Programy lekowe wymyślono, by stworzyć szybką ścieżkę dostępu Polaków do innowacyjnych terapii. Miały stanowić pierwszy etap do ich upowszechnienia. Niestety wiele leków na tym etapie utknęło. I ma to szereg negatywnych konsekwencji” – przekonywali uczestnicy hematologiczno – onkologicznej części „Szczytu Zdrowie”.
„Wielokrotnie miałem okazję uczestniczyć w negocjowaniu lub ustalaniu warunków wprowadzania terapii do programów lekowych. Obejmowały one wąskie grupy pacjentów, kryteria dostępu ustalano na wysokim poziomie. Było po temu szereg powodów, a jedną z podstawowych przesłanek była chęć udzielenia szybkiej pomocy najbardziej potrzebującym grupom” – mówi prof. Wiesław Jędrzejczak z Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Nowe programy lekowe obejmują nowe leki, których skuteczność udowodniono w badaniach klinicznych, nie ma jednak doświadczeń i wniosków z szerszego ich stosowania i długotrwałej obserwacji. „W takiej sytuacji z natury rzeczy leki trafiały do osób z najbardziej zaawansowanymi postaciami choroby, dla których w zasadzie nie było innej szansy terapeutycznej. Z czasem, gdy pojawiają się twardsze dowody na skuteczność tych leków także na wcześniejszych etapach rozwoju choroby – powinny albo trafiać do otwartej refundacji według normalnych reguł np. chemioterapii, albo programy lekowe powinny być rozbudowywane o kolejne grupy pacjentów. Z jednym i drugim mamy w Polsce poważny kłopot” – mówi prof. Wiesław Jędrzejczak. A zapisy umów dotyczących programów lekowych, choć pomagają we wprowadzeniu na polski rynek nowych terapii, z czasem zaczynają przeszkadzać w ich upowszechnieniu.
„Najlepiej byłoby, gdyby programów lekowych w ogóle nie było, a polscy lekarze mogli leczyć według normalnych reguł refundacyjnych i wskazań medycznych. Rozumiemy jednak, że program lekowy potrzebny jest płatnikowi jako finansowy instrument kontrolny. Pozostaje zatem zawarcie rozsądnego kompromisu między racjami obu stron. Czyli możliwości elastycznego modyfikowania planów i przebudowywania go w miarę pojawiania się nowych doniesień naukowych, sytuacji pacjenta, konieczności modyfikacji terapii. Tej elastyczności bardzo brakuje” – mówi prof. Rafał Stec, kierownik Kliniki Onkologii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego WUM.
Jako przykład braku elastyczności prof. Stec podaje fakt, że gdy pacjent pominie jedno z rozpisanych w ramach programu badań kontrolnych, choćby z przyczyn losowych, ryzykuje wykreślenie z listy uczestników programu i utratę dostępu do terapii. „Jest też trudno o modyfikację terapii. Zapisy dotyczące są rygorystyczne, także co do terminów podawania leków, co nie pozwala dostosować ich do potrzeb konkretnego pacjenta. Dopiero epidemia COVID-19 wymusiła wprowadzenie małych odstępstw od sztywno zapisanych reguł. W mojej ocenie pierwsze wnioski są pozytywne i obecne odstępstwa utrzymane zostaną także po zakończeniu epidemii” – mówi prof. Rafał Stec.
Na kolejny problem zwraca uwagę prof. Krzysztof Giannopoulos z Zakładu Hematoonkologii Doświadczalnej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. „Szczególnie w dziedzinie hematologii postęp naukowy ma niezwykle szybki przebieg. Już po kilkunastu miesiącach raz wypracowany stosunkowo nowoczesny dokument staje się anachroniczny. A zmiany są trudne do przeprowadzenia, bo wymagają czasem negocjacji ministerstwa z kilkoma firmami farmaceutycznymi naraz” – zauważa prof. Krzysztof Giannopoulos.
Aleksandra Rudnicka z Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych podkreśla, że co jakiś czas konkurujące ze sobą firmy farmaceutyczne blokują wprowadzanie do programów lekowych kolejnych terapii. Dzieje się tak, gdy do programu płatnik chce dopisać opcję skorzystania z terapii wielolekowej, na co wszyscy producenci muszą wyrazić zgodę. Wystarczy, że jeden z nich nie zgodzi się na zmiany lub nie dojdzie do porozumienia w kwestii ceny i korekta programu lekowego staje się niemożliwa.
Prof. Krzysztof Giannopoulos zwraca uwagę, że rozbudowywany system programów lekowych ma negatywny wpływ na organizację opieki onkologicznej w Polsce. „Z reguły na zawarcie umowy na obsługę programów lekowych większe szanse mają ośrodki duże. Placówki mniejsze, choćby miały pełną infrastrukturę do prowadzenia chemioterapii, te szanse mają mniejsze, czasami wręcz żadne. Efektem są rosnące kolejki w dużych ośrodkach przy braku wykorzystania mocy tych mniejszych, będących bliżej zamieszkania pacjentów z małych miast i wsi. To dodatkowy kłopot organizacyjny dla polskiej opieki onkologicznej i dodatkowe obciążanie pacjentów możliwymi do uniknięcia problemami logistycznymi” – mówi.
Uczestnicy debaty zgodzili się, że epidemia COVID-19 wymusi dodatkowe zmiany w programach. „Zmniejsza się liczba wydawanych kart DILO, pacjenci nie zgłaszają się ze swoimi problemami do lekarzy, kuleje diagnostyka. To nie oznacza, że ludzie przestali chorować na nowotwory, ale że za kilka miesięcy zaczną się do nas zgłaszać ci, którzy z różnych powodów nie zrobili tego w czasie trwania pandemii. Obawiam się, że w ostrzejszych i późniejszych stadiach choroby. A więc takich, które w polskich realiach kwalifikują się do leczenia wyłącznie w programach lekowych” – mówi prof. Wiesław Jędrzejczak.
Budżety przeznaczone na programy lekowe i wydolność systemu opieki onkologicznej przestaną wystarczać do obsługi rygorystycznych zapisów programów. „Pomału zaczynamy się przygotowywać na zwiększenie liczby pacjentów onkologicznych. Oczekujemy od płatnika pomocy w tych przygotowaniach, w tym większej elastyczności programów lekowych” – konkluduje prof. Krzysztof Giannopoulos.
Program lekowy – to świadczenie gwarantowane. Leczenie w ramach programu odbywa się z zastosowaniem innowacyjnych, nowych cząsteczek. Leczenie jest prowadzone w wybranych jednostkach chorobowych i obejmuje ściśle zdefiniowaną grupę pacjentów. Dla płatnika zaletą takiego stanu rzeczy jest możliwość lepszej kontroli wydatków na programy lekowe niż w wypadku stosowania innych instrumentów refundacyjnych.
© mZdrowie.pl