Niby sezon wakacyjny, niby upały, a nie ma tygodnia, żeby nie zdarzyły się zmiany personalne. Taka to prawidłowość w przyrodzie, że najpierw temperatura rośnie, robi się gorąco nie do zniesienia, a potem burza, pioruny, błyskawice – i coś z nieba spada. W systemie robi się gorąco, jako że pozostało jakieś 10 tygodni do wyborów. Więc pojawiają się burze i opady. Najpierw opadł prezes NFZ, teraz opadł jeden z wiceministrów.
Zdaje się, że chodzi o przegrupowanie sił przed wyborami. Typowa taktyka atakującej armii polega wszak na tym, żeby pozbyć się balastu. A typowa taktyka atakującej siły politycznej wymaga na dokonaniu zmian personalnych wszędzie tam, gdzie mogą się pojawić ataki ze strony przeciwników. Najłatwiej wówczas odpowiedzieć – też dostrzegliśmy problem, a osoby odpowiedzialne za ten problem odeszły. Kiedyś się mówiło, że odeszły na własną prośbę i na inny odpowiedzialny odcinek. Teraz w komunikatach ten wyświechtany propagandowy zwrot zostaje zwykle zastąpiony informacją, że były prezes czy minister nadal będzie służył doświadczeniem i pomocą.
Ludzie się głowią, w jakim celu nagle prezes NFZ – człowiek ostrożny, liczący słowa równie dobrze co miliardy złotówek, nagle wypowiedział wojnę lekarzom POZ. A mnie się przypomina pomysł rodem z PRL – jak się wyzwolić spod ruskiego panowania. Ktoś mianowicie zaproponował, aby wypowiedzieć wojnę Amerykanom i następnego dnia się poddać. Wtedy może przyjadą, żeby nas okupować. Deklaracja wojny z POZ zabrzmiała trochę jak taki pozornie szaleńczy, ale wyrachowany krok. Nie, żeby lekarze rodzinni mieli cokolwiek okupować, ale służący osiągnięciu wyznaczonego celu.
Na odejście wiceministra zdrowia odpowiedzialnego m.in. za reformę psychiatrii można spojrzeć w kontekście nie tego, czego dokonał, ale w kontekście rozbudzonych oczekiwań. Ktoś przytomny kiedyś powiedział, że za reformę psychiatrii może się zabierać tylko wariat. Bo to jest najmniej wdzięczny obszar medycyny. Cokolwiek się zdarzy, nikt nie będzie zadowolony, nikt nie podziękuje. To jest w ogóle obszar paradoksów. Odmiennie niż w kardiologii czy chirurgii, do szpitala psychiatrycznego pacjent idzie bez nadziei na wyleczenie, a rodzina go żegna ze strachem w oczach. Wychodzi potem bez szansy na powrót do normalnego życia, witany przez rodzinę z jeszcze większym strachem w oczach.
W pilotażu opieki środowiskowej już bodaj milion pacjentów znalazło opiekę i zaczęły spadać hospitalizacje. Ale na realne, widoczne zmiany w psychiatrii – i nie tylko – potrzeba znacznie więcej czasu niż czteroletnia kadencja. Tymczasem cierpliwość i konsekwencja nie są dobrym towarem na giełdzie wyborczej. Wyniki są potrzebne tu i teraz, a już na pewno przed wyborami. Jeśli zatem na wyniki za wcześnie, w zamian potrzebna jest dobra narracja. Na przykład o tym, że będzie lepiej i szybciej, bo dokonaliśmy zmian kadrowych. Zmieniliśmy prezesa najmniej popularnej instytucji w tym kraju. I teraz z nowym zespołem ruszymy/ruszamy/ruszyliśmy (niepotrzebne skreślić) z kopyta do wdrażania oczekiwanych zmian.
Taki mechanizm rządzi polityką. Nie można się obrażać, tylko ewentualnie współczuć tym, którzy się dali wciągnąć w młyny władzy. I jeszcze jedno – to jest gra zespołowa. Nie ma miejsca na własne zdanie. Nie można zbyt długo maszerować w swoim własnym rytmie ani dłubać sobie na boku. Soliści niech zapomną o tej dyscyplinie sportu. Liczy się zespół.
/ mzdrowie