W całej Polsce uruchamiane są izolatoria dla zarażonych i podejrzewanych o zarażenie koronawirusem. Od ich liczby i sprawności zależy, jak poradzimy sobie z epidemią.
W Polsce działa już kilkadziesiąt izolatoriów. Resort zdrowia, samorządy i kolejne szpitale zapowiadają, że będzie ich coraz więcej. Na Mazowszu uruchomiono cztery izolatoria. Szpitale w Płocku i Siedlcach prowadzą je w domach studenta. Wojskowy Instytut Medyczny w Warszawie zorganizował izolatorium w budynku Warsaw River View,a Centralny Szpital Kliniczny MSWiA organizuje w budynku na terenie szpitala. Na Dolnym Śląsku pierwsze izolatorium uruchomiono w obiekcie uzdrowiskowym w Obornikach Śląskich. Kolejne powstanie we wrocławskim hotelu “Wieniawa” pod opieką jednoimiennego Szpitala im. J. Gromkowskiego. W Poznaniu izolatorium działa w hotelu Ikar, a opiekuje się nim Wielospecjalistyczny Szpital Miejski im. J. Strusia.
Do tworzenia izolatoriów namawia Światowa Organizacja Zdrowia, przemawiają za nimi także doświadczenia włoskie. Sąsiadujące z sobą regiony Lombardia i Veneto jako pierwsze odnotowały skokowy wzrost liczby zachorowań na COVID-19 i jako pierwsze także zdecydowały o całkowitej izolacji miast. Na tym podobieństwa się kończą – w Lombardii odnotowano śmiertelność na poziomie 17,6 proc., w Veneto 5,6 proc.
Prof. Giorgio Palů, wirusolog z Uniwersytetu w Padwie, próbując znaleźć przyczynę tego stanu rzeczy porównał odsetek zakażonych koronawirusem, których poddano hospitalizacji. W Lombardii do szpitali kierowano 65 proc. pacjentów, u których stwierdzono zarażenie. W Veneto – tylko 20 proc. „Region Veneto natomiast wykorzystał dużą sieć mniejszych ośrodków zdrowia. Posłużyły do diagnozowania i leczenia pacjentów w sposób, który trzymał ich z dala od szpital” – mówi prof. Palů. Ci którzy mogli, leczyli się w domu. Gdy nie było takiej możliwości – byli izolowani w innych miejscach, ale nie w szpitalach.
„Podczas epidemii nauczyliśmy się, że to właśnie szpitale mogą być głównymi nosicielami Covid-19. Są szybko zapełniane przez zarażonych pacjentów, co ułatwia przenoszenie ich na osoby niezainfekowane” – komentowała na łamach „New England Journal of Medicine” grupa lekarzy ze Szpitala im. Jana XXIII w Bergamo (Lombardia).
Mike Ryan, ekspert WHO ds. sytuacji nadzwyczajnych, dostrzega kolejne zadanie stojące przed izolatoriami. Jego zdaniem na obecnym etapie epidemii i po wprowadzeniu zakazów przemieszczania do większości zarażeń dochodzi w domu. Aby temu zapobiec, zarażeni powinni być poddawani kwarantannie nie w swoich domu, ale w specjalnych miejscach odosobnienia. Izolatoria miałyby zatem trzymać zarażonych i podejrzewanych o zarażenie nie tylko z dala od szpitali, ale i z dala od ich domów.
Polscy eksperci analizują sugestie WHO oraz włoskich ekspertów. „Oczywiste jest, że nie powinniśmy kierować na oddziały szpitalne wszystkich pacjentów zarażonych koronawirusem. Pacjenci, którzy nie mają objawów, lub tacy, u których choroba przebiega z objawami skąpymi nie powinni zajmować szpitalnych łóżek. Bo zabraknie i dla tych chorych, u których COVID-19 ma ostrzejszy przebieg. To samo dotyczy pacjentów z tzw. kontaktu, u których jedynie podejrzewa się, że mogli się zarazić” – mówi prof. Marcin Czech, epidemiolog.
Jego zdaniem otwartym pozostaje pytanie, gdzie kierować pacjentów bezobjawowych i osoby podejrzewane o zarażenie. „Rozwiązania są dwa: albo kwarantanna domowa, albo specjalne izolatoria. Sądzę, że czynnikiem rozstrzygającym, która z obu form będzie lepsza, jest wiedza na temat warunków domowych. Jeżeli w domu nie ma osób z grupy podwyższonego ryzyka, jeżeli uda się wygospodarować odosobnione pomieszczenie i ograniczyć do minimum kontakty między pozostałymi domownikami – to chyba lepsza okaże się kwarantanna domowa. Izolatoria zostawmy na takie wypadki, gdzie izolowanie chorego lub podejrzewanego jest niemożliwe. Trzeba zadbać także o to, by podejrzewani o zarażenie byli od wszystkich – od siebie wzajemnie także – odizolowani indywidualnie” – uważa Marcin Czech.
„Osoby zarażone i podejrzewane o zarażenie co do zasady powinny być izolowane. W miarę możliwości – także od najbliższych, od domowników. Do izolacji tych, którzy nie wymagają hospitalizacji powinniśmy wykorzystać opustoszałe na czas epidemii bursy, internaty, hotele” – dodaje Krzysztof Kuszewski, epidemiolog. Zwraca jednak uwagę, że osoby jedynie podejrzewane o zarażenie nie mogą kontaktować się z innymi, między sobą. A jest to dość trudne do przeprowadzenia ze względów technicznych. „Potrzebne są osobne pomieszczenia, pomoc w postaci dostarczania produktów pod drzwi. Pytanie o to, czy chorych i podejrzewanych o zarażenie izolować w warunkach domowych, czy w osobnych izolatoriach – zależy zatem od odpowiedzi na pytanie: czy stać nas, czy jest możliwe zorganizowanie odpowiedniej liczby miejsc odizolowania dla wszystkich chorych bezobjawowo i podejrzewanych o zarażenie. Jeżeli nas nie stać, jeżeli to niemożliwe – odosobnienie w warunkach domowych, przy przestrzeganiu surowego reżimu pod jednym dachem, może być najlepszym wyborem” – konkluduje Krzysztof Kuszewski.
© mZdrowie.pl