Według raportu IQVIA w USA w pierwszych tygodniach kwietnia zlecono 90 proc. mniej przesiewowej kolonoskopii w porównaniu do średniej z lutego. „Nie mamy tak dokładnych danych z Polski, ale według moich ocen możemy mieć do czynienia z podobnym spadkiem” – mówi prof. Jarosław Reguła, koordynator programu badań przesiewowych w kierunku raka jelita grubego w Polsce.
Każdego roku u 19 tysięcy Polaków diagnozuje się raka jelita grubego, a 12 tysięcy osób umiera z tego powodu. Pacjenci, którzy zostali wcześnie zdiagnozowani (w stadium I), mają 90 proc. szans na przeżycie w porównaniu do zaledwie 10 proc. przy wykryciu choroby w stadium IV. Przesiewowe badania kolonoskopowe mają na celu wykrycie choroby w stadium I.
„W Polsce nie wstrzymano badań przesiewowych “do zera”. Ale według moich ocen współczynnik ich wykonywania zmalał w proporcji takiej, jak to odnotowali amerykańscy statystycy u siebie. Wynikało to także z zaleceń NFZ, by wstrzymać się od wykonywania inwazyjnych badań, które nie są konieczne. To oczywiście źle, że badań wykonano mniej. Ale tak być chyba musiało w sytuacji pandemii. O wiele większą troską jest dla mnie dzisiaj, czy potrafimy szybko nadrobić stracony dystans, jak szybko odmrozimy system badań przesiewowych, jak szybko nadrobimy zaległości. Nie demonizowałbym samego spadku liczby wykonywanych badań, a całą troskę obróciłbym na możliwości szybkiego nadrobienia zaległości” – mówi prof. Jarosław Reguła.
Dodatkowym rozwiązaniem użytecznym w naszym kraju byłoby szersze zastosowanie, wzorem innych krajów UE, testów na krew utajoną w kale. Badanie pomaga w diagnostyce krwawień z odbytu o niewiadomej przyczynie oraz w diagnostyce chorób związanych z zaburzeniami w obrębie układu trawiennego. Jest tanie i nieinwazyjne, a jego interpretacja pozwala ocenić ryzyko występowania raka jelita grubego i stanowi dodatkowy czynnik motywacyjny do podjęcia dalszej diagnostyki. Wynik dodatni testu powinien być sygnałem alarmowym.
Badania statystyczne IQVIA objęły w USA ponad 200 milionów osób, czyli ponad połowę obywateli. Odnotowano ogromne spadki w wykonywaniu badań przesiewowych:
- mammografia – 87 proc. mniej zleceń;
- cytologia 83 proc. mniej;
- oznaczenia antygenu PSA – 60 proc. mniej;
- niskodawkowa tomografia komputerowej klatki piersiowej – spadek o 39 proc.
O 20 proc. spadła liczba kontaktów chorych z onkologami, przy czym odsetek ten był zależny od typu nowotworu. Nie odnotowano zmian u chorych na nowotwory agresywne lub zaawansowane.
W Polsce jest podobnie. NFZ i ośrodki onkologiczne mówią o mniejszej liczbie chorych zgłaszających się na badania kontrolne. „Co do zasady pacjenci z postawioną diagnozą, czy po leczeniu, słowem tacy, którzy już się zetknęli z polskim systemem ochrony onkologicznej, radzą sobie lepiej i wiedzą, jak poprosić o pomoc. Naszą największą troską są jednak pacjenci, którym diagnozy jeszcze nie postawiono. Wczesne wykrycie i podjęcie leczenia znacznie podwyższa jego skuteczność. Tymczasem mamy podstawy przypuszczać, że wskutek zamrożenia całej polskiej ochrony zdrowia, raka wykrywać będziemy późno, a leczenie podejmować nie w czas, co grozi znacznym wzrostem śmiertelności” – uważa Aleksandra Rudnicka z Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych.
„Zmniejsza się liczba wydawanych kart DILO, pacjenci nie zgłaszają się ze swoimi problemami do lekarzy, kuleje diagnostyka. To nie oznacza, że ludzie przestali chorować na nowotwory, ale że za kilka miesięcy zaczną się do nas zgłaszać ci, którzy z różnych powodów nie zrobili tego w czasie trwania pandemii. Obawiam się, że w ostrzejszych i późniejszych i trudniejszych w leczeniu stadiach choroby” – ostrzega prof. Wiesław Jędrzejczak z Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
© mZdrowie.pl