Pomysł powołania UNF zgłosiła partia Prawo i Sprawiedliwość. Powstać by miał z połączenia inspekcji farmaceutycznej i Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych.
„Stworzymy Urząd Nadzoru Farmaceutycznego oparty na połączeniu Inspekcji Farmaceutycznej i Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych” – czytamy w programie wyborczym partii. Według pomysłodawców nowa instytucja ma zapewnić poprawę nadzoru nad rynkiem farmaceutycznym, wytwórcami, hurtowniami, aptekami oraz nad przepływem leków do ostatecznych odbiorców.
Idea nie zakłada zatem mnożenia kolejnych instytucji, ale przeciwnie – ich konsolidację. Pomysł ma swoich zwolenników i przeciwników.
„Pomysł oczywiście dobry. Z zasady jestem zwolennikiem konsolidacji naszych publicznych instytucji” – mówi Jerzy Gryglewicz, ekspert Uczelni Łazarskiego. „Mamy w Polsce zbyt wiele rozdrobnionych urzędów odpowiedzialnych za wąskie wycinki działalności. Działają silosowo, zapatrzone we własny wycinek kompetencyjny nie mają szerszej perspektywy, oglądu całości i złożoności zagadnień, z którymi się mierzą” – dodaje.
Zdaniem Jerzego Gryglewicza połączenie swóch instytucji w większą całość pozwoli tę perspektywę poszerzyć, co wpłynie lepsze funkcjonowanie całego systemu, a nie tylko jego wybranych fragmentów. Z pewnością przyczyni się także to zmniejszenia kosztów działania administracji publicznych. Będzie jeden pion księgowości, obsługi technicznej, jeden gabinet prezesa. „Będzie taniej i lepiej” – konkluduje Gryglewicz.
Sekunduje mu Rafał Janiszewski, właściciel kancelarii doradczej. „Weźmy sprawę tzw. mafii lekowej. Jeśli chcemy ją zwalczać, wypadałoby to robić także we współpracy z producentami” – zauważa. „A zatem: zadać im pytanie dlaczego leków brakuje, poprosić o wypracowanie procedur zaradczych, współpracę. Nie zrobi tego urząd rejestracyjny, bo jak nazwa wskazuje na rejestracji leku jego rola się kończy. Nie zrobi też inspekcja, bo jej kompetencje kończą się na kontroli obrotu lekami” – mówi Rafał Janiszewski
Nowy urząd mógłby stać się partnerem nie tylko dla aptek i hurtowni, ale i producentów.Według Rafała Janiszewskiego mógłby zacząć choćby od stworzenia profesjonalnego systemu monitoringu i rejestracji braku leków. W tak ważnej sprawie nadal nie posiadamy profesjonalnego rejestru i posługujemy się metodami „improwizowanymi i chałupniczymi”. Jego zdaniem wzmocnienie nadzoru nad całym rynkiem farmaceutyków i powierzenie go jednej instytucji ułatwi także współpracę z instytucjami europejskimi, które przejęły wiele uprawnień z zakresu rejestracji leków czy kontroli fałszerstw leków.
Idea powoływania nowego superurzędu ma również przeciwników. „Ja akurat urząd rejestracyjny pozostawiłbym w tym miejscu, w którym jest, bez zmian” – mówi Andrzej Kozierkiewicz, ekspert ochrony zdrowia. „Niech zajmuje się rejestracją leków i robi to jak najlepiej jak potrafi i nie wkracza w nowe pola kompetencyjne. Mnożenie zadań spowoduje zagrożenie, że ich nadmiar wywołała obniżenie jakości efektu” – tłumaczy Adam Kozierkiewicz i zwraca uwagę na to, że pełna nazwa urzędu rejestracyjnego brzmi Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. „Dlaczego tym przypominam? Bo inspekcja farmaceutyczna nie zajmowała się dotychczas ani wyrobami medycznymi, ani produktami biobójczymi „– mówi. W jego opinii nie można tych obu urzędów łączyć na siłę, bo na koniec okazać się może, że mimo formalnego połączenia, pod jedną „czapką” de facto funkcjonować będą dwa i połączenie będzie tylko pozorne.
Pomysł PiS niewątpliwie wymaga merytorycznej debaty. Czy dojdzie do niej jeszcze w trakcie kampanii wyborczej – raczej wątpliwe, ponieważ emocje polityczne nie sprzyjają rzeczowej dyskusji. „Mam tylko nadzieję, że przy okazji debaty uda się załatwić sprawę, która dotychczas była zmorą inspekcji farmaceutycznej” – mówi Jerzy Gryglewicz, wskazując na rozproszenie inspekcji farmaceutycznej. Wojewódzkie Inspektoraty Farmaceutyczne w ramach rządowej administracji zespolonej zarządzane są przez wojewodów. Zdaniem eksperta Uczelni Łazarskiego warto byłoby to zmienić i bezpośrednio podporządkować je Głównemu Inspektorowi Farmaceutycznemu. „Gdy mowa o walce z mafią lekową, warto pomyśleć o tym, by wojewódzkie inspektoraty uwolnić nieco od układów lokalnych” – podkreśla Jerzy Gryglewicz.