Personel niemedyczny domaga się wprowadzenia norm zatrudnienia. Ministerstwo Zdrowia odpowiada, że ograniczyłoby to możliwości dyrektorom szpitali.
Tematem posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. personelu niemedycznego były skutki outsourcingu usług personelu niemedycznego z punktu widzenia warunków pracy i jakości wykonywania zadań. Podczas dyskusji najwięcej czasu poświęcono kwestii norm zatrudnienia w odniesieniu do salowych i sanitariuszy. Szpitale wykorzystują outsourcing w celu poprawy kondycji finansowej, jednak jak wskazują eksperci koszty umów ze szpitalem i umów zawieranych z firmami zewnętrznymi są podobne. Równocześnie istnieją obawy, że jakość usług w przypadku outsourcingu jest niższa niż w przypadku wykonywania zleconych zadań przez osoby zatrudnione na etacie szpitalnym. Przedstawiciele personelu niemedycznego zwracają też uwagę na brak norm dotyczących ich pracy. Ministerstwo Zdrowia uważa, że ustalenie konkretnych wytycznych byłoby równoznaczne ze związaniem rąk dyrektorom szpitali.
Katarzyna Duda (Ośrodek Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a, autorka raportu „Outsourcing usług technicznych przez instytucje publiczne”) zauważa, że szpitale różnie podchodzą do zagadnienia outsourcingu. Jeżeli w danej placówce łączy się usługi w zakresie utrzymywania czystości oferowane przez pracowników szpitala i firmy zewnętrzne, to występuje podział na strefy. „O przestrzenie kluczowe, gdzie czystość i sterylność jest uznawana za pożądaną, dbają pracownicy zatrudnieni w placówce. Dotyczy to również gabinetów dyrekcji, co może świadczyć, że jakość wykonywanych usług jest zdecydowanie lepsza w przypadku bezpośredniego zatrudnienia – tłumaczy Katarzyna Duda. Jej zdaniem, to czas pandemii uwidocznił mankamenty usług outsourcingowych i nakłonił do korzystania z pracy własnego personelu – ”Wydaje mi się oczywistością, że sprzątanie w szpitalach jest czymś innym niż sprzątanie w urzędzie czy sądzie. Pomiędzy stanem obecnym a hiperregulacjami jest jednak miejsce, by się spotkać gdzieś pomiędzy. Jeśli na danym oddziale było 220 osób personelu niemedycznego, a teraz mamy 150, można sobie wyobrazić, że to wpłynęło na jakość usług. Gdzie jest tak naprawdę granica, której nie będą mogli przekroczyć dyrektorzy? Dyrektor wie, ile osób jest w stanie posprzątać określoną powierzchnię zgodnie z procedurami. To jest brak woli, a nie brak wiedzy”. Autorka raportu o outsourcingu dodaje – „W szpitalu w Rzeszowie salowa już teraz np. myje naczynia, jest “wyjęta” ze sprzątania. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że za rok w tym szpitalu zamiast dwóch osób – będzie jedna. Apeluję o to, żeby uznać, iż mamy problem. Szukajmy rozwiązań”.
Krystian Krasowski (Prezes Ogólnopolskiego Międzyzakładowego Związku Zawodowego Personelu Pomocniczego w Ochronie Zdrowia) zwrócił uwagę na warunki pracy personelu niemedycznego – „W zakresach obowiązków mamy wpisane wprost – pomoc przy pacjencie. Salowa powinna być od sprzątania. Choć sprzątać trzeba zgodnie z procedurami, przy obecnych realiach to z reguły niemożliwe. Tymczasem pacjent może przeżyć operację, ale umrzeć z powodu zakażenia szpitalnego. Dziwię się, że sanepid nie sprawdza, ilu mamy pracowników i dlaczego tak mało. Dlaczego jednostki certyfikujące, akredytujące szpitale, nie zwracają na to uwagi? (…) Nikt tak praktycznie nie kontroluje tego, co się dzieje w szpitalach, Nie ma żadnych norm”.
Przewodniczący Krasowski podkreśla, że w walce o normy zatrudnienia nie chodzi o sztywne regulacje – “ale musi być jakaś granica, którą jeżeli dyrektor przekroczy, ma wizytę sanepidu i inspekcji pracy”. „Te regulacje mają na celu nie tylko dobro pracownika, żeby się nie przemęczał, ale przede wszystkim dobro pacjenta – żeby się nie zakaził. Jesteśmy otwarci na rozmowę, ale ministerstwo nie widzi problemu” – podkreśla Krystian Krasowski. Przyznaje, że choć dyrektor szpitala ma zwykle większą wiedzę odnośnie pracy personelu niemedycznego w podmiocie którym kieruje, to jednak ministerstwo jest w posiadaniu narzędzi, którymi można wpływać na jego postępowanie. „Dyrektorzy mówią mi na spotkaniach wprost – przywiezie mi pan ustawę z Warszawy, to się dostosuję, na ten moment mogę sobie robić co chcę” – podsumowuje prezes. Na koniec wspomniał o kwestii braku szkoleń dla personelu niemedycznego, co niekorzystnie odbija się na zdrowiu psychicznym, może prowadzić do odchodzenia kolejnych osób z tego sektora.
Anna Skóra (sanitariuszka, ma umowę o pracę podpisaną ze szpitalem, wcześniej była to umowa zlecenie zawarta z firmą zewnętrzną) mówiła – „Miałam umowę zlecenie. Potrafiłam być na chirurgii, gdzie miałam oddział kobiecy, oddział męski, salę pooperacyjną plus blok operacyjny, gdzie też nie było nikogo. Nie wspomnę o całym planie ginekologicznym z porodami włącznie plus klatka schodowa do posprzątania. Z chirurgii przechodziłam na porodówkę, z oddziału zakaźnego na intensywną terapię”. Brak jest podziału obowiązków, często są dwie rzeczy do zrobienia jednocześnie o takim samym statusie ważności i pilności. „ Obowiązków na noce było tyle, że nie sprzątało się zgodnie z procedurami. Jak się ma jeden oddział, to się tego oddziału pilnuje. Obecnie pracuję na intensywnej terapii, w innym szpitalu, jest nas w dzień 4-5. Każda ma swoją salę, nie ma bieganiny po szpitalu. Wcześniej miałam umowę “na szpital”, nie “na oddział”” – podkreśla Anna Skóra. Z kolei Agata Grzegorczyk (salowa zatrudniona przez firmę zewnętrzną) mówiła – „Na umowie o pracę mam napisane “salowa”, na identyfikatorze – serwis sprzątający. W zakresie obowiązków jest dezynfekcja pomieszczeń, ale też urządzeń medycznych, które są bardzo drogie (pompy, respiratory, inkubatory). Przy uszkodzeniu takiego sprzętu to ja ponoszę odpowiedzialność. Są sale do sprzątania, ale jest też pomoc doraźna przy pacjencie – jeżeli jest mało pielęgniarek. Chodzi się też na inne oddziały, gdzie praktycznie robi się wszystko, łącznie z noszeniem badań do laboratorium”.
Marcelina Zawisza (posłanka Lewicy, przewodnicząca parlamentarnego zespołu ds. personelu niemedycznego ochrony zdrowia) zwracała uwagę, że zadłużone szpitale szukając oszczędności, wykorzystują obszary, gdzie nie istnieją żadne normy. Nie jest – jej zdaniem – to jednak zła wola dyrektorów, lecz próba zahamowania pogarszającej się kondycji finansowej części placówek. Marcelina Zawisza uważa, że nie trzeba tworzyć szczegółowych regulacji pracy personelu niemedycznego, zamiast tego można tych pracowników włączać w utworzone zespoły medyczne. Przypomniała o sytuacji pielęgniarek, które zanim wprowadzono normy były cały czas przeciążone pracą. „Tworzenie zespołów wydaje się dosyć ciekawym rozwiązaniem. Wtedy urazówka będzie miała więcej pielęgniarek, a oddział okulistyczny będzie miał ich mniej. Podobnie możemy podejść do pracowników niemedycznych – żeby był obowiązek zatrudnienia salowej, sanitariusza, pracownika technicznego, kuchenkowej – i taki zespół mógłby liczyć np. 7 osób (…)” – tłumaczyła posłanka Zawisza.
Dyrektor Michał Dzięgielewski (dyrektor Departamentu Lecznictwa Ministerstwa Zdrowia) w imieniu resortu sprzeciwił się tworzeniu norm zatrudnienia, mówiąc – “Wyjątkowo karkołomnym zadaniem byłoby ustalenie konkretnych norm. Jestem wrogiem nieelastycznych regulacji, które tak naprawdę krępują ręce dyrektorom”. Negatywnie ocenił wprowadzenie norm zatrudnienia pielęgniarek – „Co dało ich wprowadzenie? Można dostosować liczbę pielęgniarek do liczby łóżek, a może zrobić odwrotnie, co często miało miejsce i następowała redukcja łóżek (…) Co osiągnęliśmy, dając te normy minimalne? Osiągnęliśmy to, że na jedno łóżko ma być 0,7 pielęgniarki w przypadku oddziałów zabiegowych. Przy czym te 0,7 pielęgniarki jest na 30 łóżek w oddziale okulistycznym ze średnim obłożeniem 30 proc. i na 30 łóżek na oddziale urazowo-ortopedycznym, na którym wszystkie łóżka są zajęte i są jeszcze dostawki na korytarzu. Do tego doprowadzają normy, które wprowadzamy jako pewne minima. Te normy się do niczego nie nadają. (…) To powinno zależeć od tego, jacy pacjenci są na oddziale, co na tym oddziale się robi, jakie jest obłożenie łóżek, jakie są potrzeby, w jakim stanie są chorzy itd. Słuchając apeli o ustalenie pewnego rodzaju norm sprzątania proponuję, aby ustalić przelicznik pomiędzy metrem kwadratowym powierzchni OIOM, metrem kwadratowym korytarza na oddziale szpitalnym, na sali szpitalnej i izby przyjęć albo SOR w deszczowy dzień. Śmiem przypuszczać, że gdyby chcieć to zrobić uczciwie, należałoby podejść do tego mniej więcej w ten sposób” – tłumaczył dyrektor Dzięgielewski.
Jako sposób na poprawę sytuacji pracowników niemedycznych zaproponował rzetelne prowadzenie rejestru zakażeń szpitalnych i analizę przyczyn tych zakażeń – „Dajmy szansę ustawie o jakości, która ma wejść i zmusić wszystkich do analizy przyczyn tego, co się w szpitalach dzieje – błędów, zakażeń, urazów. Ideałem jest rozwiązanie, kiedy personel jest ze sobą zżyty, gdy jest zespół. Wtedy nie patrzy się na zakres obowiązków. Samemu zdarzało mi się uczestniczyć w toalecie pacjentów, mimo że w obowiązkach lekarza tego nie ma. Jakość jest najlepsza wtedy, kiedy praca jest pracą zespołu”. Michał Dzięgielewski dodał, że ważne byłoby również przyjrzenie się zakresom obowiązków w umowach zawieranych pomiędzy personelem niemedycznym a firmami zewnętrznymi.