Polacy nie ufają lekarzom – mówią badania. Rośnie grupa osób ignorujących naukę – twierdzą socjologowie. Psychologowie podają rozwiązanie: im bardziej partnerska i podmiotowa stanie się relacja lekarza z pacjentem, tym mniej chętnie będzie on szukał ratunku w medycynie alternatywnej.
Powodów, dla których pacjenci wybierają terapie niekonwencjonalne, jest bardzo wiele, ale jednym z głównych wydaje się problem zaufania. Adrian Perdyan podczas tegorocznej Letniej Akademii Onkologicznej przytoczył wyniki badania ankietowego, przeprowadzonego w 29 krajach na świecie. Pod względem zaufania pacjentów do lekarzy Polska uplasowała się na ostatnim miejscu i jedynie o cztery oczka wyżej znalazła się satysfakcja z otrzymanego leczenia. W innym badaniu, na które powołuje się Adrian Perdyan, dotyczącym informacji na temat COVID-19 – Polska jest jedynym krajem z 26 ankietowanych, gdzie pacjenci bardziej ufają członkom rodziny niż lekarzom.
– W przypadku ciężkiej choroby zagrażającej życiu, jaką jest choroba nowotworowa, musimy przyjąć, że człowiek w tym momencie zaczyna inaczej myśleć, reagować inaczej, ma inne potrzeby niż wcześniej je prezentował – mówi psychiatra, prof. Krystyna de Walden-Gałuszko. – Pojawia się potrzeba bezpieczeństwa i potrzeba komfortu, a więc brak dolegliwości i bólu. Natomiast w myśleniu następuje pewne cofnięcie, mianowicie pojawia się myślenie magiczne. Człowiek chce wierzyć w to, że ma wpływ na wynik swojego leczenia i powrót do zdrowia. Element myślenia magicznego i te dwie potrzeby stają się dla niego niezwykle ważne. Medycyna niekonwencjonalna, czy komplementarna, bardzo często odwołuje się do wyobraźni, odwołuje się do uczuć, nie do myślenia logicznego, bo w tym momencie myślenie logiczne przestaje dobrze funkcjonować, Pojawia się raczej udział myślenia uczuciowego, magicznego i zaczyna proponować leczenie łagodne, odpowołujące się do wyobraźni, że terapia wzmocni siły obronne ustroju, że nie będzie bolało, że przebiegnie w sposób naturalny. Podbudowane jest to licznymi przykładami różnych uzdrowień, co również wpływa na emocje. To jest ten moment, kiedy ludzie bardzo chcą w nie wierzyć. Według naszych badań, większość osób, które przyznawały się do stosowania takich metod, to byli ludzie z wyższym wykształceniem, przyzwyczajeni do myślenia przyczynowo-skutkowego, racjonalnego, a jednak chcieli wierzyć, że to zadziała.
Aleksandra Dryzner, socjolożka, psychoonkolożka i jednocześnie była pacjentka twierdzi, że problem zaczyna się wtedy, gdy metody „alternatywne” są wybierane właśnie jako alternatywa – zamiast terapii systemowej. Ta sytuacja staje się groźna dla zdrowia i życia osoby chorej na ciężką, postępującą chorobę.
– Zastanawiałam się wielokrotnie, z czego to wynika – mówi – i nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi. W moim odczuciu, dość łatwo można temu zaradzić, ponieważ duże znaczenia ma podmiotowość pacjenta. Czuje się on często jako przedmiot, a nie podmiot leczenia i w momencie, kiedy zostaje wyrwany ze swojego życia i dowiaduje się o chorobie onkologicznej, która niesie za sobą strach o życie, wpada w system leczenia. Dostaje numerek, czeka na wizytę, potem kolejną. Pojawia się chęć współuczestniczenia w leczeniu i myśli o tym, czym można się jeszcze wspomóc. Z mojego doświadczenia wynika, że często lekarze bardzo alergicznie reagują na ten temat. Nie dziwię się, bo na pewno słyszą takie pytania prawie na każdej wizycie, ale od ich reakcji bardzo dużo zależy. Jeśli pacjent usłyszy: nie, bo nie, to będzie szukać sam i prędzej czy później trafia do jakiejś dziwnej kliniki, do jakiegoś znachora i będzie chciał się w ten sposób leczyć, bo pomyśli, że lekarzowi nie zależy lub się na tym nie zna.
Aleksandra Dryzner uważa, że rozwiązaniem jest otwarty dialog i czas poświęcony pacjentowi. Jeśli lekarz wytłumaczy, na co chory musi uważać, że pewne terapie mogą wchodzić w reakcję z leczeniem systemowym lub wręcz szkodzić, to chory zyskuje inną perspektywę. Pacjent czuje, że lekarz chce być partnerem w leczeniu i to jest bardzo ważne. Takie podejście do chorego może sprawić, że nie będzie skłonny do ukrywania swoich poszukiwań i tym samym narażać zdrowie i życie.
Podczas debaty Adrian Perdyan zaprezentował wyniki jeszcze nieopublikowanego badania, które współprowadził w ubiegłym roku w ramach projektu Polskiej Ligi Walki z Rakiem. W rezultacie projekt ukazywał to, co widzi pacjent, gdy siada do komputera i zaczyna wyławiać z internetu informacje o metodach walki z jego chorobą. Wyszukiwarka Google odnalazła 91 instytucji na terenie Polski, które oferowały aż 70 niepotwierdzonych naukowo metod do zwalczania 109 chorób, z czego na czoło wysuwały się: reumatyczne (58 proc.), nowotwory (57 proc.), zespół przewlekłego zmęczenia (56 proc.), nadciśnienie tętnicze (50 proc.), alergie (49 proc.). borelioza (48 proc.), cukrzyca (47 proc.), miażdżyca (47 proc.) i depresja (46 proc.).
Najczęstsze usługi oferowane przez instytucje medycyny komplementarnej i alternatywnej dla chorych na nowotwory | N=52 | Cena w PLN za pojedynczy zabieg (mediana) |
Dożylny wlew witaminy C | 28 | 225 |
Ozonoterapia – autohemotransfuzja | 9 | 173 |
Dożylny wlew glutationu | 9 | 190 |
Hydrokolonoterapia | 8 | 180 |
Dieta | 8 | – |
Biorezonans | 7 | 243 |
Dożylny wlew z solo ozonowej | 7 | 175 |
Hipertermia ogólnoustrojowa | 6 | 1450 |
Wlew dożylny z kwasu alfaliponowego | 6 | 188 |
Hipertermia lokalna | 5 | 550 |
Ozonoterapia powierzchniowa | 5 | 150 |
Komora hiperbaryczna | 3 | 170 |
Dożylny wlew witamin z grupy B | 3 | 235 |
– Medycyna, wbrew pozorom, jest działem nauki opartym na dowodach i te dowody naukowe w medycynie mają większe znaczenie, niż w innych naukach, dlatego że mówimy tutaj o zdrowiu i życiu człowieka – twierdzi onkolog, prof. Jacek Jassem. – W związku z tym, stosowanie metod, które nie są oparte na dowodach naukowych, czyli na zasadach evidence based medicine, musimy traktować bardzo ostrożnie, bowiem możemy zrobić krzywdę naszym chorym, czyli sprzeniewierzyć się zasadzie primum non nocere.
Jednak sam dowód naukowy nie zawsze jest czarno-biały. Prof. Jacek Jassem jest zdania, że to pewne kontinuum. Są dowody bardzo mocne – niemal stuprocentowe, ale są też takie, które mają mniejszą siłę. Dlatego trzeba je traktować z pewną rezerwą. Tam, gdzie są one silne, można zbliżyć się do pewności, że metoda jest bezpieczna i skuteczna. Ale czasem należy powiedzieć z pokorą, że inna terapia wydaje się lepsza. Jak w każdej dziedzinie, dowody nie mają bezwzględnej wartości, nawet w fizyce.
– Zgadzam się, że zawód, który wykonujemy jest połączeniem sztuki i nauki, przy czym ja rozumiem sztukę w medycynie, jako umiejętność jak najlepszego wykorzystania naszej wiedzy opartej na dowodach naukowych. My dowody naukowe czerpiemy z dużych badań klinicznych, ale przed nami zawsze siedzi pojedynczy pacjent. I ekstapolacja nadań naukowych na konkretnego pacjenta jest właśnie tą sztuką, która uwzględnia jego oczekiwania, jego życzenia, jego wolę oraz przede wszystkim syntezę wszystkich rzeczy, które składają się na medycynę opartą na dowodach naukowych. Natomiast źle jest, jeśli sztuka zaczyna przeważać nad nauką. I opieranie się na intuicji, na doniesieniach opartych na opisach pojedynczych przypadków, to co cechuje medycynę nie opartą na dowodach naukowych, nie może zdominować medycyny.
© mZdrowie