– Mamy dość tego, że pod pretekstem walki z pandemią rząd narusza, łamie lub ignoruje porozumienia, które z nami zawarł wcześniej – mówią pielęgniarki i szykują się do strajku.
Pierwszym krokiem na drodze do legalnego strajku było wejście związków zawodowych pielęgniarek w spory zbiorowe w 800 placówkach ochrony zdrowia (szpitalach i dużych przychodniach). Spory zbiorowe w większości pozostawały zamknięte od 2015 roku, po zawarciu porozumienia płacowego między ministrem Marianem Zembalą a Ogólnopolskim Związkiem Zawodowym Pielęgniarek i Położnych.
Po tegorocznym wszczęciu sporów zbiorowych, kolejnym krokiem mogą być referenda strajkowe, a jeszcze następnym – odejście personelu od łóżek pacjentów. Po wyczerpaniu wszelkich przewidzianych prawem procedur mediacyjnych, o ile pielęgniarki nie dojdą do porozumienia ze swoimi pracodawcami, do pierwszych strajków może dojść już w styczniu. „Już dziś w połowie placówek w których działa nasz związek, pracownicy gotowi są do akcji i oczywiście nie wykluczamy przerwania pracy” – mówi Liliana Pietrowska, szefowa OZZPiP na Dolnym Śląsku.
W rozmowie z mZdrowie Longina Kaczmarska, wiceprzewodnicząca OZZPiP zapewnia, że sięgnięcie po broń strajkową jest dla pielęgniarek ostatecznością – „Wierzę, że nie dojdzie do tego, że zmuszone będziemy po nią sięgnąć. Jednak z drugiej strony mamy dość tego, że pod pretekstem walki z pandemią rząd narusza, łamie lub ignoruje porozumienia, które z nami zawarł wcześniej. Że bez porozumienia z nami, bez rozmów, wprowadza regulacje, które mają bardzo istotny wpływ na warunki naszej pracy i płacy”.
Kością niezgody są przede wszystkim sposoby naliczania podwyżek pielęgniarkom w tzw. OWU (ogólnych warunkach umów z 2018 r.), na podstawie których wypłacane są dodatki dla pielęgniarek. Dodatkowy spór dotyczy sposobu dodatkowego wynagradzania pielęgniarek za pracę podczas pandemii, a więc w zwiększonym wymiarze czasowym i trudniejszych warunkach pracy. Niepewność pielęgniarek powoduje także zawieszenie na czas pandemii norm zatrudnienia, liczonych w proporcji do liczby pacjentów powierzonych ich opiece. Z tego powodu pielęgniarki muszą zajmować się większą liczbą pacjentów niż wynegocjowana w porozumieniu.
„Zauważamy także, że rząd niewiele robi dla wsparcia pielęgniarek dodatkowym personelem. To już przestaje być kwestia wyłącznie negocjacji warunków wynagrodzenia w ewentualnych covidowych nadgodzinach. Wiele pielęgniarek po prostu nie może już przyjąć dodatkowych obowiązków, nie ma takiej fizycznej możliwości” – dodaje Longina Kaczmarska.
Zdaniem Zofii Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych, zastrzeżenia budzi sposób podziału dodatkowych środków za pracę pielęgniarek i położnych w warunkach pandemii – „Z naszych wyliczeń wynika, że tylko około 3 proc. pielęgniarek. Nie rozumiemy także dlaczego dodatki za pracę z pacjentami covidowymi wypłacane są pielęgniarkom delegowanym do tego celu przez wojewodę, a tym, które pracują na covidowych oddziałach bez takiej delegacji – już nie. Zauważamy także, że śmierć naszych koleżanek związana z kontaktem z zarażonymi pacjentami przede wszystkim dotyczy tych pielęgniarek, które zatrudnione były na oddziałach niecovidowych i tam miały styczność z koronawirusem. W wypadku tej grupy pandemiczne dodatki nie obowiązują w ogóle”.
Zofia Małas podkreśla także, że rząd nie skonsultował z nimi sposobów ułatwień w zatrudnianiu personelu medycznego, w tym pielęgniarek, zza granicy. „My co do zasady nie mamy nic przeciw temu. Nie chcemy jedynie dopuścić do tego, by nasze koleżanki z zagranicy przystępowały do pracy na podstawie czy to fałszowanych dokumentów, czy bez należytego sprawdzenia kwalifikacji i znajomości podstaw funkcjonowania europejskich systemów ochrony zdrowia. Wielokrotnie proponowaliśmy rządowi przyspieszenie procedur kwalifikacyjnych przy zachowaniu obecnych standardów bezpieczeństwa. A naszym zdaniem rząd bez konsultacji z nami postąpił odwrotnie: nie przyspieszył procedur, a jedynie obniżył wymogi” – mówi Zofia Małas.
Przedstawicielki środowiska pielęgniarek i położnych skarżą się także, że ministerstwo nie konsultuje wprowadzanych przez siebie aktów prawnych i nie odpowiada na listy kierowane do resortu zdrowia i premiera. „Można powiedzieć, że dialog z władzami po prostu się załamał. Nie jesteśmy o nic pytane, nie otrzymujemy na nic odpowiedzi. Efektem jest nie tylko to, że czujemy się lekceważone, ale przede wszystkim to, że w życie wchodzą złe, nierealistyczne regulacje prawne” – mówi Zofia Małas.
„Oczekujemy pilnego spotkania z ministrem i premierem. I mamy nadzieję, że do naszych strajków, do których się przygotowujemy, nie będzie musiało dojść” – dodaje Longina Kaczmarska.
© mZdrowie.pl