Ostrożność Polaków w kwestii ochrony zdrowia znacznie zmalała po okresie dyscypliny. Konsekwencje mogą być poważne, zwłaszcza, że nie można określić, jaki poziom odporności prezentuje obecnie nasze społeczeństwo – mówi wirusolog Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS w Lublinie.
– Czy istnieje realne zagrożenie jesienną falą COVID-19?
Prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska – Tak, ewolucja wirusa postępuje i nic nie wskazuje na to, aby tej jesieni wirus odstąpił. Jednak jesienna fala może przybyć z opóźnieniem ze względu na to, iż latem mieliśmy dużą liczbę zakażeń. Nabycie odporności poinfekcyjnej wraz z planowanymi dawkami przypominającymi szczepionki, o ile będą one przyjmowane, opóźni pojawienie się zakażeń jesienią.
– Jakich subwariantów możemy się spodziewać obecnie?
– Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jaki wariant pojawi się jesienią. Może to być kolejny subwariant Omikronu lub zupełnie coś nowego. Rekombinanty również się pojawiają, ale one, jak dotychczas, nie wykazywały potencjału epidemicznego.
– 90 proc. populacji Polski ma przeciwciała i pewną odporność. To chyba stwierdzenie na wyrost?
– Wyniki IV tury OBSER-CO, czyli Ogólnopolskiego Badania Seroepidemiologicznego COVID-19 prowadzonego w marcu i kwietniu bieżącego roku wskazują, że ponad 91 proc. Polaków w wieku 20 lat i starszych ma przeciwciała anty-SARS-CoV-2. Przebadano jednak niezbyt liczną grupę, bo 5 729 osób. Wiadomo, że odporność spada z czasem. Na przykład po szczepieniu utrzymuje się do około 6 miesięcy. Gdybyśmy rzeczywiście mieli te 91 proc. odporności, to w fali letniej nie obserwowano by tylu zakażeń. Pomijam oczywiście fakt ubogiego testowania. Wskutek czego realna liczba zakażeń była zdecydowanie wyższa od oficjalnie podawanych. Podsumowując, nie można powiedzieć, jaki poziom odporności prezentuje obecnie nasze społeczeństwo.
– Obecnie mamy kolejny wirus – ospa małpia. Do tej pory, w krótkim czasie rozprzestrzeniła się w wielu krajach. To może niepokoić?
– Do chwili obecnej stwierdzono blisko 60 tys. przypadków ospy małpiej na świecie, praktycznie w każdym kraju. Głównie pojawiły się w społeczności MSM, ale choroba ta dotyczy także osób heteroseksualnych oraz dzieci. Ze względu na wzrastająca liczbę zachorowań, 23 lipca WHO ogłosiła, że ospa małpia stanowi zagrożenie dla zdrowia publicznego o zasięgu międzynarodowym. Nie należy jednak spodziewać się takiego rozpowszechnienia wirusa ospy małpiej, jak chociażby wirusa SARS-CoV-2 ze względu na sposób transmisji. Wirus ospy małpiej przenosi się głównie poprzez bezpośredni kontakt z osobą zakażoną, a ta droga nie jest tak efektywna jak transmisja oddechowa. Śmiertelność wirusa ocenia się na około 1 proc.
– Czy istnieją testy wykazujące obecność wirusa ospy małpiej i czy mamy lek na tę chorobę?
– Tak, są to bardzo czułe testy genetyczne, gdzie identyfikowany jest materiał genetyczny wirusa metodą rtPCR. Rekomendowanym materiałem do takich testów jest wymaz pobrany z powierzchni zmiany skórnej i/ lub wysięku, zeskrobina (łuska) z kilku wykwitów lub z miejsca, gdzie powstał strup. Są też dostępne szybkie testy – antygenowy i na obecność przeciwciał IgM/IgG skierowanych przeciwko wirusowi. W obu przypadkach wynik jest dostępny po 15 minutach. Z leków dostępny jest przeciwwirusowy tekowirymat, który stosowany był w przypadkach ospy prawdziwej oraz brincidofovir, który jednak jest mniej skuteczny od tego pierwszego.
– Czy powinniśmy wrócić do powszechnego testowania?
– Kiedy pojawi się nowa fala uważam, że tak. Już podczas fali letniej zdecydowane ograniczenie testowania nie dawało rzeczywistego obrazu epidemii w Polsce. Nie zawsze testy były wykonywane nawet podczas przyjmowania do szpitala. Ponadto uważam, że testy apteczne powinny być bezpłatne, a farmaceuci powinni mieć możliwość zgłoszenia wyniku testu do systemu.
– A czy planem na jesień nie powinno być uzupełnienie szczepień uchodźców?
– Zdecydowanie tak. Obecnie w Polsce przebywa około 2 mln przybyszy z Ukrainy. Jest to na tyle duża grupa, że należy zadbać także o ich poziom zaszczepienia.