Zadośćuczynienie za błędy i zdarzenia medyczne będą finansowane ze specjalnego funduszu państwowego – przewiduje projekt przepisów, nad którymi pracuje Rzecznik Praw Pacjenta w porozumieniu z Ministerstwem Zdrowia. Projekt popierają przedstawiciele lekarzy.
Projekt zakłada, że specjalny organ państwowy kończyłby spory między pacjentami i świadczeniodawcami (szpitalami, przychodniami, lekarzami) na etapie przedsądowym, bez orzekania o winie. Organ ten byłby uprawniony do wypłacania odszkodowań pacjentom poszkodowanym w zdarzeniach medycznych, pod warunkiem zrzeczenia się przez nich wszelkich roszczeń sądowych.
Według obecnie obowiązującego prawa także istnieje możliwość zawarcia ugody między świadczeniodawcą (najczęściej szpitalem) a pacjentem. Rolę arbitra w tych sporach przyjmują tzw. komisje ds. zdarzeń medycznych. Pieniądze wypłacane pacjentom pochodzą bezpośrednio z kas szpitali, które godzą się na zapłatę kwot rażąco niższych odszkodowań niż kwoty możliwe do uzyskania przed sądem. Niechęć przedstawicieli szpitali wynika z obaw, że każdy, kto odważyłby się na zaproponowanie pacjentowi wysokiego odszkodowania, narazi się na zarzut niegospodarności lub wręcz działania na szkodę pracodawcy.
„Efekt jest taki, że do ugód między pacjentem i świadczeniodawcą dochodzi niezmiernie rzadko. A cały model wypracowywania przedsądowych ugód w praktyce nie działa. W biurze Rzecznika Praw Pacjenta analizowaliśmy przyczyny i zaczęliśmy tworzyć koncepcję, która pomogłaby zarysowany wyżej impas przełamać. Chodzi nam o wypracowanie mechanizmów, które doprowadziłyby do tego, że kwota proponowanych zadośćuczynień już na etapie działań przedsądowych będzie odpowiednio wysoka, adekwatna do szkód które poniósł pacjent” – mówi Jakub Gołąb z biura Rzecznika Praw Pacjenta.
Jego zdaniem szybkie dojście do porozumienia między świadczeniodawcą a pacjentem w kwestii wysokości odszkodowania leży w interesie obu stron. „Chciałbym wskazać na długi czas oczekiwania na wyrok sądowy. Na czas procesów, które trwają czasem po kilka lat, pacjent pozostaje bez zadośćuczynienia, często w marnej kondycji finansowej. W naszym rozwiązaniu kompensacja finansowa następowałyby znacznie szybciej. Zwracam też uwagę, że dojście do ugody przedsądowej eliminuje konieczność udowodnienia stronie przeciwnej winy. Odpada zatem koszt powoływania biegłych, płacenia im honorariów itp.” – mówi Jakub Gołąb.
Propozycję popierają też przedstawiciele środowisk lekarskich. „To bardzo dobry pomysł. Popieraliśmy także poprzednią inicjatywę powołania komisji ds. zdarzeń medycznych. Przyświecała im podobna idea, szkoda, że zaproponowane wtedy rozwiązania nie sprawdziły się w praktyce. Dobrze się stało, że ktoś w końcu nie tylko to zauważył, ale i podjął wysiłek na rzecz poprawy. Diabeł jednak tkwi w szczegółach, bo nie wystarczy przecież rozporządzeniem powołać odpowiedni fundusz państwowy do wypłaty zadośćuczynień. Trzeba także wyposażyć go w odpowiednią ilość pieniędzy. Gdy to się nie stanie, gdy proponowane zadośćuczynienia będą zbyt niskie, powtórzy się sytuacją z jaką mieliśmy do czynienia przy działaniu komisji ds. zdarzeń medycznych” – mówi Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Obecnie działa 16 komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych, po jednej w każdym województwie. Łącznie zatrudniają ok. 300 osób. Komisjom tym udało się doprowadzić w 2019 roku do 25 ugód pacjentów ze świadczeniodawcami.
Projekt RPP wzorowany jest na zasadach obowiązujących w Szwecji. Od 22 lat funkcjonuje tam system oparty o zasadę braku orzekania o winie (No-Fault Patient Insurance – NFPI), który usprawnił wypłatę odszkodowań poszkodowanym pacjentom. Wszystkie szwedzkie placówki medyczne muszą wykupić ubezpieczenie na rzecz pacjentów. Nie trzeba orzekać, z czyjej winy nastąpiło zdarzenie niepożądane, wystarczy udowodnić, że miało ono miejsce i chory poniósł szkodę, za którą należy mu wypłacić odszkodowanie.
Przygotowywany przez RPP projekt zakłada inne zasady finansowania. Zgodnie z nim szpitale nie musiałyby płacić składek ubezpieczeniowych, a fundusz na zadośćuczynienia zasilany byłby z innych źródeł – na razie ich nie sprecyzowano.
Podobny system „no fault” obowiązuje od kilkudziesięciu lat w lotnictwie cywilnym.
© mZdrowie.pl