Długi polskich szpitali na koniec 2019 roku były niższe niż po trzecim kwartale – wynika z danych opublikowanych przez Ministerstwo Zdrowia. Spadek jest nieznaczny, ale – jak podkreślają eksperci – cenne jest to, że wyhamowano długotrwałą niekorzystną tendencję wzrostową.
Według danych publikowanych przez resort zadłużenie wzrastało nieustannie od początku 2018 roku. Wtedy zadłużenie szpitali wynosiło 11,84 mld zł. Na koniec roku 2018 było to już 13,07 mld zł, a we wrześniu 2019 – 14 mld 321 mln zł. W grudniu 2019 zadłużenie spadło o 15 mln zł do kwoty 14 306 mld zł. Porównując dane grudniowe z wrześniowymi spadła także wartość zobowiązań wymagalnych szpitali – z 2,1 mld zł do 1,9 mld zł.
Przyczyną rosnącego zadłużenia szpitali w ostatnich dwóch latach były, zdaniem ekspertów, przede wszystkim podwyżki płac pracowników. Wynikały one z podniesienia płacy minimalnej oraz z porozumień ze związkami zawodowymi, wynegocjowanych na poziomie ministerialnym, bez udziału dyrektorów i właścicieli szpitali. Według obliczeń prof. Eweliny Nojszewskiej ze Szkoły Głównej Handlowej, na wynagrodzenia pracowników szpitale przeznaczają ok. 85 proc. wartości kontraktów z NFZ.
„Na całe szczęście w czwartym kwartale 2019 roku resort i NFZ nie tylko zauważyły, ale nie zbagatelizowały zagrożenia. Podwyższono ryczałty szpitali. Być może potraktowałbym to jako pierwszą jaskółkę, budzącą nadzieję na zatrzymanie lub wręcz odwrócenie procesu zadłużania szpitali, gdyby nie to, że rząd już zapowiedział kolejne podwyżki płac. I nie zdążył przed ogłoszeniem epidemii COVID-19 wprowadzić żadnych mechanizmów korygujących skutki tych podwyżek. Ile kosztować będzie szpitale walka z epidemią – jeszcze nie wiemy. Podobnie jak nie wiemy, czy, kiedy i w jaki sposób poniesione nakłady zostaną zwrócone. A od tempa i sposobu ich rozliczania zależy dalsza przyszłość naszych szpitali” – mówi w rozmowie z portalem mZdrowie.pl Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych.
Grzegorz Ziemniak, partner w Instytucie Zarządzania i Demokracji podkreśla, że zahamowanie tempa przyrostu zadłużenia „to zawsze dobry znak, wstęp do sanacji finansów”. Zauważa, że na czas pandemii rząd już przeznaczył dodatkowe środki dla szpitali. „Obawiać się jednak trzeba, że w czasie pandemii z natury rzeczy poluzowana zostanie dyscyplina finansowa. Nie bez znaczenia jest też skokowy wzrost i cen, i zużycia materiałów ochronnych przez wszystkie placówki medyczne. Od tego, czy i ile pieniędzy znajdzie się na zrekompensowanie skutków epidemii, zależeć będzie przetrwanie wielu szpitali. Będzie to też czas na refleksję, czy dalsze inwestycje w ochronę zdrowia powinny być adresowane właśnie do szpitali, czy raczej infrastrukturę potrzebną do świadczeń udzielanych w trybie jednego dnia, czy na rozbudowę narzędzi telemedycznych, które w walce z epidemią okazały się skuteczne i bardziej niezawodne niż inne” – mówi Grzegorz Ziemniak.
© mZdrowie.pl