Marcin Wiśniewski, prezes Związku Aptekarzy Pracodawców Polskich Aptek: W ciągu dwóch lat od uchwalenia ustawy, około tysiąca indywidualnych aptek zostało przejętych przez zagraniczne firmy. Polska straciła kolejne 7 proc. rynku. Koncentracja na rynku aptecznym postępuje z naruszeniem prawa, czemu nie potrafi zapobiec słaba inspekcja farmaceutyczna. Nielegalny wywóz przestał już być problemem w kontekście aptek. Niedobory leków na rynku spowodowane są przesunięciem dostaw w kierunku największych sieci, kosztem aptek profesjonalnych. To efekt wojny, które zagraniczne sieci toczą o przejęcie polskiego rynku. W efekcie polscy pacjenci mają problemy z dostępem do leków.
– Minęły ponad dwa lata od wprowadzeniu ustawy “Apteka dla Aptekarza”. Czy dzięki niej zmieniła się sytuacja na rynku aptek?
Marcin Wiśniewski, prezes Związku Aptekarzy Pracodawców Polskich Aptek – Ustawa działa dobrze w odniesieniu do tych kwestii, o które podmioty prowadzące apteki muszą się zwracać do wojewódzkich inspektoratów farmaceutycznych. Działa też doskonale w odniesieniu do nielegalnego wywozu leków. Przed jej uchwaleniem każda spółka, która miała cofnięte zezwolenie z powodu nielegalnych praktyk, z łatwością je odtwarzała i kontynuowała działania. Obecnie to jest niemożliwe. Dlatego w mojej ocenie praktycznie zniknął nielegalny wywóz leków z aptek.
– Czy są obszary, w których zapisy ustawy nie sprawdziły się?
– Ustawa niestety nie zadziałała w odniesieniu do sytuacji, w których wojewódzka inspekcja musi sama z siebie, czyli z urzędu podejmować działania związane z ograniczaniem koncentracji rynku. Ratio legis ustawy było jasne – chodziło o zatrzymanie rozwoju sieci aptecznych, w szczególności tych zagranicznych, które od lat intensywnie przejmują polski rynek. Inspekcja farmaceutyczna nie realizuje zapisów ustawy AdA. To nie jest personalny atak na konkretnego inspektora, zaznaczę od razu, ale stwierdzenie faktu. Inspekcja jest w tej materii po prostu niewydolna. Koncentracja postępuje z naruszeniem jej zapisów prawa. Od momentu wejścia ustawy w życie około tysiąca aptek zostało przejętych przez głównie zagraniczne sieci. To kolejne 7 proc. rynku.
– Jak to możliwe, skoro ustawa zabrania takich działań?
– Apteki są przejmowane na dwa sposoby. Pierwszym jest wykupowanie udziałów w spółkach z ograniczoną odpowiedzialnością, prowadzących apteki. Stanowi to naruszenie prawa, ponieważ dzięki przejęciu udziałów powiększa się liczba aptek kontrolowanych przez jeden podmiot. A przejmowanie kontroli nad więcej niż 4 aptekami jest zakazane i skutkuje obligatoryjnym cofnięciem zezwolenia z art. 37ap – za zaprzestanie spełniania warunków do prowadzenia działalności, a tym samym uzyskania zezwolenia. Jeśli ktoś przed wejściem w życie ustawy posiadał czy też kontrolował 15 aptek, a teraz przejął szesnastą – to powinien mieć cofnięte zezwolenie na tę przejętą aptekę. Taki jest zapis ustawowy i stanowisko Głównego Inspektora Farmaceutycznego. Ale tak się nie dzieje, mimo iż tysiąc aptek zmieniło właścicieli. Są to przypadki udokumentowane, ale nie znam ani jednego, aby komuś cofnięto zezwolenie.
– W jaki sposób są one udokumentowane?
– Zajmuje się tym nasz związek ZAPPA. Monitorujemy rynek, zbieramy dokumenty, śledzimy zmiany w KRS. Nasi eksperci analizują zmiany właścicielskie i powiązania kapitałowe. Zebrane materiały zaczęliśmy udostępniać odpowiednim organom, od Ministerstwa Zdrowia, przez GIF po Wojewódzkie Inspektoraty Farmaceutyczne, a także publikować w internecie. Zaangażowało się w tę pracę bardzo wiele osób.
– Jaki jest odzew?
– Obecnie wojewódzkie inspektoraty prowadzą ok. 60 postępowań w kilku województwach, na wniosek ZAPPA, do których nasz związek został dopuszczony na prawach strony. Sprawy dotyczą łamania art. 99 par. 3 Prawa farmaceutycznego, który obowiązuje od 2004 roku i dotyczy limitu jednego procenta aptek w województwie. Ostatnio Wojewódzki Inspektor Farmaceutyczny w Katowicach wszczął postępowania w sprawie przekroczenia limitu posiadanych aptek przez spółki związane z DOZ. Ten sam WIF wszczął ostatnio z naszego wniosku postępowanie za naruszenie art. 99.3 i również art. 99.3a, wprowadzonego ustawą AdA, wobec podmiotu, który narusza limit jednego procenta w województwie. Chcąc sprzedać swoje apteki zagranicznej sieci wyszedł on ze spółki jawnej, na swoje miejsce wstawiając spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Po tygodniu do spółki wrócił, łamiąc prawo po raz drugi, ponieważ nie jest farmaceutą – a tego wymagają zapisy AdA. Po ostatnich pięciu wyrokach WSA w analogicznych sprawach kształtuje się już jednolita linia orzecznicza. WIF zgodnie z wyrokami WSA winien w takiej sytuacji zastosować art. 37ap, czyli cofnąć zezwolenie, ponieważ podmiot przestał spełniać warunki prowadzenia apteki, skoro nowy wspólnik nie jest farmaceutą.
– Na czym polega druga metoda zmiany własności aptek?
– Polega na “słupowaniu” rynku. Aptekę np. w Rzeszowie kupują oficjalnie farmaceuci zatrudnieni w sieci w Gdańsku. Zaraz po przejęciu apteka przyjmuje nazwę sieci i działa w praktyce jako jej nowy element, pod nadzorem koordynatora sieci. Według przepisów karno-skarbowych stanowi to przestępstwo określane jako “firmanctwo”. Farmaceuci składają przy takiej okazji wymagane oświadczenie do wojewódzkiego inspektoratu, że nie tworzą grupy kapitałowej ani żadnych powiązań, w ramach których kontrolowaliby więcej niż 4 apteki. Natomiast prawda jest inna – apteki są ściśle kontrolowane przez spółkę sieciową, farmaceuci przenoszą na tę spółkę swoje prawa i obowiązki związane z prowadzeniem apteki, a podpisane z siecią umowy są im odbierane. Ci ludzie łamią przepisy zawodowe, karne i karnoskarbowe.
– Wojewódzkie Inspekcje nie reagują?
– W takich przypadkach nie dochodzi do złamania prawa farmaceutycznego, więc nie mają one możliwości ani kompetencji do interwencji. To jest pole do działania dla prokuratury oraz samorządu zawodowego. A samorząd jest coraz bardziej świadom potrzeby samooczyszczania, sądzę więc, że Rzecznicy Odpowiedzialności Zawodowej wkrótce będą mieli pełne ręce roboty.
– Skoro uchwalone prawo nie działa, może zachodzi potrzeba jego zmiany?
– Warto byłoby umożliwić wojewódzkim inspektorom korzystanie z innych narzędzi aparatu państwowego, chociażby UOKiK. Urząd ten mógłby pomóc w ustalaniu, czy między danymi spółkami występują jakieś powiązania kapitałowe. Inspekcja ma z tym kłopoty, co jest zresztą zrozumiałe – przecież ktoś, kto z wykształcenia jest magistrem farmacji, raczej nie posiada odpowiedniej wiedzy. UOKiK posiada odpowiednie kompetencje, poza tym właśnie do ustawy o UOKiK odnoszą się zapisy antykoncentracyjne prawa farmaceutycznego. Doprecyzowania wymaga też prawo farmaceutyczne.
– Czyli ustawa AdA nie była doskonała.
– AdA była świetną ustawą, miała profesjonalizować, poprawiać i cywilizować rynek na wzór krajów rozwiniętych, gdzie apteki są prowadzone wyłącznie przez farmaceutów. Taki kierunek zalecają też liczne wyroki ETS, mówiące, że apteka prowadzona przez nie farmaceutę może stanowić zagrożenie zdrowia publicznego. I patrząc na to, jak wygląda polski rynek, ETS niestety ma rację. Polska musi dokonać transformacji rynku aptek. Powinniśmy zapobiegać tworzeniu powiązań, w wyniku których grupy apteczne zyskują dominację na rynku.
– To nie jest zwykła gra rynkowa?
– To prowadzi do nierówności w dostępie do leków, przenoszenia aptek do centrów miast, gdzie sieci się kumulują, a tym samym osłabienia dostępności w mniejszych miastach i wsiach. Apteki bez dostaw leków upadają, co wtórnie zwiększa dominację sieci. Musimy w końcu zmądrzeć – leki nie mogą być dystrybuowane na zasadach stricte komercyjnych – tanio kupić, drogo i dużo sprzedać. To prowadzi do obniżenie jakości, nadmiernego spożycia, niekontrolowanej polipragmazji i w efekcie niepotrzebnych hospitalizacji. Mówiąc wprost – szkodzi pacjentom. Zadaniem apteki jest pomaganie ludziom, a nie drenowanie ich portfeli. Musimy zredefiniować cele i odbudować system służący zdrowiu, a nie zyskom. Tym bardziej, że obecnie są one transferowane z Polski.
– Po wprowadzeniu ustawy AdA zaczęła spadać liczba aptek.
– Zmniejszenie liczby aptek jest objawem zdrowienia rynku. Wszystkie analizy i porównania z innymi krajami, które pokazaliśmy w raporcie ZAPPA „Apteki w Polsce” wykazują, że w Polsce powinno działać nie więcej niż 10 tysięcy aptek, czyli cztery tysiące mniej niż obecnie. Liczba aptek wynika z liczby mieszkańców i ich potrzebami zdrowotnych. Kiedy jest ich zbyt wiele, spada ekonomiczna wydolność, zaczynają się bronić – szukając wzrostów sprzedaży, obniżenia kosztów, zamiany leków na tańsze suplementy, albo wręcz nielegalnych zysków z wywozu leków lub sprzedaży hurtowych ilości produktów z pseudoefedryną. Każda apteka ponosi koszty wynajęcia lokalu, wyposażenia, mebli, energii itd. Zbyt duża liczba aptek powoduje, że rosną sumaryczne koszty dystrybucji, które w pewnej części konsumują publiczne środki przeznaczane na refundację.
– Brakuje też odpowiedniej liczby magistrów farmacji.
– Liczba farmaceutów w stosunku do mieszkańców Polski jest na poziomie średniej UE. Mamy po prostu zbyt wiele aptek. Z prostej kalkulacji wynika, że w Polsce co najmniej dwa tysiące aptek działa bez obecności magistra farmacji, czyli niezgodnie z prawem. Dane dotyczące realizacji e-recept zbierane przez CSIOZ wykazują, że często ten sam farmaceuta jednocześnie wydaje leki w dwóch lub kilku aptekach działających w pewnej odległości od siebie. Inspektorzy otrzymują te informacje, jadą do wskazanych aptek i stwierdzają naruszenie prawa. Skuteczność tych kontroli sięga podobno 50 procent. Tylko nikt nie ponosi konsekwencji. Nie słyszałem, aby komukolwiek odebrano uprawnienia ani żeby jakaś apteka została z tego powodu zamknięta. Za brak magistra w aptece nie ma sankcji prawnych.
– Wróćmy do kwestii nielegalnego wywozu – w zgodnej opinii ekspertów i praktyków rynku został mocno ograniczony, a mimo to wciąż borykamy się z brakami leków.
– Zacznijmy od tego, że wywóz sam w sobie nie jest żadnym problemem. Mamy w UE swobodę przepływu towarów i to, że ktoś kupuje lek w Polsce i sprzedaje go w innym kraju jest normalną biznesową działalnością i nie powinno stanowić problemu. Powinien tylko działać legalnie, płacić podatki i… rozwijać biznes. Rzeczywistym problemem jest natomiast brak dostępności do leków w Polsce. I właśnie na tym powinniśmy się skupić. Jeśli zapewnimy dostępność do leków, czyli wymusimy na podmiotach odpowiedzialnych i hurtowniach, że leki będą trafiać do aptek, a nie ginąć w niejasnych okolicznościach po drodze, nie będzie ważne, co się dzieje z nadwyżkami.
– Co jest główną przyczyną braków?
– Pierwszą, najważniejszą przyczyną jest to, że z powodu bardzo niskich cen producentom wielu leków po prostu nie opłaca się sprzedawanie ich w Polsce. Ponieważ o wiele więcej zarabiają na sprzedaży w innych krajach, do nas przywożą ilości minimalne, nawet poniżej potrzeb rynku. Firmy reglamentują sprzedaż. Stosują różne zabiegi, np. wysokie, europejskie ceny dla wszystkich chętnych, a niektórym – wybranym aptekom – oferują duże rabaty, przy czym liczba produktów z rabatem jest limitowana. W ten sposób dyktują warunki na rynku, apteki muszą zabiegać o towar i względy producenta. Konkurencja między aptekami opiera się obecnie przede wszystkim na dostępności do leków. Nie ma znaczenia jakość opieki, serwisu czy cokolwiek innego. Nie ma też zasadniczych różnic w cenach. Większą siłę zakupową posiadają oczywiście sieci. Mogą zapewnić sobie lepszy dostęp do deficytowych produktów. Ponieważ apteki sieciowe pracują głównie w dużych skupiskach ludności, kumulacja deficytowych leków w ich placówkach powoduje, że mieszkańcy małych miejscowości i terenów wiejskich mają o wiele gorszy dostęp do leków. Co ciekawe, doświadczamy własnej skórze tego, o czym świat już wiedział trzydzieści lat temu – że rozwój sieci pogarsza dostęp do leków na terenach wiejskich. Publikacje naukowych opisujące to zjawisko wydawał m.in. austriacki instytut zdrowia. Powoływaliśmy się na nie podczas prac sejmowych, argumentując potrzebę wprowadzenia AdA.
– Problemy z niedoborami leków mają inne kraje, nie tylko Polska.
– Tak, ale niektórym udaje się je lepiej rozwiązywać. Przykładem może być Słowacja, gdzie w sytuacji ciągłych braków wprowadzono twarde przepisy wymagające zapewnienia dostępności leków w sprzedaży hurtowej. Podmiot odpowiedzialny płaci tam wysokie kary za brak dostępności leku, który został zarejestrowany, dopuszczony na rynek i objęty refundacją,. Za brak dostaw do apteki płaci też hurtownia. Wszystkim więc zależy, żeby lek dotarł do apteki – i problem się braków się skończył. Apteki mają pewność zaopatrzenia, niedobory przestały być problemem.
(rozmawiał Krzysztof Jakubiak)
© mZdrowie.pl
Wszystko ładnie pięknie, darczyńca dla mojego syna przekazał na lek 4tys złoty , minęło kilka lat a właściciele apteki twierdzą ze nie mogą wydać ani leku ani pieniędzy chyba ze darczyńca przyjdzie ( darczyńca był anonimowy ponieważ były kierowane pisma do różnych placówek i instytucji odnośnie zbiórki na lek sprowadzany za zgoda Ministerstwa Zdrowia) mało tego pisałam w tej sprawie do Izby aptekarskiej w Katowicach ( brak reakcji ) a właściciel w końcu stwierdził po rozmowie telefonicznej ze mną ze nic mu nie zrobię bo ma wejścia i jest w Izbie osoba ważna . Jak można tak postępować !!!!!