Szpitale kliniczne dobrze radziły sobie, także finansowo, w trakcie pandemii. Natomiast kłopotem będzie dla nich przestawienie się na funkcjonowanie w starym-nowym trybie, po ustaniu zagrożenia epidemicznego.
„Szpitale kliniczne od początku pandemii stanęły na pierwszym froncie walki z COVID-19. To na nas spadł główny jej ciężar. Zaryzykuję tezę, że zyskaliśmy na tym, a przynajmniej nie straciliśmy finansowo. Już dziś przewiduję jednak, że powrót do pracy w normalnym trybie nie będzie łatwy. Staniemy przed ryzykami związanymi z tym, że rozsypał się system płac, że trudno będzie poradzić sobie z problemem braku personelu” – mówił Szczepan Cofta, przewodniczący Polskiej Unii Szpitali Klinicznych podczas konferencji Priorytety Ochrony Zdrowia.
Jerzy Gryglewicz, ekspert Uczelni Łazarskiego zwracał uwagę na to, że pacjenci zapłacili sporą cenę za duże zaangażowanie szpitali klinicznych w walkę z pandemią – „Szpitale kliniczne angażowały się w walkę z pandemią na różnych poziomach. Po pierwsze – organizowały oddziały covidowe we własnych murach. Po drugie – nadzorowały szpitale tymczasowe, wspierając je własnym sprzętem i kadrami. Po trzecie wreszcie wielu lekarzy-specjalistów zgłaszało się do intratnej pracy w oddziałach covidowych, zawieszając swoją normalną działalność. I przyznam, że trochę tego szkoda. Leczenie covid jest mocno wystandaryzowane, nie wymaga wiedzy ani umiejętności wysokiej klasy specjalistów np. z dziedziny neurologii. Gdy tacy zostali skierowani do walki z pandemią, ich wiedzy i umiejętności zabrakło natomiast w miejscach, w których są one niezbędne. Właśnie w tych, w których mamy dług zdrowotny, wysoką śmiertelność na skutek schorzeń niezwiązanych z covid”.
Z Jerzym Gryglewiczem po części zgodził się Piotr Gryza, były wiceminister zdrowia – „Tylko po części, bo na pierwszym etapie walki z pandemią, przy pierwszej czy drugiej fali, było to wyjście optymalne. W tym czasie nie wiedzieliśmy o koronawirusie tyle, ile wiemy dziś, nie wiedzieliśmy, z czym naprawdę przyjdzie się zmierzyć. Szpitale kliniczne były najlepszym wyborem jako te, które miały największe zasoby, najlepszych specjalistów, zaplecze naukowe. Były obawy, czy szpitale powiatowe poradzą sobie z wyzwaniem. Nie wyobrażam sobie, by na początku pandemii można było wybrać lepiej. Zgoda natomiast na to, że po kolejnych falach, dzisiaj moglibyśmy pomyśleć o innej organizacji, odciążeniu wysokiej specjalistyki i szpitali klinicznych. Teraz natomiast koniecznie musimy sobie poradzić z wyzwaniem, jakim jest spłata długu zdrowotnego”.
Zdaniem Dariusza Madery, dyrektora Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu, największym wyzwaniem dla szpitali klinicznych w najbliższym czasie będzie problem kadr – „Podczas pandemii czas nie stanął w miejscu, zmieniło się otoczenie. Nie ma powrotu do sytuacji z 2019 roku. Część kadry, która odeszła podczas pandemii do innych zadań, już nie wróci. Będzie też trudno konkurować z innymi podmiotami o pozyskanie lekarzy i pielęgniarek. Nastąpiło spłaszczenie wynagrodzeń”.
Dyrektor Madera dodał, że na przykład pielęgniarkom szpitale kliniczne płaciły nieco więcej niż inne – „Było to zrozumiałe, bo też w naszych szpitalach pielęgniarki mają więcej zadań. Teraz po wynegocjowaniu ogólnopolskich porozumień płacowych płacę się wyrównały. Nie ma motywacji do tego, by wybierać szpitale kliniczne”.
„Poza tym szpitale kliniczne, choć rzeczywiście mają większy potencjał, nie są z gumy. Mamy także swoje ograniczenia. Jeżeli mamy jak najszybciej i jak najsprawniej poradzić sobie z problemem długu zdrowotnego: mamy prawo oczekiwać pomocy regulatora” – mówił Jakub Kraszewski, dyrektor Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku.
Natomiast Piotr Pobrotyn, do niedawna dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, wskazał, że w samych szpitalach klinicznych istnieją jeszcze rezerwy, które można wykorzystać do przyspieszenia tempa spłaty długu zdrowotnego – „Myślę tu przede wszystkim o odpowiedniej organizacji pracy. Można poprawić wskaźniki obłożenia sprzętu, zadbać o to, by nie było przestojów, by pracownicy zajęci byli przez cały czas obecności w pracy. Wreszcie – częściej udzielać świadczeń w trybie jednodniowym czy ambulatoryjnym. To olbrzymie pokłady rezerw. Klucz do ich uruchomienia tylko częściowo spoczywa w rękach dyrektorów. Trzeba jeszcze raz przemyśleć odpowiednie ustawienie wymogów, stawianych oddziałom szpitalnym przez NFZ oraz taryfy, które nadal premiują w zbyt wielu wypadkach przetrzymywanie pacjentów w szpitalu, wbrew medycznym koniecznościom. Zmian w tym zakresie warto dokonać szybko, od razu, tak by od razu posłużyły szybkiej likwidacji tzw. długu zdrowotnego z czasu pandemii”.