Nie sprawdził się czarny scenariusz ws. wzrostu przypadków gruźlicy wielolekoopornej — powiedział w rozmowie z PAP prof. Wojciech Naumnik. Eksperci obawiali się tego problemu w Polsce w związku z masową migracją obywateli Ukrainy, którzy uciekali do Polski przed wojną.
“Jeżeli jest jakikolwiek wzrost liczby takich przypadków, to jest on bardzo nieznaczny. Rzeczywiście obawialiśmy się tego w związku z wojną na Ukrainie i masowym napływem obywateli tego kraju do Polski. Poczynione były nawet w związku z tym przygotowania, aby zabezpieczyć pacjentów w dostęp do leków stosowanych w gruźlicy wielolekoopornej. Takie leki zostały zabezpieczone, ale ja w klinice w Białymstoku nie widzę specjalnych wzrostów. Są to pojedyncze przypadki — tak jak było wcześniej” – podkreślił prof. Naumnik.
W jego klinice leczyła się m.in. matka z dziećmi z Ukrainy, która jednak w pewnym momencie wypisała się na własne żądanie, bo postanowiła wrócić z rodziną do męża. “Nie znam dalszych losów tej pacjentki” – powiedział prof. Naumnik, który jest kierownikiem I Kliniki Chorób Płuc i Gruźlicy Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku i konsultantem wojewódzkim w dziedzinie chorób płuc. Gruźlica wielolekooporna jest wywołana przez prątki, które uodporniły się na dwa najskuteczniejsze leki przeciwprątkowe. Chodzi o izoniazyd i ryfampicynę.
“Obawy dotyczące tej choroby były związane z faktem jej znacznie częstszego występowania na wschód od Polski — na Ukrainie, ale także w innych krajach byłego ZSRR. Tam zdarzają się dość często przypadki gruźlicy, na którą nie działają żadne znane leki. To wynikało bardzo często z braku dyscypliny w leczeniu. Aby leczyć pacjenta chorego na gruźlicę, to należy przez odpowiednio długi czas (co najmniej pół roku), stosować co najmniej dwa, a często nawet cztery leki. Tam tego często nie stosowano. W Polsce — przed wybuchem wojny na Ukrainie, było w Polsce ok. 50 pacjentów chorych na gruźlicę wielolekooporną, a na Ukrainie mogło to być nawet 40 procent pacjentów chorych na gruźlicę (czyli tysiące chorych)” – powiedział prof. Naumnik.
W jego ocenie być może część pacjentów z taką chorobą pojechała do krajów zachodniej Europy. Wielu zapewne walczy na froncie i nie zajmuje się obecnie swoim stanem zdrowia. Dodał, że znacznie większym problemem jest dług zdrowotny po pandemii i zgłaszanie się do lekarzy osób, których stan choroby się mocno pogorszył. Chodzi zarówno o chorych na gruźlicę, jak i np. zaawansowanego raka płuc. “Populacja ukraińska w zakresie chorób pulmonologicznych okazała się bardzo podobna do naszej. U nas także mamy pacjentów chorych na raka płuca, chorych na astmę i inne schorzenia układu oddechowego, którzy nie leczyli się systematycznie. Z Ukrainy przyjeżdża także sporo takich pacjentów. Problemem jednak nie jest obecnie gruźlica wielolekooporna, której się rzeczywiście obawialiśmy” – dodał prof. Naumnik.