Poseł Grzegorz Rusiecki (PO) złożył do MSWiA interpelację z pytaniem czy to nie turyści powinni ponosić koszty akcji ratunkowych w górach. Naczelnicy TOPR i GOPR są przeciwni temu pomysłowi.
Zdaniem naczelnika TOPR Jana Krzysztofa główną przyczyną proponowania takich rozwiązań jest brak zrozumienia systemu finansowania takich organizacji jak TOPR i GOPR. „Pomijając pomysły obowiązkowych ubezpieczeń, które wynikają prawdopodobnie z braku wiedzy o systemach finansowania ratownictwa na świecie – istnieją rozwiązania nakładające obowiązek odpłatności, ale nie obowiązek ubezpieczeń od kosztów akcji ratunkowych. Najważniejszym celem stabilnego systemu finansowania działalności TOPR jest zapewnienie środków, które dają pełną gwarancję utrzymania służby gotowej w każdej chwili podjąć działania na jak najwyższym poziomie. Może dlatego czasem spotykamy się z brakiem zrozumienia, kiedy mówimy, że wprowadzanie systemu odpłatności za akcje ratunkowe nie jest wbrew pozorom rozwiązaniem oczywistym” – tłumaczy Jan Krzysztof.
Jak wyjaśnia naczelnik TOPR, taka forma niesie za sobą ryzyko utraty innych źródeł finansowania, które umożliwiają utrzymanie gotowości ekipy ratunkowej bez względu na liczbę i rodzaj wypadków w górach – „Wyobraźmy sobie, że TOPR utrzymuje się tylko z odpłatności za akcje ratunkowe, a ratownicy działają tylko społecznie i w najlepszym razie otrzymują wynagrodzenie – rekompensatę tylko za udział w akcji ratunkowej. W konsekwencji nie ma już ratowników dyżurujących, odpowiednio wyposażonych i wyszkolonych, by przyjąć zgłoszenie i natychmiast podjąć działania ratownicze. Z najwyższych gór świata płyną ostatnio informacje, że potencjalni ratownicy czekają na potwierdzenie zapłaty od ubezpieczycieli lub rodzin, by móc rozpocząć akcję. Czasem trwa to wiele dni, co z oczywistych powodów zmniejsza szansę na uratowanie himalaistów oczekujących na pomoc”.
„Nasz budżet opieramy o dotację państwową przekazywaną przez MSWiA jako zadanie z zakresu zapewnienia bezpieczeństwa na terenach górskich. Są to środki dla GOPR na poziomie ponad 11 mln zł rocznie. Prawie drugie tyle pozyskujemy od sponsorów, samorządów lokalnych, zarabiamy świadcząc usługi na ośrodkach narciarskich i kolejkach górskich. GOPR ma również swoją fundację, która stara się pozyskiwać środki na działalność ratowniczą i profilaktyczną. Mierzymy się też z różnymi projektami celowymi, zagospodarowując pozyskane w ten sposób środki na działalność ratowniczą. Trudno mówić o kosztach realnych ratownictwa górskiego w sytuacji, w której realizujemy nasze zadania w oparciu o dostępny budżet. Wnioskujemy, co jakiś czas, o zwiększenie środków i generalnie nasze wnioski są uwzględniane i otrzymujemy wsparcie, aczkolwiek z różną częstotliwością na przestrzeni lat” – mówi Jerzy Siodłak, naczelnik GOPR.
Dwa tysiące wypadków górskich w ciągu roku
Każdego roku zdarzają się w górach wypadki wymagające interwencji ekip ratowniczych. Jak wskazuje Jerzy Siodłak, ratownictwu górskiemu potrzebna jest wykwalifikowana kadra, która dzięki sprawdzonemu systemowi finansowania może pełnić dyżury i być do dyspozycji turystów całą dobę – „W ciągu roku kalendarzowego w 2020 roku interweniowaliśmy 1880 razy w zakresie wypadków górskich. Udzielamy też pomocy w zakresie ratownictwa narciarskiego dyżurując na zorganizowanych terenach narciarskich. Co roku ta liczba jest inna, ale oscyluje na podobnym poziomie, czyli około 2000 wypadków górskich”.
Jak tłumaczy Jan Krzysztof – „W dyskusjach o sposobach finansowania akcji ratowniczych najczęściej przytaczany jest przykład Słowacji – jako kraju, gdzie sami ratowani płacą za otrzymaną pomoc i utrzymują służbę ratowniczą. Czy tak jest naprawdę? Słowacka HZS (Horská záchranná služba) – to organizacja państwowa podlegająca ministerstwu spraw wewnętrznych. Wykonuje zadania ratownictwa górskiego na obszarze wszystkich grup górskich na Słowacji, których granice są precyzyjnie opisane w stosownej ustawie. I rzeczywiście – za prawie wszystkie działania jest wystawiany rachunek, który trafia do osoby ratowanej. Ona zaś płaci z własnej kieszeni lub z ubezpieczenia. Opłat nie pobiera się od niepełnoletnich i wtedy, gdy dana osoba nie ma możliwości zapłaty, np. zmarła czy zginęła w górach lub zgon nastąpił później, ale na skutek górskiego wypadku.
Na mocy wyżej przywołanej ustawy ze słowackiego budżetu państwa finansowane jest utrzymanie gotowości służby do działań. Obejmuje to w szczególności wynagrodzenia dla ratowników, wyposażenie w sprzęt i ekwipunek, szkolenia, utrzymanie środków transportu oraz infrastruktury. Roczny budżet HZS z tego tytułu to ponad 3 mln euro – suma porównywalna ze środkami przeznaczanymi w Polsce z puli MSWiA na ratownictwo górskie wykonywane przez GOPR i TOPR, bez uwzględnienia śmigłowca TOPR (HZS nie ma własnego śmigłowca i korzysta ze śmigłowców innych służb).
Każda osoba, której HZS udzieliła pomocy (poza wspomnianymi wyjątkami), otrzymuje rachunek w wysokości ustalonej na podstawie cennika. Zapisy ustawy o HZS umożliwiają żądanie „zwrotu bezpośrednich nakładów poniesionych przez HZS podczas działań ratowniczych”. Stawki za pracę ratowników określa się na bazie wyliczenia średniego godzinowego kosztu pracy ratownika w roku poprzednim – jest to koszt pracy jednego ratownika przez jedną godzinę, bez względu na to, czy chodzi o dyżur, szkolenie, czy też o akcję ratunkową. Obecnie stawka wynosi, zależnie od kategorii czynności wykonywanych w trakcie akcji, od 32 euro (stawka podstawowa) do 89 euro za godzinę (zaawansowane techniki działań ratowniczych). Doliczyć trzeba jeszcze koszty transportu, ze stawkami ustalonymi w podobny sposób. Na przykład samochód terenowy to 1,045 euro/km, a skuter – 3,908 euro/km.
Roczne wpływy od ratowanych wynoszą w ostatnich latach od 140 do 160 tys. euro, czyli ok. 5 proc. budżetu HZS. A zatem w 95 proc. ratownictwo górskie na Słowacji jest finansowane z budżetu państwa. Dla porównania, w przypadku TOPR śmigłowiec jest finansowany przez państwo w 90–98 proc. (w zależności od roku), a pozostała część ratownictwa górskiego – w ok. 60 proc.
Warto dodać, że ściągalność należności za akcje ratownicze na Słowacji utrzymuje się na poziomie 85 proc. Środki te HZS może wykorzystać na zakup ekwipunku i sprzętu. Z kolei TOPR dostaje 15 proc. wpływów z biletów wstępu do TPN, co w przeliczeniu wynosi ponad 300 tys. euro rocznie. Kiedy uwzględnimy jeszcze to, co otrzymuje GOPR, widać jednoznacznie, że nasz sposób – bez pośrednictwa ubezpieczyciela – jest zdecydowanie korzystniejszy.
Obecnie, kiedy pilnie potrzebny jest śmigłowiec, HZS współpracuje z odpowiednikiem naszego Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, czyli LZS (na Słowacji są to śmigłowce firm prywatnych) lub z pomocy śmigłowca TOPR (sporadycznie). W obu przypadkach wystawiane są faktury na HZS, która kosztami obarcza ratowanych. Rocznie to ok. 100 tys. euro. Pieniądze te przechodzą przez HZS, ale nie stanowią żadnego wsparcia finansowego. A gdy śmigłowce działają przy wypadku ze skutkiem śmiertelnym lub dotyczącym osoby niepełnoletniej, pojawia się problem: HZS musi zapłacić LZS lub TOPR ze swojego budżetu.
Oczywiście, kiedy HZS będzie już dysponować własnym śmigłowcem, proporcje finansowania nieco się zmienią. Obejmie to jednak także wzrost wydatków o koszty utrzymania maszyny – chyba że te obciążenia poniesie inny podmiot państwowy, przykładowo lotnictwo Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. HZS już dziś korzysta ze śmigłowców MSW, stacjonujących na co dzień w Bratysławie. Wykorzystywane są one przede wszystkim do akcji poszukiwawczych i szkoleń, a sporadycznie – do akcji ratunkowych. Wówczas koszty w całości pokrywa budżet państwa, więc ratowany nie płaci za pracę śmigłowca.
Czy któryś z systemów, polski lub słowacki, jest lepszy? Według mojej oceny są bardzo podobne. Nadrzędnym celem takich organizacji jak TOPR czy HZS, oczywiście poza zapewnieniem wyposażenia i wiedzy merytorycznej, jest zagwarantowanie warunków do jak najszybszego i najskuteczniejszego działania. Bez stałego, stabilnego finansowania byłoby to nierealne. Potrzebujący pomocy w Tatrach są przyzwyczajeni, że ona nadejdzie w możliwie najkrótszym czasie. Pamiętajmy, że zapewnienie bezpieczeństwa – również w górach – to jeden z głównych obowiązków państwa. Równocześnie duże zaangażowanie ratowników pracujących społecznie pozwala znacznie zmniejszyć środki przeznaczane na ratownictwo z budżetu państwa”.
Wypadki spowodowane lekceważeniem zagrożeń stanowią mniejszość
Jak wskazuje Jerzy Siodłak, do rzadkości należą wypadki, które są wynikiem braku odpowiedzialności i totalnego lekceważenia zagrożeń. – „Obecny okres związany z pandemią i przeogromną potrzebą rekreacji, która odbywa się w reżimie sanitarnym i na nienormalnych uwarunkowaniach, pokazują lekkie nasilenie takich nieprzemyślanych działań. W mojej ocenie nie wyróżniamy się w jakiś znaczący sposób spośród innych państw w lekceważeniu, na masową skalę, górskich zagrożeń”.
Podobnie niewiele jest przypadków, gdy poszkodowany znajduje się pod wpływem alkoholu. – „Takie zdarzenia odbijają się szerokim echem. W Tatrach ten problem jest bardzo rzadki. To są dwie, trzy osoby na mniej więcej 800-900 osób, które rocznie ratujemy. Nie ma podstaw prawnych, u nas ani w innych służbach, by osoby, które potrzebują pomocy i są pod wpływem alkoholu płaciły za działania ratownicze. Te osoby muszą dostać pomoc, nie ponoszą przy tym odpowiedzialności finansowej” – przypomina Jan Krzysztof.
Polski system działa dobrze i nie ma potrzeby zmian
Kto zatem powinien zapłacić za kosztowne akcje ratunkowe turystów w górach? Naczelnicy TOPR i GOPR przekonują, że wypracowany przez lata system finansowania ratownictwa górskiego działa sprawnie i nie ma konieczności, by koszty akcji (również z wykorzystaniem helikoptera) przerzucać na turystów.
„Nigdzie nie funkcjonuje system całkowitego pokrywania kosztów ratownictwa górskiego z ubezpieczeń, bo taki system nie uciągnąłby utrzymania ratownictwa. Głównym kosztem ratownictwa jest gotowość, czyli utrzymanie ludzi i sprzętu i ich szkolenie. Systemy tak działające są ledwo uzupełnieniem innych środków przekazywanych na ratownictwo. Trudnym również jest ocenianie, gdzie jest granica lekkomyślności, a gdzie inne przyczyny zaistnienia wypadku czy zdarzenia, za które miałby płacić potencjalny poszkodowany. Sprawy te były przedmiotem wielu analiz w naszym kraju i zawsze wracały w swoich rozwiązaniach do obecnie istniejącego rozwiązania” – podsumowuje naczelnik GOPR Jerzy Siodłak.
Zdaniem naczelnika TOPR Jana Krzysztofa ratownictwo górskie powinno być traktowane (i finansowane) na takich samych zasadach, jakie obowiązują ratownictwo lądowe czy wodne w Polsce „– Słyszymy, że wypadki górskie dotyczą głupich, nieodpowiedzialnych zachowań i nadmiernego ryzyka. Czy podobnie nie jest na drogach, jeziorach i w lasach? A wszędzie tam ratownictwo jest bezpłatne, to znaczy ratowany nie ponosi żadnych kosztów. Bez względu na to, czy spowodował wypadek, jadąc z nadmierną prędkością (ubezpieczenia drogowe OC/AC czy NNW w żaden sposób nie są związane z kosztami akcji ratunkowej), czy zgubił się w lesie podczas grzybobrania, czy wypadł z łódki w trakcie połowu ryb. Do wypadku w górach doprowadza zazwyczaj szereg następujących po sobie małych błędów, które mogą mieć tragiczne skutki. Analogie do wypadków drogowych znów są oczywiste”.
© mZdrowie.pl