Lekarze POZ zaapelowali do ministra zdrowia uruchomienie rezerw i dodatkowe dostawy materiałów ochronnych. „Jeżeli nasza prośba nie zostanie spełniona, pacjentów będziemy przyjmować bez kontaktu osobistego, wyłącznie w trybie telefonicznym” – mówi Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia.
„Ponownie występujemy do ministra o umożliwienie doposażenia i zakupu przez naszą organizację dla placówek lecznictwa podstawowego – pierwszej linii frontu epidemicznego – środków ochrony osobistej z Centralnej Bazy Rezerw Sanitarno-Przeciwepidemicznych mieszczącej się w Porębach k. Zduńskiej Woli” – czytamy liście skierowanym przez PPOZ do ministra Łukasza Szumowskiego.
Z prośbą o uzupełnienie braków w zaopatrzeniu związek zwracał się już 2 marca, kierując swoją prośbę do Głównego Inspektoratu Sanitarnego i Ministerstwa Zdrowia. „Główny Inspektorat Sanitarny odpowiedział, że to nie jest jego kompetencja, tylko resortu. Ministerstwo Zdrowia natomiast nie udzieliło nam żadnej odpowiedzi. Nie podało – kiedy, ile i czy w ogóle jest w stanie dostarczyć nam odpowiednie wyposażenie z rezerw. Ten brak uniemożliwia nam przygotowanie odpowiednich środków zaradczych” – mówi Bożena Janicka.
Prezes PPOZ ocenia, że posiadane zapasy albo już się wyczerpały, albo kurczą się w szybkim tempie. Podkreśla także, że zagrożenie wzrasta, a możliwości uzupełnienia zapasów nie ma. „Tymczasem nie wyobrażam sobie, byśmy mogli kontynuować działalność leczniczą w warunkach zagrożenia epidemicznego bez odpowiedniego zabezpieczenia. Stanowi to zagrożenie nie tylko dla personelu, ale i dla pacjentów. Bo istnieje zagrożenie, że nasze przychodnie stałyby się pasem transmisyjnym epidemii” – mówi Bożena Janicka.
Jeżeli materiałów ochronnych w przychodniach POZ zabraknie, lekarze i pielęgniarki będą zmuszeni udzielać pacjentom porad wyłącznie „w trybie telefonicznym”, bez kontaktu osobistego. Taki tryb obowiązuje obecnie w odniesieniu do licznych grup przypadków, ale nie wszystkich. W niektórych sytuacjach lekarze kontaktują się z pacjentem bezpośrednio. Ta metoda pracy może stać się niemożliwa, o ile zapasy przychodni nie zostaną uzupełnione.
„Nasi pacjenci – to często osoby przewlekle chore albo poważnie dotknięte przypadłościami nie związanymi z koronawirusem. Kontakt telefoniczny nie zastąpi osobistego, ale z pewnością jest lepszą opcją niż narażenie poważnie chorych pacjentów na niepotrzebne zagrożenie związane z koronawirusem” – mówi Bożena Janicka. Dodaje równocześnie, że przy braku materiałów ochrony osobistej ważne jest, by pisma z prośbą o ich dostarczenie nie spotykały się z zupełnym brakiem odpowiedzi czy też z niedopowiedzeniami. „Właśnie w takiej sytuacji, jaka jest teraz, potrzebna jest wyraźna i konkretna odpowiedź – czy i na ile możemy liczyć. Nie zgadzam się również z tezą, że w tej sprawie priorytet przypadać ma wyłącznie szpitalom. Rola POZ w ochronie zdrowia funkcjonującej w warunkach zagrożenia epidemicznego jest fundamentalna. Gdy będzie dobrze wypełniana przez lekarzy rodzinnych, zmniejszy presję na oblegane obecnie szpitale” – mówi Bożena Janicka.
© mZdrowie.pl