Według nowego raportu OECD „Health at Glance” Polska ani nie poprawiła znacząco, ani też nie pogorszyła swoich notowań w analizowanych kategoriach.Raport nie zawiera zbiorczej listy rankingowej poszczególnych państw. Miejsce naszego kraju pośród 36 państw można określić na podstawie 80 omawianych wskaźników, istotnych dla oceny systemu ochrony zdrowia.
Wskaźniki OECD ewoluują powoli, z roku na rok, jako proces trwający przez dziesięciolecia. “Gdybyśmy na podstawie raportów OECD mieli oceniać skutki posunięć obecnej i poprzedniej ekipy, musielibyśmy poczekać co najmniej dziesięć lat. Dopiero wtedy zamanifestowałyby się one w stopniu, który zauważalny byłby według mierników stosowanych przez autorów” – mówi Grzegorz Ziemniak, partner w Instytucie Zdrowia i Medycyny. Lektura raportu jest jedna pomocna w ocenie sytuacji, w której jesteśmy i przy wytyczaniu kierunków, w których powinniśmy zmierzać.
Oczekiwana średnia długość życia wynosi ona w Polsce 77,9 lat. Przy średniej dla wszystkich ocenianych państw (80,7 lat) wyprzedzamy jedynie Słowację, Węgry, Litwę, Meksyk i Łotwę. Zajmujemy zatem 31. miejsce, piąte od końca. Według OECD na ochronę zdrowia wydajemy w Polsce 6,3 proc. PKB. Średnia wydatków w krajach klasyfikowanych w raporcie OECD wynosi 8,8 proc., a Polska zajmuje pod tym względem 9. miejsce od końca.
Aż 13,6 proc. Polaków ocenia swój stan zdrowia jako zły. To także daje nam miejsce w ogonie rankingu, ale – co ciekawe – tuż przed Japonią, które legitymuje się znacznie lepszymi wynikami w innych, bardziej mierzalnych kategoriach. Możemy się za to pochwalić lepszym od średniej wskaźnikiem rozpowszechnienia cukrzycy – polski wskaźnik wynosi 5,9 podczas gdy średnia krajów OECD – to 6,4.
Autorzy raportu formułują specjalne ostrzeżenia dla państw, w których osiągane wskaźniki zdrowotne są znacznie gorsze od średniej. Na takie ostrzeżenie nie zasłużyliśmy, gdy chodzi o palenie tytoniu, konsumpcję alkoholu czy odsetek osób otyłych. Otrzymaliśmy je jednak w kwestii chorób wynikających z zanieczyszczenia powietrza. W Polsce odnotowujemy z tego powodu 76,3 zgonu na 100 tys. osób.W gorszej sytuacji są obywatele jedynie czterech państw – Grecji, Węgier, Litwy i Łotwy.
OECD ocenia także jakość opieki zdrowotnej, posługując się czterema wskaźnikami. Pierwszy – to ilość przepisywanych antybiotyków liczona w dziennych dawkach na tysiąc mieszkańców. Polscy lekarze przepisują 23,8 dziennych dawek, czyli więcej niż średnia OECD (17,8) – ale nie ma w tym dziale specjalnego ostrzeżenia dla Polski. Na poziomie średniej OECD oceniono polski POZ. W światowej czołówce znaleźliśmy się pod względem skutecznego leczenia zawałów serca. Natomiast w opiece onkologicznej znaleźliśmy się na miejscu trzecim od końca, gorzej jest tylko na Łotwie i w Estonii.
Obliczony w raporcie wskaźnik czynnych zawodowo lekarzy na tysiąc mieszkańców w Polsce wynosi – 2,4, podczas gdy średnia OECD wynosi 3,5. Skądinąd warto przypomnieć, że dane te nie pasują do oficjalnych informacji podawanych przez samorząd lekarski ani polskie Ministerstwo Zdrowia, według których wynosi on w rzeczywistości około 3,5 – 4 lekarza na tysiąc mieszkańców.
„Liczba lekarzy w Polsce, Belgii, Francji i na Słowacji nie rośnie od 2000 roku. Jednak we wszystkich tych krajach wzrosła liczba studentów kształcących się na kierunkach medycznych wzrosła, co powinno przynieść korzystny efekt w przyszłości” – komentują autorzy raportu.
O komentarz do opublikowanych danych poprosiliśmy ekspertów.
„ Wcale nie dziwi mnie zła samoocena stanu zdrowia dokonana przez Polaków. I wyróżniłbym tu czynniki subiektywne i obiektywne. Subiektywne to te, że Polacy w ogóle źle oceniają nasz system ochrony zdrowia. Patrzą na niego przez pryzmat kolejek, chaosu, tego, że po diagnozie nie są odpowiednio prowadzeni przez system, a w wielu wypadkach pozostawieni sami sobie. Podejrzewają więc – czasem słusznie, czasem nie – że są leczeni źle, nie czują się odpowiednio zaopiekowani. I to subiektywne odczucie ma przełożenie na deklaracje co do oceny swego zdrowia w ogóle” – ocenia Krzysztof Kuszewski, ekspert w dziedzinie organizacji ochrony zdrowia, były wiceminister zdrowia.
Zdaniem Krzysztofa Kuszewskiego bardziej alarmujące są obiektywne wskaźniki. Ekspert zalicza do nich fakt, że polski system koncentruje się na tym, by wyleczyć chorobę jako taką, nie troszcząc się o jakość życia chorego po terapii. „Szwankuje rehabilitacja i dostęp do nowoczesnych leków, a efekt jest taki, że pacjent oczywiście żyje – i to długo, co już samo w sobie jest często medycznym sukcesem – ale jakość tego życia pozostawia wiele do życzenia”.
Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego, zwraca z kolei uwagę na rolę kadr w ochronie zdrowia Polaków. „Mówimy często o ich braku. To się zgadza. Tym większe uznanie dla tej grupy lekarzy, pielęgniarek, diagnostów za to, że w wielu kategoriach osiągamy przyzwoite wyniki. My naprawdę nie jesteśmy cyplem na Antarktydzie, do nas w bardzo szybkim tempie dociera postęp medyczny, nowe metody, nowe leki, nowe terapie. Nie dotyczy to niestety grup pacjentów, których leczenie jest najbardziej kosztochłonne. Ale w gruncie rzeczy kadry kształcimy na europejskim poziomie i w lwiej części wypadków – także leczymy na takim poziomie. Jest to właśnie efekt dużego, większego niż na zachodzie kontynentu wysiłku kadr. Pora wyciągnąć z tego wnioski” – mówi Jacek Krajewski.
Dodaje również, że skoro w szybkim tempie nie zapełnimy luki kadrowej, trzeba zadbać o to, by pracujący specjaliści otrzymali jak największe wsparcie w postaci asystentów i danych analitycznych, dostarczanych przez płatnika. Ważne będzie też odciążenie fachowców medycznych od obowiązków biurokratycznych.
Z Jackiem Krajewskim zgadza się Ewa Książek – Bator z Polskiej Federacji Szpitali. „Gdybym miała doradzać ministrowi, co zrobić, by w możliwie krótkim czasie jak najbardziej poprawić jakość opieki zdrowotnej, odpowiedziałabym: telemedycyna. Z dużą nadzieją obserwuję wysiłki mające na celu promocję tego segmentu.” Podkreśla także, że pojawiają się nowe narzędzia telemedyczne, potrzebne do właściwej koordynacji opieki nad pacjentem. Pacjenta należy jej zdaniem odpowiednio poprowadzić od lekarza POZ do najwyżej referencyjnych ośrodków, stworzyć narzędzia wspomagające prace personelu.
Przedstawicielka PFSz zwraca uwagę na niepotrzebną biurokrację – “Na przykład zbieramy ogromne ilości danych, których nikt nie analizuje. Nie ma komu. Ani Fundusz, ani resort nie zatrudniają odpowiedniej liczby fachowców do analizowania, wyciągania wniosków, raportowania o efektach. Wygląda to trochę tak, jakby ktoś uważał, że sprawę właściwej implementacji telemedycyny załatwią za nas same komputery, algorytmy i informatycy. Tak nie będzie. Trzeba również wykształcić i zatrudnić wysokiej klasy specjalistów do właściwej obsługi nowych narzędzi” – tłumaczy Ewa Książek – Bator.