Kolejki do scyntygrafii serca – mimo pandemii COVID-19 – wcale się nie skróciły, ponieważ obowiązują limity świadczeń. Czasami na to badanie trzeba poczekać nawet sześć miesięcy – mówi prof. Mirosław Dziuk, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Nuklearnej .
Wraz z pojawieniem się kolejnych fal pandemii COVID-19 i mimo spadków wielu świadczeń medycznych w 2020 roku, kolejki do procedur medycyny nuklearnej nie zmalały. Przykładem jest scyntygrafia serca. Profesor Mirosław Dziuk wskazuje, że na badanie to w skrajnych przypadkach trzeba poczekać nawet sześć miesięcy – „To pokazuje, jak olbrzymia jest potrzeba dostępu do tych badań. W przypadku schorzeń sercowo-naczyniowych czas oczekiwania wynoszący nawet sześć miesięcy – to bardzo, bardzo długi okres w leczeniu choroby. Zdecydowanie warto zrobić wszystko, aby tę sytuację zmienić dla dobra pacjenta, jak i optymalizacji wydatkowania, co oczywiste zawsze ograniczonych zasobów w budżecie ochrony zdrowia.
Według Polskiego Towarzystwa Medycyny Nuklearnej w ostatnich kilkunastu lat znacznie poprawiła się dostępność gamma kamer i radioznaczników wykorzystywanych w badaniach medycyny nuklearnej. „Dzięki zakupom ze środków ministerialnych oraz licznym grantom dostęp do urządzeń, za pomocą których zakłady medycyny nuklearnej w całej Polsce wykonują badania, jest dziś dużo lepszy. Procedury diagnostyki obrazowej stosowane są coraz powszechniej. Jest jednak jedno poważne ograniczenie – finansowanie ograniczone wysokością kontraktów. Badania scyntygraficzne, zarówno SPECT, jak i PET, nie są bezlimitowe. W praktyce ośrodki nie mogą więc zrealizować tylu badań, ile faktycznie potrzeba do diagnostyki pacjentów. Muszą limitować procedury, a to powoduje kolejki. Niestety, bywa że nawet kilkumiesięczne” – mówi wiceprezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Nuklearnej.
Medycyna nuklearna w kardiologii wykorzystywana jest do oceny perfuzji, czyli ukrwienia mięśnia sercowego (podczas wysiłku, spoczynku lub obciążenia), oraz toczących się procesów zapalnych. Ma ona szczególne zastosowanie zwłaszcza w diagnostyce pacjentów po zawale serca i będących w grupie podwyższonego ryzyka incydentów sercowo-naczyniowych. Pozwala także zbadać unerwienie mięśnia sercowego, poziom kwasów tłuszczowych i metabolizm serca.
Opóźnienia w diagnostyce mogą zakłócić wdrożenie odpowiedniego leczenia, co z kolei może obniżyć jego skuteczność. Częściej trzeba też zastosować bardziej inwazyjne metody. Poza tym leczenie bardziej zaawansowanej fazy choroby jest zwykle bardziej kosztowne.
„Kolejne badania kliniczne potwierdzają wysoką wartość medycyny nuklearnej. Istnieją na przykład dowody na ich wyższy profil skuteczności w diagnostyce choroby niedokrwiennej serca względem tradycyjnych metod. Co więcej, w wybranych przypadkach, takich jak diagnostyka zaburzeń mikrokrążenia, procedury medycyny nuklearnej stanowią już złoty standard, czyli mają pierwszą klasę wskazań. Wydaje się, że rola diagnostyki obrazowej będzie nadal rosła. To bardzo istotne w kontekście coraz większych potrzeb pacjentów i rosnącej średniej wieku społeczeństw w Europie, w tym także w Polsce” – zauważa prof. Mirosław Dziuk.
Polskie Towarzystwa Medycyny Nuklearnej powołując się na dane z codziennej praktyki klinicznej polskich ośrodków przewiduje, że zapotrzebowanie na procedury diagnostyki obrazowej będzie się zwiększać. (PAP)