Mimo że organizatorzy kampanii pod tytułowym hasłem chwalą się liczbą rozwieszonych w kolejnych szpitalach plakatów, przekonują, że przekonali pacjentów, decydentów i media – kampania zmierza ku klęsce. Bo popełnili błąd techniczny. Polega on na tym, że plakaty wiszą nie w tych miejscach, w których powinny.
Pomysłodawcą kampanii jest Śląska Izba Lekarska. „Szpitalny Oddział Ratunkowy (SOR) służy ratowaniu życia. Pamiętaj o tym! Zgłaszanie się na SOR z niegroźną dolegliwością może odebrać szansę pacjentom w stanie zagrożenia życia” – czytamy w materiałach kampanijnych.
Nikt nie próbuje nawet polemizować z argumentami przedstawianymi przez pomysłodawców kampanii i tych, którzy się do niej włączyli. Rzeczywiście, zgłaszanie każdych, błahych nawet przypadków na SOR, nie jest rozwiązaniem dobrym. Rzeczywiście, obleganie oddziałów ratunkowych przez pacjentów, którzy powinni zgłosić się gdzie indziej, paraliżuje pracę tych oddziałów i utrudnia realizację głównej misji, czyli ratowania życia pacjentów w stanach nagłych i ciężkich. Wszystko to prawda.
Plakaty „Sor(ry) tu ratuje się życie” wiszą jednak w niewłaściwych miejscach, czyli właśnie na SOR-ach. Tam czytają je tłumy pacjentów, którym nie udało się uzyskać odpowiedniej pomocy, w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu, tj. na tzw. wieczorynce. Ci, którzy dopiero nabrali wiedzy i ci, którzy z doświadczeń swoich bliskich pamiętają, że na wieczorynce:
* brakuje bardziej skomplikowanego sprzętu;
* nie ma fachowców potrzebnych do konsultacji specjalistycznych;
* łatwo zostać odesłanym do szpitala z kwitkiem. czyli skierowaniem na SOR.
Na korytarzach szpitali ludzie tłoczą się wielogodzinnych kolejkach nie dla przyjemności, a dlatego, że w innych ośrodkach polskiego systemu ochrony zdrowia właściwej pomocy, we właściwym czasie, doczekać się nie mogli. Dodatkowe irytowanie (albo wręcz obrażanie ich) treścią plakatów z kampanii „Sor(ry) tu ratuje się życie” jest kompletnie pozbawione sensu. Bo ci stłoczeni na korytarzach oddziałów „ostatniej deski ratunku” pacjenci, nie mają żadnego wpływu na to, by zmienić obecny stan rzeczy.
Ta zmiana zależy od decyzji urzędników Ministerstwa Zdrowia, NFZ (centrali i oddziałów regionalnych), wydziałów zdrowia w urzędach wojewódzkich, marszałkowskich, miejskich. Plakaty z SOR-ów należy więc, jak najszybciej przewiesić w miejsca, w których przebywają odpowiedzialni za wdrożenie odpowiednich zmian urzędnicy – np. do siedzib NFZ, na Miodową, pod gabinety marszałków województw. Inaczej cały wysiłek autorów trafi w próżnię i pójdzie na marne. A szkoda, bo cel słuszny.
© mZdrowie.pl