Pośród 25 tys. stwierdzonych w Polsce przypadków koronawirusa– ok. 5,5 tys. stanowią górnicy i pielęgniarki. Na te dwa zawody przypada aż 23 proc. zarażonych, reszta rozkłada się na wszystkie inne. „Polscy pracodawcy w większości potrafili szybko dostosować warunki pracy do wyzwań stanu pandemii. Nie stało się tak w wypadku pielęgniarek i górników. Stąd taki efekt” – komentują eksperci.
Górnicy stanowią około połowy spośród 8867 wszystkich osób zakażonych w woj. śląskim. Najwięcej przypadków odkryto w zakładach należących do Jastrzębskiej Spółki Węglowej – 2526 pracowników, a największe w JSW ognisko koronawirusa – to kopalnia Pniówek w Pawłowicach, gdzie dotychczas stwierdzono zakażenie 1587 pracowników.
Naczelna Izby Pielęgniarek i Położnych informuje, że dotychczas ponad 1,1 tys. pielęgniarek zostało zakażonych koronawirusem. Łączna liczba pielęgniarek skierowanych na kwarantannę od początku epidemii wynosi już 6346.
„Obserwowałem, jak szybko i jak w miarę skrupulatnie na zalecenia epidemiczne zareagowali pracodawcy. Właściciele biur skierowali pracowników do pracy domowej, w sklepach na wyprzódki montowano pleksi między pracownikami a klientami. Tego wszystkiego zabrakło w wypadku pielęgniarek i górników” – mówi prof. Włodzimierz Gut, epidemiolog, doradca GIS.
Według jego obserwacji, w czasie gdy większość polskich firm z wszystkich branż, dostosowywała się do warunków pracy w czasie pandemii – w górnictwie zrobiono niewiele. „Szycht nie podzielono na 'podszychty’, kabin szybowych nie dezynfekowano tak często jakby należało, nie zamykano zbiorowych łaźni. Węgla oczywiście nie można wydobywać w warunkach 'home office’. Ale tym bardziej należało wprowadzić rygorystyczne środki ostrożności w organizacji pracy zakładów. Tego nie zrobiono – a ta postawa stoi w wyraźnej konfrontacji z postawą większości polskich pracodawców” – mówi prof. Włodzimierz Gut.
Zdaniem profesora Guta, pielęgniarkom zaszkodził inny rodzaj niedociągnięć – „Tu z kolei nie mieliśmy do czynienia z taką nonszalancją, jak w przemyśle górniczym. Niemniej i tu występowały braki w zabezpieczeniu środków ochronnych. Na to nałożył się problem pracy na kilku etatach. Jedna zarażona pielęgniarka, zanim jeszcze poddana została testom, była źródłem zarażenia nie tylko dla podopiecznych, ale i koleżanek po fachu, które spotykała na kolejnych zmianach w kolejnych miejscach pracy. Z tym problemem nie poradziliśmy sobie do dziś, mimo że od początku epidemii w Polsce upłynęły już bez mała trzy miesiące. Ta wieloetatowość nie tylko zagrożenie dla pacjentów, ale i samych pielęgniarek”.
Na dodatkowy aspekt śląskich statystyk wskazuje prof. Jarosław J. Fedorowski, który jest absolwentem Śląskiej Akademii Medycznej i zna śląskie realia. „Zarówno pielęgniarki jak i górnicy są w warunkach śląskich powiązani z sobą silną siecią licznych więzów rodzinnych i towarzyskich, a często i małżeńskich. W tej sytuacji podwyższona zachorowalność w jednej grupie zawodowej natychmiast przekłada się na zagrożenie w drugiej. I jest to jedną z przyczyn, dla których to właśnie na Śląsku zanotowano największą liczbę zakażonych w Polsce” – mówi profesor Fedorowski.
W stosunku do grup szczególnie narażonych na zarażenie koronawirusem należy zastosować ze szczególnym, po rygorem procedury epidemiczne, co podkreśla prof. Fedorowski – „Mam nadzieję, że tak się stanie zarówno w wypadku pielęgniarek, jak i górników. Oba zawody są szczególnie narażone na zarażenie. A jak donoszą naukowcy – to zagrożenie nieprędko ustąpi.”
© mZdrowie.pl