Polscy medycy są wypaleni, mają myśli samobójcze i zmagają się z wieloma innymi dolegliwościami natury psychicznej. Jednak niechętnie przyznają się do problemów, obawiają się skorzystać z profesjonalnej pomocy, a nawet jak się na nią zdecydują – rzadko otrzymują adekwatne wsparcie. Na rozwój problemów ze zdrowiem psychicznym ma wpływ już okres studiów, kiedy starając się sprostać postawionym wymaganiom, nie szanują własnego zdrowia. To głowne wnioski z raportu “Zdrowie psychiczne polskich Medyków i Medyczek”.
System ochrony zdrowia w Polsce nie wspiera zdrowia psychicznego pracowników medycznych. Na negatywne skutki są szczególnie narażeni rozpoczynający karierę zawodową. Z badań wynika, że problem rodzi się już podczas studiów, na których młodzi ludzie przyzwyczają się do lekceważenia swojego dobrostanu psychofizycznego. Studenci i medycy z jednej strony wstydzą się skorzystać z pomocy, bo burzy to im społeczny obraz zdrowej i silnej osoby niosące wsparcie innym, a z drugiej strony za mało jest miejsc ze specjalistami, którym nie jest obce środowisko medyczne.
Fundacja Polki w Medycynie zaprezentowała raport “Zdrowie psychiczne polskich Medyków i Medyczek”. Jagoda Hofman-Hutna, rezydentka psychiatrii oraz członkini Fundacji Polki w Medycynie, przedstawiając informacje z raportu zwróciła uwagę na podejście środowiska medycznego do swojego zdrowia psychicznego. Jest to temat tabu. Powszechne i wzmacniane przez samych medyków jest bagatelizowanie jakichkolwiek dolegliwości oraz zaprzeczanie istnieniu kryzysu zdrowia psychicznego w tym sektorze.
W badaniu, na podstawie którego sformułowano wnioski, wzięły udział 2164 osoby wykonujące zawody medyczne lub kształcące się w tym kierunku. Najliczniejszą grupą byli lekarze, tuż za nimi pielęgniarki i pielęgniarze, a także studenci kierunków medycznych. Zaledwie 10 proc. ankietowanych stanowili mężczyźni. Niski odsetek mężczyzna dowodzi – zdaniem autorów publikacji – że obawy i wstyd związane z tematami dotyczącymi psychiki najczęściej są odczuwane przez mężczyzn.
W pierwszej części badania ankietowani odpowiadali na pytania m.in. zawarte kwestionariuszu SRQ-20 opracowanym przez WHO. Uzyskanie w nim ośmiu lub więcej punktów wskazuje na konieczność skonsultowania się z psychiatrą lub psychologiem. Próg ten osiągnęło ponad 75 proc. ankietowanych, co obrazuje skalę występowania wśród medyków zaburzeń lękowych, zaburzeń nastroju czy wypalenia zawodowego. Co siódma osoba odczuwała myśli samobójcze. Ponad 70 procent stwierdziło, że po prostu są nieszczęśliwi. U ponad 60 proc. badanych występowały problemy ze snem.
Druga część badania dotyczyła korzystania z pomocy psychologicznej i psychiatrycznej. Zaledwie 30 proc. badanych przyznało, że kiedykolwiek skorzystało z takiego wsparcia. Na przeszkodzie stoi głównie brak czasu, wstyd, stygmatyzacja, a także – co może być zaskakujące – brak wiedzy o takiej formie pomocy. Uwidoczniło się podejście mężczyzn do kwestii zdrowia psychicznego, a mianowicie dominacja odpowiedzi, w których barierą w zapewnieniu sobie pomocy jest wstyd.
W trzeciej części badania starano się dotrzeć do czynników o negatywnym wpływie na kondycję psychiczną, które są obecne w miejscu zatrudnienia. Dla 95 proc. badanych głównym źródłem stresu w pracy jest kwestia nierozerwalnie związana z ochroną zdrowia, czyli odpowiedzialność za życie i zdrowie pacjentów. U ponad 60 proc. zdrowie psychiczne pogarsza się z powodu narażenia na agresję słowną lub fizyczną ze strony pacjentów czy ich rodzin. Dla połowy badanych ciężkim doświadczeniem był również seksizm.
Ponieważ w badaniu wzięli udział również studenci, zwrócono uwagę również na klimat panujący na uczelniach medycznych. Stąd płynie wniosek, że destrukcyjne działanie środowiska zaczyna się już na pierwszym roku studiów. Młodzi ludzie uczą się, aby zachęcać pacjentów do troski o swoje zdrowie, a równocześnie mają ograniczone możliwość dbania o siebie samych, na przykład z powodu wymaganej stuprocentowej frekwencji na zajęciach. Autorzy raportu podkreślają, że wypalenie zawodowe w tej grupie obserwuje się już przed rozpoczęciem pracy w systemie ochrony zdrowia.
Ostatnia część raportu ukazała obciążenie pracą. Przeciętnie tydzień pracy branży medycznej przekracza 60 godzin. Przekroczenie 48 godzin pracy tygodniowo silnie koreluje z pogorszeniem dobrostanu psychicznego badanych. Najgorsze wyniki uzyskały osoby stawiające dopiero pierwsze kroki w zawodzie. Z badania wynika, że problemy ze zdrowiem psychicznym zaczynają się już w pierwszych miesiącach studiów, kiedy pojawią się między innymi presja 100 proc. frekwencji na zajęciach oraz konieczność nauczenia się na pamięć wielu rzeczy, często później nieprzydatnych. “Te wnioski nie są zaskakujące, jeżeli chodzi o typy problemów, ale są przerażające, jeżeli chodzi o ich skalę. (…) Jakość waszej pracy jest nie tylko w waszym interesie, lecz w interesie pacjentów oraz całego systemu” – podkreśliła Magdalena Biejat, wicemarszałek Senatu po prezentacji wniosków z raportu.
Magdalena Flaga-Łuczkiewicz, pełnomocniczka ds. zdrowia lekarzy Okręgowej Izby Lekarskiej, zaznaczyła, że wśród lekarzy, a zwłaszcza lekarek ryzyko samobójstwa jest zdecydowanie wyższe niż w innych zawodach. Większe ryzyko dotyczy jedynie lekarzy weterynarii. Zawody pomocowe wybierają osoby o specyficznej konstrukcji psychicznej, która z jednej strony pomaga w pracy, a z drugiej stanowi zagrożenie dla samego siebie. Są to osoby wrażliwe i w dużym stopniu perfekcjoniści. Zwykle zaczynają oni studia już z dość ciężkim bagażem doświadczeń.
Studentami kierunków medycznych stają się m.in. “zranieni uzdrawiacze”, czyli osoby, które mają za sobą nieprzyjemne, a często traumatyczne doświadczenia jako pacjenci. Studia wzmacniają w nich postawę bagatelizowania własnych potrzeb. Powszechne jest obarczanie studenta odpowiedzialnością za swoje zdrowie psychiczne i uniknięcie wypalenia. Tymczasem przebywanie w toksycznym środowisku sprawia, że jest to niemożliwe.
Jakie są wnioski odnośnie poprawy tej sytuacji? Kluczowe wydaje się dopasowanie specjalizacji medycznej do predyspozycji danej osoby. Ważne jest również budowanie sieci wsparcia i wspólnotowości w miejscu pracy. Należy mocniej zatroszczyć się o wsparcie wrażliwszych grup pracowników w systemie ochrony zdrowia: kobiet, które decydują się na macierzyństwo, osób niepełnosprawnych, osób pracujących na emeryturze czy przedstawicieli różnych mniejszości. Problem dyskryminacji w środowisku istnieje i niektórzy medycy codziennie dodatkowo muszą się z nim mierzyć. Dużo się mówi o konieczności wprowadzenia profesjonalnego wsparcia pracowników systemu ochrony zdrowia, jednakże brakuje szkoleń dla psychoterapeutów wdrażających ich w specyfikę środowiska medycznego. “Receptą na wypalenie jest zmiana systemu, a nie wysłanie na terapię osoby wypalonej” – podsumowała Magdalena Flaga-Łuczkiewicz.
Anna Bazydło reprezentująca Porozumienie Rezydentów zwróciła uwagę na konieczność brania nadgodzin przez młodych lekarzy, co jest jedną z przyczyn wypalenia. Kodeks Pracy mówi, że pracownik nie może przekroczyć progu 150 nadgodzin rocznie, a tymczasem lekarze rezydenci, aby móc zrealizować program specjalizacji, muszą wykonać minimum 450 nadgodzin rocznie. W kolejnych latach ścieżki zawodowej nie jest lepiej. Lekarzom ogranicza się możliwość odpoczynku po dyżurze z 37 godzin do 24 godzin. Zdaniem Anny Bazydło źródłem problemu jest chroniczne niedofinansowanie systemu ochrony zdrowia w Polsce, który pozwala na eksploatowanie pracowników z przyczyn finansowych.
Senator Beata Małecka-Libera, przewodnicząca Komisji Zdrowia, opowiadała o swoich doświadczeniach w obszarze zdrowia psychicznego lekarzy, gdyż jako lekarz laryngolog stoi na czele Fundacji “Dobrostan i Medycyna “, wspierającej medyków w kryzysie – “Powszechnym problemem jest to, że lekarze nie chcą przyznać się do wypalenia zawodowego i do tego, że przeżywają w pracy ogromny stres. (…) Średni ogólny wskaźnik wypalenia zawodowego w skali od 0 do 1 wyniósł 0,95. To pokazuje ogromną skalę problemu”. Senator Małecka-Libera zgodziła się, że potrzebne są zmiany systemowe, ale także działania natychmiastowe – “W kwestii edukacji kadr medycznych rektorzy uczelni również dostrzegają potrzebę zmian. Ja uważam, że problem zaczyna się już w momencie naboru na studia, bo naprawdę nie wszyscy mogą być lekarzami, ratownikami i pielęgniarkami. Mam taką obserwację, że zawód lekarza często jest wybierany z powodu szacunku i prestiżu, albo z powodu nacisku rodziców. Takie osoby same robią sobie krzywdę”. Jej zdaniem rozwiązaniem mogłyby być rozmowy kwalifikujące z kandydatami na studia.
Paweł Bollin, przewodniczący Uczelnianej Rady Samorządu Studentów Uniwersytetu Medycznego w Łodzi podkreślał, że szkoła nie przygotowuje do studiów a studia nie przygotowują do pracy. Studenci mierzą się z chronicznym stresem, często zmagając się z nauką pamięciową rzeczy zupełnie nieprzydatnych w pracy lekarza, kosztem praktycznej nauki zawodu czy dbania o własny dobrostan psychofizyczny. Uczącym się brakuje możliwości uzyskania szybkiego wsparcia nie tylko psychologa, ale również psychiatry – “Chociaż problem rodzi się na studiach to rozwiązanie tego problemu też się może tam narodzić”.