Co trzeci polski pacjent doświadczył odroczenia (lub odwołania) wizyty lekarskiej lub badania diagnostycznego z powodu epidemii COVID-19 – wynika z raportu fundacji Alivia. „To poważny kłopot zarówno dla pacjentów, jak i świadczeniodawców. Obie strony będą wymagały dodatkowej pomocy zewnętrznej w czasie poepidemicznego odmrażania” – komentują pytani przez nas eksperci.
„W ramach kampanii ONKOOBRONA #CZASWALKI poprosiliśmy o odpowiedź na te pytania dyrektorów 51 centrów onkologii i szpitali wielospecjalistycznych, które mają w swoich strukturach duże oddziały onkologiczne, lekarzy i personel medyczny, który pracuje z pacjentami onkologicznymi, a także samych chorych oraz ich bliskich” – opisuje Alivia.
Jednym z pytań, które zadano chorym, brzmi: „Czy Twoje leczenie lub diagnostyka były odraczane, lub odwoływane ze względu na epidemię koronawirusa (SARS-CoV-2)?” 36 proc. ankietowanych odpowiedziało twierdząco.
34 proc. lekarzy i pracowników medycznych przyznała, że z powodu epidemii były odwoływane lub przekładane procedury u tych pacjentów, którzy ze względów medycznych powinni zostać obsłużeni bez opóźnień.
„Dodatkowo w ramach projektu 'kolejkoskop.pl’, zadzwoniliśmy do 531 placówek wykonujących diagnostykę obrazową TK, RM i PET-CT, by zapytać o możliwy termin wykonania badania. 148 ośrodków wstrzymało zapisy na badania w związku z epidemią” – informuje Alivia.
Wcześniej o niebezpiecznej tendencji alarmowało Polskie Towarzystwo Onkologii Klinicznej. „Zaobserwowano zmniejszenie się liczby chorych zgłaszających na badania kontrolne. Jednocześnie liczba osób zgłaszających się na chemioterapie dzienne w wybranych centrach opieki onkologicznej nie ulega zmianie. Nie zmniejsza się też liczba świadczeń z zakresu resekcji i radioterapii oraz leczenia systemowego” – raportowało PTOK. Polskie Towarzystwo Kardiologiczne zauważało z kolei, że w czasie epidemii koronawirusa liczba zabiegów kardiologii interwencyjnej spadła w Europie średnio o ok. 20 procent, a w Polsce – o 13 procent. Eksperci przewidywali, że to może spowodować wzrost liczby chorych z cięższymi postaciami zawału serca.
Większość ekspertów zgadza się z tym, że polski system ochrony zdrowia znacznie lepiej poradził sobie z pacjentami, którzy wymagali kontynuacji leczenia. O wiele gorzej z wizytami pierwszorazowymi i wczesną diagnostyką. Opóźnienia w wykryciu choroby mogą istotnie pogorszyć rokowanie ich przebiegu. „Przy czym problem zaczyna się już na poziomie pacjenta. Odnotowaliśmy, że pacjenci zgłaszają się do nas dopiero wtedy, gdy odczuwane przez nich dolegliwości są istotnie dokuczliwe. Znacznie spadła liczba zgłoszeń takich skarg ogólne pogorszenie sprawności, czy samopoczucia. I było to spowodowane nie tyle postawą lekarzy czy świadczeniodawców, ale ogólnej postawy współkreowanej także przez media. By siedzieć w domu, załatwiać jedynie najpilniejsze potrzeby, z drobniejszymi poczekać” – mówi Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego.
Dodaje przy tym wczesna diagnostyka np. w wymagającej szybkiej interwencji onkologii polega także na wczesnym zgłaszaniu niezbyt nasilonych dolegliwości, weryfikacji ich przyczyn poprzez szybko wykonane badania diagnostyczne. „Obawiam się, że ignorowanie sygnałów stosunkowo słabych może negatywnie przełożyć się na przebieg leczenia” – mówi Jacek Krajewski.
Jego zdaniem sytuację pogorszyć może brak doświadczeń polskich medyków w udzielaniu teleporad. „Przypomnę, że metoda teleporad przed długi czas była w Polsce niedoceniana przez płatnika, i na dobrą sprawę na masową skalę zastosowana dopiero wraz z wybuchem pandemii. Wielu rzeczy musieliśmy się nauczyć dopiero w jej trakcie. System z pewnością trzeba udoskonalać, także pod kątem wczesnego wykrywania chorób cywilizacyjnych czy nowotworowych i potraktować to jako priorytet. Bo wygląda na to, że w warunkach zagrożenia epidemicznego przyjdzie nam funkcjonować dłużej niż nam się pierwotnie wydawało. A teleporady to dobry instrument na rozładowanie korków i zapóźnień powstałych trakcie trwania epidemii” – mówi Jacek Krajewski.
Rafał Janiszewski wskazuje na kolejny problem, który powinniśmy rozwiązać, by nadrobić zaległości powstałe w trakcie epidemii. „To jest kwestia finansowania szpitali w trakcie procesu odmrażania. Problem ich finansowania w tym roku został prowizorycznie i czasowo rozwiązany do końca tego roku. Jednak spadek liczby wykonywanych w tym roku świadczeń przełożyć się może na obniżenie szpitalnych ryczałtów, a co za tym idzie budżetów lecznic w roku 2021” – mówi.
Jego zdaniem szpitale powinny zostać zachęcone do tego, by zaległości z okresu pandemii jak najszybciej nadrobić, zwiększając liczbę udzielanych świadczeń. „W mojej ocenie wymagania to zastosowania dwóch instrumentów. Pierwszym byłaby konkretna pomoc państwa w zapewnieniu szpitalom na jak najszybsze inwestycje w dostosowaniu do norm obowiązujących w trakcie epidemii i podczas jej ustępowania. Na przykład konkretnej pomocy w załatwieniu problemu drożyzny na rynku środków ochronnych. Szpitalom należy pomóc w zwiększeniu mocy przerobowych, a mają z tym istotne problemy” – mówi Rafał Janiszewski.
Drugim z instrumentów, zdaniem eksperta, powinno być stworzenie przez NFZ mechanizmu premiującego szpitale, które wykonały jak największą liczbę świadczeń. „To można zrobić zestawiając dane płynące ze szpitali. Premiować w przyszłym ryczałcie te, które w najmniejszym stopniu ograniczyły liczbę świadczeń w okresie epidemii i najszybciej zwiększyły liczbę świadczeń w okresie jej ustępowania. Potrzebny jest jasny sygnał w tej sprawie. System zachęt do rozładowywania kolejek, a przez to minimalizowania strat wynikających z tego, że czas walki z koronawirusem obniżył jakość leczenia wielu innych schorzeń” – mówi Rafał Janiszewski.
mZdrowie.pl