Polskie innowacyjne produkty medyczne często trafiają do polskich pacjentów z dużym opóźnieniem. Łatwiej jest wprowadzić je na rynek za granicą, we współpracy z zagranicznymi płatnikami. I dopiero po uzyskaniu refundacji za granicą, rozmowa z polskim płatnikiem staje się łatwiejsza – mówi Wojciech Szefke, prezes Organizacji Pracodawców Przemysłu Medycznego Technomed.
– Polski przemysł wyrobów medycznych staje się potęgą. To już 1 proc. całego naszego eksportu – co jest naszą specjalnością narodową w tej dziedzinie?
Wojciech Szefke – Nie mamy takiej jednej, konkretnej specjalności, dobrze radzimy sobie w różnych segmentach. Zamiast wskazywania narodowej specjalności możemy wskazać na trzy obszary, w których polskie firmy radzą sobie dobrze w walce konkurencyjnej na światowym rynku. Pierwszym są wyroby o wysokim stopniu skomplikowania – np. implanty, stenty, różnego rodzaju aparatura – sprzedawane pod własnymi markami handlowymi. Na początek zdobywały one europejskie rynki, z czasem coraz lepiej zaczęły sobie radzić na rynku światowym. Jest też drugi filar: firmy produkujące sprzęt i urządzenia na zlecenie światowych gigantów rynkowych, pod ich markami Dzięki temu możemy powiedzieć, że produkcja wielu urządzeń medycznych stopniowo przenosi się do naszego kraju. Jest i trzeci filar, a więc produkcja sprzętu, urządzeń, czy wyrobów o bardzo niskim stopniu komplikacji, np. pieluchomajtek. Okazuje się, że także w tym segmencie polskie przedsiębiorstwa są w stanie konkurować np. z Chińczykami, a więc produkować lepiej i taniej.
– Rząd Chin wspierane chińskie firmy, Amerykanie postępują podobnie. Jak wygląda wsparcie udzielane przez polski rząd?
– Jednocześnie możemy i nie możemy narzekać. Zbiorowym terminem „wyroby medyczne” określamy tak różne towary jak narzędzia informatyczne dla telemedycyny, kardiowerter i pielucha. Możemy powiedzieć, że w zależności od towaru, czy nawet firmy, jesteśmy wspierani z różną intensywnością. Jest też dobra wiadomość polegająca na tym, że polskie firmy nauczyły się korzystać z ogólnoeuropejskich mechanizmów promocji i wsparcia. To nam pomaga poza naszym kontynentem, a gra idzie o wysoką stawkę.
– Jaką?
– Zapotrzebowanie na wyroby medyczne w skali globalnej stale rośnie. I wiąże się to z dwoma zjawiskami – starzeniem się zamożnych społeczeństw i stopniowym bogaceniem się biedniejszych. Szacujemy, że samo starzenie się społeczeństw przyczyni się do tego, że polski rynek wyrobów medycznych będzie rósł w tempie 5-8 proc. rocznie, a w skali globalnej o 3-4 proc. rocznie. Sukcesywnie bogatsze stają się także kolejne społeczeństwa z Azji i Ameryki Łacińskiej, w kolejce czeka Afryka. Ten wzrost przekłada się bezpośrednio na wzrost zapotrzebowania na wyroby medyczne, bez których dotychczas w tych krajach się obywano. Kolejnym zjawiskiem będzie budujący się rynek na wyroby o wyższym stopniu skomplikowania. A także – w zakresie medycyny estetycznej.
– W Polsce mamy dość rygorystyczne przepisy regulujące sposób produkcji wyrobów medycznych. Na przykład w wielu wypadkach zupełnie zakazujemy ich regeneracji, nawet w wypadku reeksportu, podczas gdy wiele krajów dopuszcza ich jej stosowanie.
– Nie do końca rozumiem ideę całkowitego zakazu regeneracji wyrobów medycznych. W wielu wypadkach efektem takiej regeneracji jest uzyskanie produktu o najwyższych parametrach jakościowych przy kosztach znacznie niższych niż wytworzenie nowego produktu od podstaw. W chwili obecnej przepisy krajowe zakazują wprowadzania do obrotu na terenie RP wyrobów medycznych, które przeszły proces regeneracji. Są uznawane za odpad medyczny.
W części krajów Europy Zachodniej, takich jak Niemcy czy też Szwajcaria, przyjmuje się odmienną filozofię. Tam produkt raz użyty może być poddany regeneracji. W praktyce więc produkt nadal pozostaje przypisany do wytwórcy pierwotnego. Podmiot świadczący usługę regeneracyjną gwarantuje jednak, iż posiada on poziom sterylności oraz funkcjonalność tożsamą z produktem pierwotnym. Robocza wersja projektu nowej ustawy o wyrobach medycznych zawiera możliwość prowadzenia usługi regeneracji wyrobów na terytorium naszego kraju. Zregenerowanego produkt nie będzie sprzedać w Polsce. Projekt przewiduje bowiem zakaz wprowadzania do obrotu i używania tego rodzaju wyrobów medycznych. Nie to jest jednak największą bolączką w nowych przepisach.
– W takim razie co tą bolączką jest?
– Kary finansowe. Oczywiście, nie chodzi o sam mechanizm wymierzania takich kar, bo możliwości ich stosowania nikt nie kwestionuje. Chodzi o wysokość dopuszczalnych kar. Za niewspółmiernie niskie przewinienia można będzie polskich wytwórców ukarać wielomilionowymi grzywnami, w wysokości, która może istotnie wpłynąć na kondycję finansową firmy. Firmy, które działają za granicą, w wielu państwach nie napotykają takich problemów. Jeśli w ogóle istnieją takie przepisy karne, to ich limity nie są tak wyśrubowane.
– Polscy producenci narzekają także na to, że trudno im trafić z innowacyjnymi wyrobami na krajowy rynek – że droga prowadzi przez rynki zagraniczne.
– To paradoks, ale dość często tak się zdarza, szczególnie w wypadku wyrobów innowacyjnych. Rozwijane są we współpracy z płatnikami zagranicznymi, np. niemieckimi. I dopiero po dopuszczeniu na tamte rynki, dopiero po uzyskaniu tamtejszej refundacji, łatwiejsza jest rozmowa z polskim płatnikiem.
– Czyli polski płatnik nie sprawdza się w roli partnera w rozwoju produktu?
– Tak ostro bym tego nie ujął. Ale rzeczywiście często zagraniczni partnerzy są mocniej nastawieni na uzyskanie korzyści płynących z innowacji. Mają w tym lepszą praktykę, więcej doświadczeń we współpracy z firmami, bardziej otwarte nastawienie. Po osiągnięciu sukcesu na obcym rynku działa już typowe prawo serii, dzięki któremu produktowi, który odniósł sukces w jednym kraju, łatwiej zdobywać kolejne rynki. I w ten sposób polski produkt trafia do polskich pacjentów dopiero z opóźnieniem, potrzebnym na sprawdzenie się na obcym rynku. Widzimy jednak światełko w tunelu. W Ministerstwie Zdrowia powstał Departament Innowacji którego jednym z zadań będzie wprowadzanie nowoczesnych technologii medycznych do krajowego systemu ochrony zdrowia. Z inicjatywą tą wiążemy duże nadzieje.
Jest jeszcze jedna przeszkoda w lokowaniu produktów na polskim rynku – to zła kondycja polskich szpitali. Wpływa niekiedy na kłopoty z uzyskaniem zapłaty za dostarczony produkt. Chcielibyśmy, aby polski rynek był tym miejscem, gdzie polskie firmy nabierają impetu to zdobywania rynków zagranicznych, ale w wielu wypadkach to się nie udaje. Przydałaby się jakaś forma RTR dla części wytwórców wyrobów. Choćby w formie precyzyjniejszych zapisów dotyczących wyrobów w koszyku świadczeń medycznych.
– Jak pandemia wpłynęła na rozwój rynku wyrobów medycznych?
– Przypomnę jeszcze raz, że to nie jest jednolity rynek. Na pewno pandemia była istotnym impulsem rozwojowym dla producentów rozwiązań teleinformatycznych. Na pewno był to dobry czas dla wytwórców środków ochronnych. Natomiast spowodował straty dla części dostawców np. aparatury szpitalnej czy zaawansowanych wyrobów wszczepialnych, bo zamówienia ze strony części placówek niemal całkowicie „siadły”. Sądzę jednak, że branża jako całość wyjdzie z koronakryzysu wzmocniona, chociażby w segmencie telemedycyny.
(rozmawiał Bartłomiej Leśniewski)
© mZdrowie.pl