W Polsce mamy za dużo szpitali. Ale to wcale nie znaczy, że trzeba je zamykać. „Bo za dużo jest tych, które mają profil kliniczny. Ich nadmiarowi towarzyszy brak lecznic o profilu długoterminowym” – zauważają pytani przez mZdrowie.pl eksperci.
„Postęp medyczny sprawił, że na całym świecie spada zapotrzebowanie na tradycyjną opiekę szpitalną. Po prostu, coraz więcej problemów medycznych można rozwiązać w trybie ambulatoryjnym lub jednodniowym. Spada więc liczba hospitalizacji” – mówi Ewa Książek – Bator z Polskiej Federacji Szpitali.
Na dodatek nowe metody leczenia, np. zawałów serca powodują skrócenie czasu pobytu w szpitalu z kilku tygodni do kilku dni. Łóżka w szpitalne w takiej liczbie jak kiedyś przestają być potrzebne. „Dawno zauważył to świat i wyciągnął wnioski. Do nas ta prawda dociera bardzo powoli, a z wyciąganiem wniosków praktycznych jest jeszcze gorzej” – mówi Książek – Bator.
European Observatory on Health Systems and Policies w ramach inicjatywy „State of Health in the EU” przyjrzało się strukturze wydatków na system opieki ochrony zdrowia, także w Polsce. Okazuje się, że na opiekę szpitalną wydajemy 34 proc. ogółu pieniędzy przeznaczanych na zdrowie, o 4 proc. więcej niż średnia europejska. Europejscy eksperci zauważyli przy tym, że na opiekę długoterminową przeznaczamy ledwie 6 proc. wydatków. Średnia europejska jest o 10 proc. wyższa.
„Świadczy to o tym, że w krajach zachodniej Europy znaleziono sposób na odpowiedź na wyzwania technologiczne i demograficzne zarazem. Uwolnione na skutek redukcji łóżek klinicznych środki zainwestowano w opiekę długoterminową. Według moich wyliczeń jest ona dziesięciokrotnie tańsza, a nie mniej ważna i potrzebna. Dzięki temu przesunięciu środków można leczyć taniej, a przy okazji lepiej. U nas tego brak, co widać choćby po tym, jak w Polsce przebiega leczenie pacjentów po udarze” – mówi Maciej Murkowski, ekspert ochrony zdrowia, wykładowca Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie.
Wysokospecjalistycznych szpitali leczących udary w ostrej fazie jest mało, a te, które mamy są blokowane przez pacjentów, którzy tylko w takich placówkach mogą dziś liczyć na odpowiednią rehabilitację. Tymczasem leczenie udaru w ostrej fazie jest wielkim wyzwaniem medycznym i wymaga wysokospecjalistycznej lecznicy. A rehabilitacja, również z medycznego punktu widzenia, jest stosunkowo prosta i na dodatek powinna być prowadzona blisko miejsca zamieszkania. Czyli idealnie pasuje tutaj szpital powiatowy, który jednak dziś takich świadczeń nie oferuje…
Duńska rewolucja
Najostrzej, wręcz rewolucyjnie do redukcji liczby szpitali i łóżek szpitalnych podeszły władze Danii. W latach 1997 – 2004 liczbę lecznic w tym kraju zredukowano z 82 do 52. Nie był to koniec reform. Jak wylicza biuletyn Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu, po zmniejszeniu liczby szpitali zabrano się na redukcję liczby łóżek. W 2000 r. na 100 tys. Duńczyków przypadało ich średnio 430; w 2005 – 390; w 2009 – 350 a w 2015 już tylko 268. Tymczasem w 2015 roku w Polsce były 663 łóżka szpitalne na 100 000 osób (średnia UE = 515 łóżek).
Duński sukces udało się osiągnąć bez szwanku dla jakości ochrony zdrowia. W opracowanym przez międzynarodowy panel ekspertów Indeksie Zrównoważonego Rozwoju Systemów Ochrony Zdrowia w 2019 r. Dania ustąpiła jedynie Szwecji i zajęła 2. miejsce na 28 krajów europejskich. Równie dobrze wypada w pozostałych rankingach porównujących sprawność systemów ochrony zdrowia na naszym kontynencie.
Niemieckie przymiarki
Duński przykład stał się inspiracją do podobnych działań w innych krajach UE. Fundacja Bertelsmanna opracowała raport dotyczący kierunku zmian w niemieckim systemie ochrony zdrowia. „Mniej jak połowa szpitali mogłaby zapewnić pacjentom lepszą opiekę. Znaczna redukcja liczby szpitali z aktualnie 1400 do 600 placówek doprowadziłaby do poprawy jakości opieki medycznej oraz pozwoliła złagodzić problem niedoboru lekarzy i personelu opiekuńczego” – przekonywali eksperci fundacji.
Jak opisuje Deutsche Welle, wiele ośrodków medycznych w Niemczech jest zbyt małych i nie posiada koniecznego wyposażenia. Ich personelowi brakuje doświadczenia, by w przypadkach takich, jak atak serca czy udar, udzielić pacjentowi odpowiedniej pomocy. „Posiadają je wyłącznie kliniki z dużymi oddziałami specjalistycznymi i większą liczbą pacjentów” – zauważają w swoim raporcie eksperci Fundacji Bertelsmanna.
Raport Fundacji Bertelsmanna w Niemczech oprotestowały środowiska polityczne i właściciele (liczni) szpitali. Zdaniem ekspertów, z podobnym problemem zmierzyć się wcześniej czy później w Polsce. W wielu polskich powiatach szpital jest po prostu największym pracodawcą. „Jego zamknięcie – to utrata stanowisk pracy, co jest szczególnie dotkliwe w uboższych regionach. I między innymi dlatego starostowie nie chcą słyszeć o zmykaniu lecznic na swoim terenie. Gdyby się na to zgodzili znacznie zmniejszyli by szanse na reelekcję w kolejnych wyborach” – mówi dyr. Książek-Bator.
Na inny problem zwraca uwagę Marek Wójcik, zdrowotny ekspert Związku Miast Polskich. W Danii (gdzie mieszka 5,7 mln. mieszkańców) za prowadzenie szpitali odpowiedzialne są władze 5 funkcjonujących w tym kraju regionów. W Polsce ta odpowiedzialność rozmywa się na bez mała 400 podmiotów. Jes to 16 województw, 314 powiatów, 66 miast na prawach powiatu, uczelnie medyczne, MON, MSWiA oraz Ministerstwo Zdrowia – każda z tych instytucji odpowiedzialna za bezpośrednie prowadzenie różnych rodzajów szpitali.
Polska zatem mierzy się z podobnym problemem jak Niemcy – duża liczba podmiotów prowadzących szpitali stanowi zasadniczą przeszkodę w przeprowadzeniu procesu ich koncentracji. Gdybyśmy się mieli zastosować do duńskiego wzorca, proponowanego w Niemczech, to jeden szpital przypadać powinien na populację liczącą ok. 110 – 140 tys. Co oznacza, że w Polsce z ponad 700 szpitali powinno pozostać około 300.
Konsorcja
Ja z tego wybrnąć? „Łączyć szpitale w konsorcja. Polsce potrzebne jest tworzenie organizacji opieki koordynowanej (managed care organizations). Nie wszyscy chorzy mogą być wypisani z oddziałów wysokospecjalistycznych prosto do domu. Potrzebna jest opieka podostra (subacute rehabilitation units) lub oddziały opieki przewlekłej długoterminowej” – mówi zwolennik tej koncepcji prof. Jarosław J. Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali.
Według jego pomysłu odpowiednie przekazywanie pacjenta może – lecz wcale nie musi – odbywać w ramach jednej organizacji. Możliwe jest partnerstwo między szpitalami o różnym poziomie referencyjności, w tym wyspecjalizowanymi długoterminowymi.
Czy można zbudować podobne konsorcja w Polsce? Mówi o tym Marcin Szulwiński, prezes Grupy Nowy Szpital prowadzącej kilkanaście polskich szpitali, przywołując model włoski. Na Półwyspie Apenińskim szpitale regionalne dostrzegły konieczność współpracy, by razem sprostać wyzwaniom współczesnego rynku medycznego. „Zaczęły dzielić się specjalnościami. Niektóre powołały spółki, które wspólnie prowadzą szpitale o wyższym poziomie referencyjności. Całość tworzy coś w rodzaju mini-sieci” – mówi Marcin Szulwiński.
Jest on przekonany, że podobnie może być w Polsce. Zastrzega jednak, że w naszych warunkach nie można szpitalom odgórnie narzucić jednego modelu budowy konsorcjum. „W różnych regionach kraju mamy do czynienia z różnymi realiami. Pozostańmy jak najbardziej elastyczni” – zastrzegał w jednym z wywiadów.
W roli szpitali długoterminowych z powodzeniem mogą wystąpić placówki powiatowe. Tym samym zniknąłby jeden z najważniejszych powodów, dla których są utrzymywane „na siłę”, nawet kosztem rosnącego zadłużenia. Potrzeby są ogromne. Jak wylicza raport OECD „Health at Glance” w Polsce na tysiąc mieszkańców w wieku 65+ przypada 12,3 łóżka w systemie opieki długoterminowej, a natomiast w Holandii – 87,4 (przy średniej OECD 49,7).
© mZdrowie.pl