Centralizacja procedur zamówień na wybrane kategorie leków refundowanych niesie za sobą szereg zagrożeń. W teorii przepisy mają służyć odpowiedniemu dostępowi pacjentów do terapii i oszczędnościom dla systemu opieki zdrowotnej. Praktyka pokazuje jednak, że niekoniecznie jest bezpieczniej, rozsądniej i taniej – mówi Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej „Farmacja Polska”.
W styczniu Izba Gospodarcza zwróciła się do resortu zdrowia o wprowadzenie zasady wyłonienia więcej niż jednego dostawcy w ramach postępowań dotyczących jednej substancji czynnej. “Praktycznie w żadnym obszarze gospodarki nie stawia się nigdy wyłącznie na jednego dostawcę. Niezależnie od tego, czy chodzi o branżę spożywczą czy farmaceutyczną, w każdej dziedzinie istnieje ryzyko, że strony, które pierwotnie umówiły się na coś, nie będą mogły dotrzymać postanowień umowy. Może się tak wydarzyć z bardzo wielu przyczyn: gospodarczych, społecznych, losowych. O ile w innych sferach brak dostępności jakiegoś produktu może nie być dotkliwy dla konsumenta, o tyle w zakresie terapii stawką jest ludzkie zdrowie i życie. Tu nie może być miejsca na przerwy w dostępności” – wskazuje Irena Rej, prezes izby. W odpowiedzi na pismo Izby Ministerstwo Zdrowia zaznaczyło, że postulat wart jest rozważenia, o ile istnieją ku temu przesłanki. – “Jakie przesłanki ma na myśli Ministerstwo Zdrowia, nie wskazano. Niestety, podobnych niejasności jest więcej” – mówi Irena Rej.
“Powszechnie wiadomo, że szpitale są zadłużone i mają problemy z terminowym rozliczeniem płatności za leki. Odraczane płatności przybierają formę kredytowania, a firmy farmaceutyczne wcielają się w rolę banku. Jednak tego rodzaju kredyt nie przewiduje odsetek a sytuacja jest trudna. Wszyscy wydłużają terminy i powołują się na znowelizowaną ustawę o przeciwdziałaniu nadmiernym opóźnieniom płatniczym, która, nie tylko zresztą w sektorze farmaceutycznym, w praktyce nie działa. Dlaczego 60-dniowa płatność może obowiązywać wtedy, kiedy wierzycielem jest duży przedsiębiorca? Jedne podmioty obowiązują terminy 30, 50, inne – nawet 150-dniowe. Czy to nie jest nierówne traktowanie podmiotów gospodarczych?” – pyta Irena Rej.
Centralizacja procedur zamówień na wybrane kategorie leków refundowanych miała w zamyśle służyć efektywniejszemu wydawaniu środków publicznych na poszczególne grupy leków. Zdaniem przedstawicieli izby, oszczędności często okazywały się jednak tylko pozorne. “Po kilku latach od rozstrzygnięcia przetargu w wielu przypadkach okazywało się, że całościowy koszt zakupu danej terapii zrealizowany w ramach zakupów wspólnych nie był atrakcyjny cenowo. Bywały sytuacje, w których koszty były wyższe w odniesieniu do poziomów uzyskiwanych poza tą procedurą. Warto wyciągnąć wnioski: to, że wydaje się, że dziś jest taniej, nie oznacza, że całościowo, po kilku latach, też będzie taniej. Powinniśmy przyjmować szerszą perspektywę” – wskazuje prezes izby.
Dłuższy horyzont czasowy zdaniem Ireny Rej warto byłoby przyjąć także w odniesieniu do terminów zawierania umów na zakupione wybrane kategorie leków refundowanych – “W niektórych krajach umowy zawiera się na dwa-trzy lata. Producent jest w stanie zaoferować niższą cenę, ponieważ ma gwarancję, że przez określony czas będzie dostarczał lek na dany rynek. Pacjent zyskuje pewność, że lek będzie dostępny, a lekarz nie obawia się, czy nie ordynuje swojemu choremu terapii, której nagle może zabraknąć. Perspektywa kilku, być może nawet pięciu lat, wydaje się w pełni uzasadniona. Tym bardziej, że jeden pacjent może wymagać leczenia przez 2,5 roku, ale już inny przez 3,5 roku. Co w sytuacji, kiedy program lekowy po prostu się kończy? To duży problem etyczny: czy nie lepiej byłoby takiego pacjenta w ogóle nie włączać do leczenia, niż później brutalnie pozbawiać go niezbędnej terapii?”
Maksymalny termin płatności za leki – to jeden z ważniejszych postulatów Izby Gospodarczej „Farmacja Polska”. Dzisiejsze przepisy są jej zdaniem jedynie pustymi zapisami. “Powszechnie wiadomo, że szpitale są zadłużone i mają problemy z terminowym rozliczeniem płatności za leki. Odraczane płatności przybierają formę kredytowania, a firmy farmaceutyczne wcielają się w rolę banku. Jednak tego rodzaju kredyt nie przewiduje odsetek a sytuacja jest trudna. Wszyscy wydłużają terminy i powołują się na znowelizowaną ustawę o przeciwdziałaniu nadmiernym opóźnieniom płatniczym, która, nie tylko zresztą w sektorze farmaceutycznym, w praktyce nie działa. Dlaczego 60-dniowa płatność może obowiązywać wtedy, kiedy wierzycielem jest duży przedsiębiorca? Jedne podmioty obowiązują terminy 30, 50, inne – nawet 150-dniowe. Czy to nie jest nierówne traktowanie podmiotów gospodarczych?” – pyta Irena Rej.
Zdaniem ekspertów, z restrykcjami finansowymi przewidzianymi dla firm farmaceutycznych wiążą się także ryzyka dla pacjentów. “Jeśli nawet umowa w ramach przetargu była podpisana z podmiotem odpowiedzialnym na dłuższy okres, ale w międzyczasie firmie skończyła się wyłączność rynkowa na daną technologię terapeutyczną, firma powinna zmniejszyć cenę leku o 25 proc. Powinna, ale jeśli się nie zgodzi? Czy ryzykujemy, że pacjent będzie pozbawiony leczenia? W przypadkach licznych specjalistycznych terapii nawet stosunkowo krótka przerwa powoduje nieodwracalne zaburzenie schematu terapeutycznego. Nie wolno nam igrać ze zdrowiem i życiem pacjentów, ta kwestia wymaga pilnej korekty” – wskazuje Irena Rej.