Papierosy elektroniczne i systemy podgrzewania tytoniu „nie są nieszkodliwe” – obwieściło WHO w swoich rekomendacjach, popartych trzema raportami. Czym się różni stwierdzenie „są szkodliwe” od stwierdzenia „nie są nieszkodliwe”? Mniej więcej tym czym określenie mężczyzny neologizmem „nie-kobieta” (albo na odwrót). Dlaczego nie zbadać, ocenić i w końcu nazwać rzeczy po prostu – szkodliwe?
Zastanawiam się, jaki jest wydawania podobnie mglistych rekomendacji. Jako „nie-kosmita” chciałbym dopytać WHO, co oznaczają one dla mnie?
„Konsekwencje efektów długoterminowych na temat zachorowalności i śmiertelności nie zostały jeszcze wystarczająco zbadane, wiadomo, że nie są bezpieczne dla młodych ludzi, kobiet w ciąży i dorosłych, którzy nigdy nie palili” – czytam w komunikacie zamieszczonym na stronie WHO Europe
Tyle to wiedziałem zanim przeczytałem raport WHO. Jeśli jesteś młodym człowiekiem, nigdy nie paliłeś i jesteś w ciąży – nie pal. A co zresztą ludzi, czyli nieciężarnymi, niemłodymi, którzy kiedyś palili? Usiłuję doczytać. Kufer dobrych, ale nic nie wartych rad i tyle.
Bo autorzy ekspertyzy z jednej strony zauważają, że „całkowicie zastępując EN i NNDS papierosami tytoniowymi zmniejsza się narażenie użytkowników na liczne substancje toksyczne i rakotwórcze w palnych papierosach tytoniowych”.
Ale z drugiej strony zauważają, że stosowanie wyrobów „papierosozastępczych – „zwiększa kaszel, świszczący oddech i powoduje wzrost zaostrzeń astmy”.
Wcześniejsze badania „Public Health England” wskazywały, że papierosy elektroniczne są o ok. 95 proc. bezpieczniejsze od tradycyjnych. Przede wszystkim dlatego, że większość toksycznych substancji znajduje się w dymie papierosowym. A nowe sposoby podawania nikotyny powodują, że palacz zaspokaja jej „głód” bez konieczności wdychania dymu i zawartych w nim substancji smolistych.
Z drugiej strony podgrzewanie liquidów i wdychanie ich wraz z parą wodną wymknęło się jednak spod kontroli. Nie ograniczyło do realizacji postulatu dostarczenia palaczom alternatywy mniej szkodliwej niż klasyczny papieros. Stało się przy tym sposobem promocji wyrobów nikotynowych.
O tym wszystkim wiedzieliśmy zanim WHO opublikowały swoje ostatnie raporty, które wyglądają jak „przegląd wycinków prasowych na temat”. Nie zawierają przy tym żadnej konkretnej rekomendacji. Denerwowało mnie, że w samym środku epidemii COVID-19 prezydent USA wycofał płaconą przez jego kraj składkę na WHO. Ale po lekturze raportów na temat e-papierosów trochę bardziej rozumiem przyczynę zniecierpliwienia Donalda Trumpa. Po takiej organizacji jak WHO oczekiwać można, że wyda jednoznaczne stanowiska, rekomendacje i weźmie za nie odpowiedzialność. Jeżeli jej eksperci publikują jedynie „przeglądy prasy”, „raporty z doniesień” i zwierzenia na temat własnych wątpliwości: powinni przenieść do mediów i pisać felietony – jak ja. Nie oczekując za to (jak i ja) wynagradzania z pieniędzy podatników z całego świata.
Amerykańska FDA , zdając sobie sprawę z wagi argumentów „za” i „przeciw” (oraz z konieczności ich odpowiedniego zbadania) wstrzymała się z ostateczną oceną i wprowadzenia regulacji dotyczących nowych technologii redukujących szkody wynikające z palenia. FDA dała sobie na to czas aż do sierpnia 2022 roku. Najpierw zbadać, a potem się wypowiedzieć – to znacznie uczciwsza postawa niż wydawanie tekstów publicystycznych (z których nic nie wynika) i nazywanie ich zalecaniami czy raportami.
© mZdrowie.pl