Konstanty Radziwiłł, który bierze udział w przygotowywaniu programu wyborczego PiS w obszarze ochrony zdrowia, zapowiada że zostanie on ogłoszony na początku września. Będzie to raczej kontynuacja niż rewolucja.
Kiedy zostanie ogłoszony program wyborczy PiS w obszarze ochrony zdrowia? Rozumiem, że bierze Pan udział w jego przygotowywaniu?
Program zostanie ogłoszony na początku września. Oczywiście biorę aktywny udział w jego przygotowaniu. Powstaje on w oparciu o współpracę wielu środowisk, o wiele punktów widzenia. Gdy będzie gotowy, na pewno będzie czas, by rozmawiać o jego szczegółach. Proszę o cierpliwość. To jest praca całego zespołu ekspertów.
Czy pomocny był cykl debat „Wspólnie dla zdrowia”?
Bardzo. W trakcie kolejnych spotkań udało się zebrać obszerną bazę danych, postulatów, rad. Trzeba z nich wyciągnąć wnioski. W pracach PiS nad programem zdrowotnym uczestniczyłem także w 2014 roku, przed poprzednimi wyborami. Jego efektem jest m. in. ustawa o 6 proc. PKB na ochronę zdrowia, a także zatrzymanie prywatyzacji szpitali, „upublicznienie” PRM, sieć szpitali, systematyczne zwiększanie liczby kształconych kadr i zwiększające się wynagrodzenia pracowników medycznych. A jeżeli pyta pan o szczegóły programu na bieżące wybory – nie sądzę, te fundamenty miały się zmienić – będzie to raczej konsekwentna kontynuacja niż rewolucja.
Opozycja żąda przyspieszenia tempa dochodzenia do 6 proc.
Tak. I to warto rozważyć. Ale PiS zwraca uwagę na odpowiedzialność gospodarowania zasobami państwa: zwiększanie wydatków na cele społeczne z jednoczesnym zrównoważeniem budżetu. Jeśli okaże się, że stać nas na szybsze dochodzenie do pułapu 6 proc. PKB na zdrowie niż zapisano w ustawie – zrobimy to. Tak czy inaczej – na zdrowie przeznaczamy gigantyczne pieniądze, to duża zmiana jakościowa.
Ale nie zrównoważą one braku personelu medycznego.
Tu też są zmiany. Gdy porównać dzisiejszą sytuację do tej z 2015 roku, studia na wydziałach lekarskich podjęło o 2 tysiące więcej abiturientów. Prawda, że na efekt tych działań trzeba będzie jeszcze kilka lat poczekać. Ale można czekać z ufnością, że ten efekt będzie dobry. Podobnie zresztą jest z liczbą pielęgniarek – wzrasta, gdy chodzi o te, które podejmują pracę w wyuczonym zawodzie.
Starzejące się społeczeństwo, choroby przewlekłe?
Klucz leży w POZ. Od dr Bożeny Janickiej, liderki PPOZ słyszałem kiedyś, że 80 proc. wizyt u specjalistów nie jest uzasadnione względami medycznymi. Mamy miliony chorych na nadciśnienie. W lwiej części przypadków leczenie nie jest skomplikowane i poradzi sobie z nim każdy lekarz rodzinny. Nie trzeba ani kardiologa, ani hipertensjologa. Podobnie jest z leczeniem cukrzycy typu 2, czy niedomagań tarczycy. Opozycja mówi o tym, że skróci czas oczekiwania do specjalisty do 21 dni. To da się zrobić, ale tylko wtedy, gdy znaczną część obowiązków względem tych chorych przejmą lekarze rodzinni.
Czyli program PiS będzie osadzony na kontynuowaniu rozpoczętych zmian, bo o podniesieniu roli POZ i odciązeniu AOS mówi Pan od lat.
Tak. Naszym założeniem było, by obowiązki spełniane do dzisiaj przez AOS przejęły albo szpitale w ramach koordynowanej opieki zdrowotnej dla pacjentów przed i po leczeniu szpitalnym, albo właśnie POZ.
Ale za reformą sieciową nie poszły adekwatne pieniądze
Tu bym się spierał. Środki trafiające do szpitali zwiększamy nieustannie. Proszę zauważyć, że 2/3 szpitali nie ma długów. Może są po prostu lepiej zarządzane? Ja oczywiście widzę konieczność zwiększenia wydatków na ochronę zdrowia.
Nadal 50 proc. środków przeznaczanych na ochronę zdrowie wydajemy na podtrzymanie funkcjonowania zbyt dużej liczby szpitali.
To problem złożony i – zgoda – polityczny. Dlaczego złożony? Bo szpitale czy to w Polsce, czy na przykład w Holandii mają zbliżające się koszty utrzymania. Nasze PKB jest niższe, dlatego większy procent z niego przeznaczamy na utrzymanie szpitali. Dlaczego polityczny? Bo w Polsce ciągle nie ma społecznego przyzwolenia na zamykanie szpitali. Gdy rozpoczynałem swoją przygodę z zawodem lekarza, leczenie zawału wiązało się z koniecznością sześciotygodniowej hospitalizacji. Dziś jest to kilka dni. Podobny postęp dokonał się w innych dziedzinach medycyny. Logiczne byłoby, gdyby za tym poszła redukcja liczby szpitalnych łóżek. Czy za nią musiałaby pójść likwidacja szpitali i oddziałów? Niekoniecznie. Można byłoby usprawnić funkcjonowanie SOR czy opieki nocnej i świątecznej. Można byłoby doprowadzić do tego, że szpitale wymieniałyby się specjalnościami. W miejscu gdzie dzisiaj funkcjonują dwie słabe pediatrie, i dwie słabe interny – mogłaby się pojawić jedna silna interna w jednym powiecie, a pediatria w drugim.
To jednak wymagałoby zmian w organizacji całej polskiej ochrony zdrowia. Możliwe, że nawet zmian w konstytucji, która właśnie od samorządów wymaga zabezpieczenia potrzeb zdrowotnych obywateli. Czy szpitalami powinien zająć się rząd poprzez wojewodów?
Nie chciałbym tu rozstrzygać dylematu czy rząd, czy samorząd. Bliższy mi jest pogląd, że ochrona zdrowia w skali całego kraju to zadanie administracji rządowej, centralnej i wojewódzkiej. Ale można to też rozstrzygnąć tak, że decydować będzie marszałek województwa. Poziom powiatu wydaje się po prostu za niski do planowania koordynacji zasobami publicznej służby zdrowia.
A może po prostu rozwiązałby to rynek?
Skończmy z iluzjami. Rynek w ochronie zdrowia „sprawdza się” w Trzecim Świecie. A i to w ten sposób, że garstka osób ma godną opiekę medyczną, a reszta nie ma żadnej. To nie jest rozwiązanie dla Polski.
(rozmawiał: Krzysztof Jakubiak)
/ mZdrowie