to jest słabsza strona tego modelu” – przyznał. Jednak „analiza jest optymistyczna z punktu widzenia pacjenta. Za parę lat powinniśmy mieć zjawisko nienotowane w dziejach, czyli nadpodaż lekarzy” – powiedział. Także dlatego, że do systemu może wkroczyć sztuczna inteligencja, która przejmie część ich obowiązków i rola lekarza zacznie się zmieniać.
Dyrektor Klencki nadmienił, że na wzrost liczby czynnych lekarzy w Polsce wpływ ma także napływ przedstawicieli tego zawodu z Ukrainy – w tej chwili jest ich ok. 6 tys., czego zazdroszczą nam kraje ościenne, m.in. Czechy, gdyż zajmują się oni w dużej mierze uchodźcami z tego kraju. Nadmienił, że za kilka lat część z nich wróci do ojczyzny, ale większość – prawdopodobnie 70-80 proc. zostanie, bo zostaną u nas także ukraińscy pacjenci, zwłaszcza ci starsi i chorzy, więc “ta siła nam się przyda”.
W odniesieniu do pielęgniarek i położnych sytuacja nie wygląda tak optymistycznie i można się spodziewać, że w najbliższych latach „liczba pielęgniarek osiągających wiek emerytalny będzie większa, niż liczba pielęgniarek kończących studia i wchodzących do zawodu”. „Nie mamy tej zastępowalności pokoleniowej” – ocenił dyr. Klencki, ale dodał, że „ta luka będzie się zmniejszała” i choć nie osiągniemy stanu równowagi ani w ciągu roku, ani dwóch, niemniej jednak „trend jest pozytywny”. Podobnie jest z położnymi, jednak biorąc pod uwagę analizę potrzeb i spadającą liczbę porodów „sytuacja może nie być aż tak dramatyczna”.
Mariusz Klencki zapewnił, że podejmowane są działania, aby poprawić sytuację, jeśli chodzi o niewystarczającą liczbę pielęgniarek i położnych. To rozszerzenie katalogu kompetencji tych grup zawodowych o nowe uprawnienia, m.in. wystawianie recept, skierowań na badania diagnostyczne, kwalifikowanie do szczepień, uprawnienia do stwierdzania zgonu w ramach czynności ratunkowych, czy nowe specjalizacje. Do tego dochodzą środki unijne na wsparcie systemu szkolenia podyplomowego i dofinansowanie szkolenia specjalistycznego oraz system zachęt do podejmowania takich a innych kierunków studiów na pielęgniarstwie i położnictwie. “Trwają też prace dotyczące regulacji zawodów pielęgniarki i położnej, będzie zmiana ustawy” – poinformował dodając, że zmiany będą szły w kierunku wspomożenia tych grup zawodowych.
W grupie zawodowej diagnostów laboratoryjnych ich liczba w latach 2009-22 wzrosła o 6 proc. a do zawodu wchodzi więcej osób niż go opuszcza. “Sytuacja jest stabilna” – ocenił dyr. Klencki. W przypadku fizjoterapeutów, jest jeszcze lepiej, bo ich liczba wzrosła o 17 proc., do czego przyczyniła się ustawa o zawodzie fizjoterapeuty, która “podniosła jego rangę” i zachęciła do jego podejmowania. Wprawdzie ostatnio spadła liczba studentów zgłębiających tę dziedzinę, ale to “nie stanowi zagrożenia”. Za optymistyczne Mariusz Klencki uznał także dane dotyczące farmaceutów, których liczba w analizowanym okresie wzrosła o 8 proc. i “nie widać zagrożeń na horyzoncie”. W analizie nie znalazły się informacje na temat innych zawodów medycznych, które nie są jeszcze uregulowane. Ustawa o niektórych (w liczbie 15) zawodach medycznych będzie procedowana pod koniec marca.
Po przedstawieniu informacji przez MZ, członkowie podkomisji i eksperci skrytykowali raport jako mało wiarygodny i nieodzwierciedlający rzeczywistości. Poseł Krzysztof Bojarski (KO) ocenił wręcz jego wynik jako “zakłamany” i podniósł, że “trzeba dokonać megaprofesjonalnej analizy”. Dyskutanci zarzucali autorom analizy, że nie wzięli pod uwagę wszystkich czynników – tych wpływających na teraźniejszość i mogących mieć wpływ na przyszłość. Oraz to, że niektóre dane różnią się nawet o kilkanaście procent od podawanych przez GUS czy samorządy zawodowe. Zamykając obrady podkomisji posłanka Józefa Szczurek-Żelazko obiecała, że po dokładniejszej analizie raportu i zebraniu uwag wystąpi do Ministerstwa Zdrowia z wnioskiem o jego uszczegółowienie, a podkomisja wróci do tego tematu w lipcu. (PAP)