Biorąc pod uwagę warunki, w jakich działaliśmy, poradziliśmy sobie bardzo dobrze. Na koniec 2020 roku nasze udziały rynkowe nawet nieco wzrosły. W porównaniu z 2019 rokiem odnotowaliśmy także niewielki wzrost sprzedaży. Zawdzięczamy go przede wszystkim lekom biorównoważnym. Spółki Novartis i Sandoz traktowane razem są liderem polskiego rynku leków, pod tym względem prześcignęliśmy Polpharmę – mówi Thomas Weigold, dyrektor generalny Sandoz Polska.
– Został Pan szefem Sandoz w Polsce w połowie 2020 roku, w czasie kryzysu związanego z pandemią. Czas był niełatwy, z jakich powodów wybrał Pan Polskę jako miejsce pracy?
Thomas Weigold – Przede wszystkim postrzegam Polskę jako kraj, który w tym momencie bardzo dynamicznie się rozwija, na tle Europy jest bardzo atrakcyjnym miejscem do pracy i podejmowania nowych wyzwań. I miejscem przyjemnym do mieszkania, pełnym życia i energii.
– A miejsce naszego kraju w strukturach korporacji?
– Dla naszej firmy Polska jest bardzo ważnym krajem, istotnym ogniwem w biznesie. To działa zresztą w obie strony – nasza firma jest istotna dla kraju, ponieważ spółki Novartis i Sandoz traktowane razem są liderem polskiego rynku leków, pod tym względem prześcignęliśmy Polpharmę. Mamy w Polsce dwa zakłady produkcyjne, jesteśmy więc znaczącym inwestorem i pracodawcą.
– Początki w czasie pandemii musiały być trudne.
– Przeprowadzaliśmy się z całą rodziną do Polski z USA w połowie sierpnia 2020 roku. Był to chyba najlepszy okres ubiegłego roku na takie zmiany, kiedy nie było ostrych restrykcji związanych z pandemią. Natomiast w pracy naszego biura obowiązywały ograniczenia bezpieczeństwa i dominowała praca zdalna. Największym problemem w początkowym okresie było tak naprawdę to, że nie miałem bezpośredniego kontaktu z moimi współpracownikami. Sytuacja była pod tym względem unikalna i wymagała od wszystkich dodatkowego wysiłku. Pierwszy raz mi się zdarzyło, że nie mogłem się spotkać z całym zespołem na początku swojej pracy.
– Trudne sytuacje wyzwalają dodatkową mobilizację.
– Rzeczywiście, to było widoczne, że zespół jest dodatkowo zmotywowany, wszyscy starali się sprostać nadzwyczajnym wyzwaniom, z którymi mieliśmy – i mamy nadal – do czynienia. Tutaj chcę mojemu zespołowi złożyć wyrazy podziękowania i uznania. Jako firma zapewniająca dostęp do leków nie mogliśmy ogłosić lockdownu, wręcz przeciwnie – musieliśmy tym bardziej zadbać o to, aby produkty były bez przerwy produkowane i dostępne dla pacjentów.
– Co stanowiło największe wyzwanie?
– Pod względem zarządzania było to łączenie ludzi w zespół, komunikacja wewnętrzna, w której mogliśmy wykorzystywać głównie pracę zdalną i wideokonferencje. Natomiast z punktu widzenia biznesowego najważniejszym celem firmy było, aby nie dopuścić do braków na rynku. Dostrzegaliśmy okresowy spadek sprzedaży, w szczególności po ogłoszeniu lockdownu i potrzebne było bardzo dokładne planowanie wszystkich operacji, przewidywanie zmian. Zwłaszcza że sytuacja była bezprecedensowa, nikt nie miał wcześniejszych doświadczeń tego typu.
– Rynek falował.
– Najtrudniej było przewidzieć, jak będzie się zmieniał rynek leków w sytuacji, kiedy pacjenci zostali praktycznie zamknięci w domach. Popyt na leki zmieniał się w zróżnicowany sposób, zależnie od rodzaju produktów, nawet w odniesieniu do leków na choroby przewlekłe dostrzegaliśmy zaskakujące spadki popytu. Do tego dochodziły wciąż nowe decyzje rządu dotyczące lockdownu. Dlatego dominowało planowanie krótkookresowe, podejmowaliśmy szybkie decyzje w reakcji na zmienną sytuację.
Pierwszy kwartał, przed lockdownem, odznaczał się silnym wzrostem sprzedaży. W znacznej części wynikało to ze zwiększonych zakupów hurtowni i aptek, które budowały zapasy w odpowiedzi na niepewną sytuację. Drugi kwartał – to był bardzo znaczący spadek sprzedaży w aptekach, a co za tym idzie także zmniejszone obroty producentów. Z oczywistych względów bezpieczeństwa tak zmieniliśmy pracę naszego działu sprzedaży, aby radykalnie ograniczyć ich kontakty ze szpitalami, lekarzami czy aptekami. W drugiej połowie roku dostrzegaliśmy falowanie – raz popyt wzrastał, raz malał.
– Podsumowując ubiegły rok, jakie odnotowaliście wyniki sprzedaży?
– Biorąc pod uwagę warunki, w jakich działaliśmy, poradziliśmy sobie bardzo dobrze. Udało się przez cały rok utrzymać regularne i stałe dostawy na rynek, mimo zmiennej sytuacji. Na koniec roku nasze udziały rynkowe nawet nieco wzrosły. W porównaniu z 2019 rokiem odnotowaliśmy także niewielki wzrost sprzedaży. Zawdzięczamy go przede wszystkim lekom biorównoważnym – w ubiegłym roku wprowadziliśmy kilka nowych produktów w tej kategorii i dodatkowy wolumen sprzedaży z nawiązką zrekompensował pewne spadki w kilku innych segmentach, jak choćby antybiotyków – zamknięcie ludzi w domach zmniejszyło zapotrzebowanie i liczbę wypisywanych na nie recept.
– Czy w bieżącym roku biznes wrócił do równowagi?
– Zaplanowaliśmy pierwszy kwartał z założeniem, że nadal będą obowiązywały restrykcje związane z pandemią. Przy tym założeniu, wyniki sprzedaży w pierwszym kwartale są lepsze niż plan. Przypuszczaliśmy, że drugi kwartał oznaczać będzie pobudzenie rynku i więcej pacjentów zacznie odwiedzać lekarzy.
Działając na rynku leków generycznych dostosowujemy nasze plany do tempa, w jakim upływa ochrona patentowa wielu leków. W tym roku wprowadzamy zatem nowe produkty, choćby w kardiologii, leczeniu nadciśnienia, także leki złożone z dwóch lub więcej substancji aktywnych w jednej tabletce. W najbliższych latach planujemy także wiele nowych produktów w leczeniu cukrzycy, neurologii, onkologii. Najbliższe miesiące będą poświęcone na przygotowania do tej fali nowych wprowadzeń.
– Wspomniał Pan leki biorównoważne. Ten rynek rozwija się dynamicznie, choć nie tak szybko jak mógłby.
– Z punktu widzenia pacjentów w tym obszarze Polska ma bardzo dużo niezaspokojonych potrzeb. W porównaniu z innymi krajami Europy, leczenie biologiczne podlega mocnym ograniczeniom. Wykorzystanie leków biologicznych pozostaje w Polsce na poziomie 3-5 procent, podczas gdy średnia europejska – to 20 procent. Sprawiają to głównie restrykcje zapisane w programach lekowych, w wielu przypadkach nie do końca w zgodzie z wytycznymi i zaleceniami naukowymi. Na dłuższą metę ta sytuacja jest nie do utrzymania, dlatego jestem przekonany, że stosowanie leków biorównoważnych będzie szybko wzrastać. Sandoz jest w stanie wprowadzić do Polski znacznie więcej leków biorównoważnych niż obecnie, które jak wiadomo są bardziej przystępne cenowo od leków oryginalnych, dzięki czemu znacznie więcej pacjentów mogłoby być leczonych tymi nowoczesnymi terapiami.
– W jaki sposób najskuteczniej można zwiększyć dostępność leków biologicznych?
– Przede wszystkim wprowadzając zmiany kryteriów kwalifikacji pacjentów do programów lekowych. Wybrane – nie wszystkie – leki biorównoważne, których ceny uległy znaczącemu obniżeniu, mogą być również dostępne poza programami, jako leki sprzedawane na receptę w aptekach.
– Poziom cen w Polsce należy do najniższych w Europie. To sprawia dodatkowe trudności przy wprowadzaniu nowych produktów i ustalaniu cen referencyjnych.
– Na tym polega specyfika polskiego rynku, ale jest do pewnego stopnia rekompensowana przez rozmiar rynku i dynamiczny rozwój gospodarczy. Czyli wyzwania są rekompensowane przez możliwości rozwoju. Generalnie patrząc, kryzys spowodowany pandemią zapewne sprawi, że wiele krajów w Europie będzie mocniej kontrolować wydatki, w tym również na refundację leków. Tymczasem w Polsce zapowiadany jest wzrost wydatków na ochronę zdrowia, więc możemy mieć do czynienia ze zwiększeniem dostępu do innowacji i nowoczesnych terapii biologicznych.
– Możliwości rozwoju ma cała Europa, mówi się o odbudowie produkcji API i zatrzymaniu ekspansji chińskich firm. Powstała strategia rozwoju przemysłu farmaceutycznego.
– Firmy produkujące leki muszą dysponować odpowiednimi strategiami zakupów, tak aby minimalizować ryzyko braku surowców, w tym zwłaszcza substancji aktywnych. Z zasady staramy się mieć kilku dostawców dla każdego API. Również plan Unii Europejskiej idzie w kierunku dywersyfikowania źródeł zaopatrzenia. Inicjatywa przywrócenia produkcji niektórych substancji w Europie powiedzie się, jeśli zostaną stworzone odpowiednie zachęty i mechanizmy biznesowe. Przykładem takiego działania jest porozumienie, które niedawno Sandoz zawarł z rządem Austrii, aby przywrócić w tamtejszych zakładach produkcję niektórych antybiotyków.
– Polskie zakłady Sandoza również mają szansę na rozwój?
– Nasze polskie zakłady już należą do największych w Europie, a planujemy ich dalszą rozbudowę. Do końca przyszłego roku uruchomimy cztery nowe linie produkcyjne, tak że ich liczba w ciągu dwóch lat podwoi się. Zlokalizowany w Polsce ośrodek produkcyjny nabiera znaczenia w ramach naszych międzynarodowych struktur. A z punktu widzenia bezpieczeństwa lekowego kraju ważne jest, że wiele leków Sandoz dostępnych na polskim rynku stosowanych na przykład w diabetologii, jest produkowana na miejscu.
(rozmawiał Krzysztof Jakubiak)
© mZdrowie.pl