Najnowsze terapie kardiologiczne pozwalają skutecznie i bezpiecznie leczyć nawet zakażonych koronawirusem pacjentów, nie bójmy się z nich korzystać w pandemii – mówi prof. Adam Witkowski, kierownik kliniki Kardiologii i Angiologii Interwencyjnej w Narodowym Instytucie Kardiologii.
Profesor Witkowski podkreśla, że nie powinna powtórzyć się sytuacja, jaka miała miejsce po wybuchu pandemii – „Doszło wtedy do tego, że nawet chorzy z ostrym zawałem serca nie wzywali karetki pogotowia w obawie przed COVID-19”. W ostrym zawale serca konieczna jest natychmiastowa pomoc, trzeba przede wszystkim wykonać zabieg udrożnienia tętnic wieńcowych (tzw. angioplastykę wieńcową). To zabieg ratujący życie. Z danych przedstawionych podczas spotkania wynika, że ostry zawał serca w 40 proc. przypadków kończy się zgonem, jeśli choremu na czas nie jest udzielana specjalistyczna pomoc kardiologiczna. Dowiezienie chorego w porę na zabieg angioplastyki zmniejsza to ryzyko do jedynie 5 proc.
Im wcześniej jednak udzielona zostanie pomoc, tym większe są szanse na uratowanie życie, jak i zachowania większej wydolności mięśnia sercowego. Adam Witkowski ostrzegła że u pacjentów, którzy przeżyją, choć nie wezwą pomocy, może dojść do poważnej niewydolności serca – „To kosztowni pacjenci i jeśli są nadal aktywni zawodowo, szybciej schodzą z rynku pracy”. W naszym kraju jest już 1,2 mln osób z niewydolnością serca, część z nich – to pacjenci po zawale serca.
„Obawiam się, że w czwartej fali zakażeń po raz kolejny możemy mieć syndemię, czyli nałożenie chorób kardiologicznych i onkologicznych na pandemię COVID-19” – przestrzega prof. Witkowski. Wskazuje, że już widoczny jest wzrost śmiertelności spowodowany głównie innymi chorobami niż COVID-19, takimi jak zawał serca i udar mózgu – „Trzeba się też liczyć z drugą odłożoną w czasie falą śmiertelności z powodu niewydolności serca, narastającej otyłość i spowodowanej bezruchem oraz przedłużoną diagnostyką nowotworów”.
Zachorowalność na schorzenia układu krążenia w 2020 r. wzrosła o 17 proc. w porównaniu do 2019 r. Podobnie jest w przypadku cukrzycy (wzrost o prawie 15,88 proc.), chorób neurologicznych (o 14,63 proc.), układu trawiennego (o 13,54 proc.), chorób psychiatrycznych (o 12,69 proc.), schorzeń płuc (10,33 proc.) oraz nowotworów (o 4,7 proc.).
W okresie 2006-2016 umieralność w Europie zmniejszyła się o 14,5 proc.. Następnie zaczęła rosnąć o 0,5 proc. rocznie. Skutkiem tego jest zahamowanie wzrostu przeciętnej oczekiwanej długości życia. Według danych GUS, w Polsce od 2016 r. jest ona na podobnym poziomie. Wśród kobiet w 2016 r. przeciętna długość życia wynosiła 81,9 lat, a w 2019 r. – 81,8 lat. Mężczyźni w 2015 r. żyli średnio 73,8 lat, a w 2019 – 74,1 lat.
„To zły trend. Odpowiadają za to przyczyny, którym można zapobiegać” – zwraca uwagę prof. Adam Witkowski. Chodzi głównie o niekorzystną zmianę stylu, odwlekanie badań profilaktycznych oraz zaburzenia w funkcjonowania służby zdrowia. (PAP)