Branża farmaceutyczna doświadczyła zawirowań związanych z pandemią, ale uniknęła większych problemów. Intensywnie myślimy o rozwijaniu produkcji substancji czynnych i biosymilarów. Wsparcie rządu dla krajowych producentów powinno się przejawiać przede wszystkim w odpowiedniej polityce cenowej, tak aby zagwarantować opłacalność produkcji i stabilność inwestycji – mówi Marek Wośko, wiceprezes firmy POLFARMEX.
– Jak wygląda sytuacja w branży farmaceutycznej, pół roku od wybuchu pandemii?
Marek Wośko, wiceprezes firmy POLFARMEX: – Na pewno sytuacja w naszej branży uległa zmianie. Problemem jest to, że ludzie przestali się leczyć. Zachorowalność w onkologii, według dostępnych nam danych, spadła o 46 proc., a w kardiologii – o 42 proc. Oczywiście, nie nastąpiła nagła poprawa zdrowia Polaków, tylko pacjenci przestali się zgłaszać do lekarzy, przestali się leczyć, a tym samym pozwalają na to, by choroby się rozwijały. Okazało się również, ze w zetknięciu z zagrożeniem pandemią żaden system opieki zdrowotnej, nawet w najbogatszych krajach, nie jest na to wystarczająco przygotowany. Branża farmaceutyczna doświadczyła zawirowania, ale bardzo dobrze sobie poradziła. W marcu sprzedaż leków zanotowała ogromny wzrost, a potem z kolei nastąpiły równie duże spadki. Pacjenci – co bardzo ważne – cały czas jednak mieli i mają dostęp do wszystkich terapii. Z niektórymi produktami mieliśmy pewne problemy, ale udało nam się utrzymać łańcuchy dostaw substancji czynnych.
– Efektem zawirowań jest zapewne niższa sprzedaż i wyższe koszty.
– Utrzymanie dotychczasowej produkcji i dostaw wymagało od nas sporych nakładów. Wzrosły bowiem koszty logistyki, administracji. Dbając o ciągłość produkcji wprowadzaliśmy nową organizację pracy, dzieląc załogę na grupy, tak aby nie mieszały się ze sobą. Dostawcy niektórych substancji i środków, korzystając z sytuacji, podnosili i nadal podnoszą ceny. Na efekt pandemii nałożyły się tutaj zmiany w kontroli jakości, w wyniku których niektórzy producenci z Azji zostali wyeliminowani już w ubiegłych latach.
– Czy doświadczyliście zawirowań dostaw API z Chin?
– Udało się nam uniknąć większych problemów, ponieważ to nie jedyny kierunek naszych dostaw, oczywiście poza tym, że wzrosły ceny. Chińczycy są bardzo elastyczni i przedsiębiorczy – potrafią dobrze radzić sobie z wyzwaniami. Zamykając kilka tysięcy fabryk nie spełniających wymagań ochrony środowiska, jednocześnie potrafią uruchomić kilka tysięcy nowych zakładów. Produkcja wielu substancji została tam skonsolidowana w dużych firmach.
– W tym kontekście mówi się o ponownym uruchamianiu produkcji API w Europie i w Polsce. Rozważa Pan taki ruch?
– Jak najbardziej. Od kilku miesięcy bardzo intensywnie analizujemy możliwości produkcji różnych substancji, samodzielnie lub we współpracy z innymi polskimi firmami. Oczywiście, to wymaga czasu i jest jeszcze za wcześnie na konkrety. Ale jesteśmy zdecydowani i szukamy możliwości dalszego rozwoju. Pod uwagę trzeba jednak brać także rachunek ekonomiczny, bo produkcja w naszym kraju, w Unii Europejskiej, musi być droższa niż chińska.
– Czyli leki będą drożeć?
– Leki w Polsce są nadzwyczaj tanie. Polski pacjent jest od dawna przyzwyczajony do cen leków, których poziom zasadniczo odbiega od tego, z czym mamy do czynienia w Europie. Dzisiaj niektóre leki generyczne kosztują przecież kilka złotych. Oczywiście, idea leku generycznego – to właśnie udostępnianie nowoczesnych leków w przystępnych cenach. Ale mówimy o nowoczesnej produkcji, spełnianiu wysokich kryteriów jakości i bezpieczeństwa, nadzorze nad jakością i ochroną środowiska. Do tego dochodzi masa wymogów formalnych, jak na przykład niedawno wprowadzona serializacja produkcji, która kosztowała nas kilkanaście milionów złotych – a nie przyniosła nawet złotówki dodatkowych dochodów, nie mówiąc o zysku. I w tym kontekście mamy sprzedaż leku za kilka złotych. Dla zobrazowania powiem, że za taką kwotę nie kupimy kawy w automacie. Podzielam zdanie tych osób z naszego sektora, które uważają, że polityka cenowa musi się zmienić. W przeciwnym razie narastać będą problemy z dostępnością leków na rynku.
– Czyli trzeba byłoby wspierać krajową produkcję. Co Pan myśli o RTR?
– Trudno komentować coś, co nie istnieje. Pandemia niewątpliwie pokazała, że rząd powinien zajmować się produkcją leków w takim sensie, aby stworzyć odpowiednie warunki działania producentom. W naszym kraju nie ma jeszcze firm, które byłyby w stanie rozwijać od początku do końca nowe, innowacyjne leki. Nikt nie zgromadził jeszcze tak dużego kapitału. Trzeba patrzeć realnie i skupiać się na mniejszych celach. My na przykład chcemy sprzedawać insulinę ludzką, idziemy zatem w kierunku produkcji biosymilarów. Tworzymy zespół, który opracowuje nową technologię wytwarzania. Zaczynamy przygotowywać w tym celu nową linię produkcyjną. To oznacza bardzo duże inwestycje, które przyniosą zwrot dopiero po pewnym czasie. Potrzebne jest wsparcie ze strony rządu i stwarzanie dobrych warunków działania, aby ten proces inwestycyjny zakończył się sukcesem. A przynajmniej – żeby te warunki się nie pogarszały. Znam wiele przypadków gotowych zakładów produkcyjnych, które nie zostały uruchomione – ponieważ czekają na rejestrację produktów.
– Jakie znaczenie dla rozwoju takich firm jak POLFARMEX odgrywa eksport?
– Eksport jest niezbędny, aby krajowi producenci leków mogli się rozwijać. Oczywiście, wchodzenie na nowe rynki nie jest łatwe z powodu długiego procesu rejestracji. Opracowaliśmy i zarejestrowaliśmy pierwszy na świecie generyk preparatu do inhalacji, pod względem globalnej sprzedaży jednego z największych na świecie. W Polsce możemy uzyskać z jego sprzedaży nie więcej niż 100 milionów złotych. A rynek światowy ma rozmiary kilkunastu miliardów dolarów. Dlatego rejestracja i wejście na polski rynek – to dopiero początek. Wchodzenie na rynek międzynarodowy wymaga oczywiście zbudowania sieci sprzedaży, zespołu przedstawicieli, logistyki, systemu nadzoru nad jakością i bezpieczeństwem. Ale to jedyna droga, aby taka firma jak nasza, mogła myśleć o kumulacji kapitału, niezbędnej dla znaczącego rozwoju.
– Eksport się rozwija?
– Aktualnie nasz eksport to 10 proc. obrotów, a jednocześnie około 17 proc. wolumenu produkcji. Sprzedajemy głównie do krajów Dalekiego Wschodu, a także Europy. I z roku na rok sprzedaż zagraniczna się zwiększa.
– Najważniejsze plany na najbliższe lata?
– To przede wszystkim opracowywanie nowych preparatów generycznych z wartością dodaną, czyli np. o przedłużonym działaniu czy szybko uwalniających substancję czynną. Zamierzamy się koncentrować m.in. na lekach do inhalacji, czyli rynku pulmonologicznym, który należy do trudniejszych – a przez to konkurencja jest stosunkowo mało liczna. W tym obszarze mamy już odpowiednie kompetencje. Chcemy wykorzystywać naszą świeżo opracowaną technologię produkcji leku oraz inhalatora , czyli dozownika wielodawkowego – rozwijaną na inne preparaty. Szukamy partnerów na rynkach europejskich, a także azjatyckich. Jesteśmy mocno zainteresowani biotechnologią, czyli produkcją biosymilarów.
– Współpracujecie z Uniwersytetem Łódzkim.
– Tak, współpracujemy z Uniwersytetem i Politechniką Łódzką i doceniamy ten obszar relacji. Ale przede wszystkim mamy własne laboratorium biotechnologiczne i dział badawczy, składający się z młodych naukowców, z siedzibą w łódzkim Bionanoparku. Najważniejszym projektem jest aktualnie opracowanie technologii produkcji biopodobnego analogu ludzkiej insuliny.
© mZdrowie.pl
Firma nie jest innowacyjna, bo jak do tej pory nie wprowadziła oryginalnego leku na rynek. Głównym kierunkiem rozwoju tej firmy są “nowe formy” starych leków – nic odkrywczego. Liczy się tylko sprzedaż, nie innowacja i nie ludzie, którzy są najwyższym dobrem firmy.