Ministerstwo Zdrowia zapowiada jak najszybsze wdrożenie planu „odmrożenia” polskiej ochrony zdrowia. „To rzeczywiście bardzo pilne. Czekamy na szczegóły, także finansowe” – odpowiadają eksperci, podkreślając, że funkcjonowanie ich placówek w warunkach nie dogaszonej epidemii będzie droższe i trudniejsze do zorganizowania niż w czasie przed nią.
Wprowadzenie planu odmrażania ochrony zdrowia zapowiada minister Łukasz Szumowski. „COVID-19 nie jest jedyną chorobą, na którą będą chorować i od której będą umierać ludzie. Dlatego jak najszybciej musimy odmrozić system ochrony zdrowia i wznowić opiekę oraz zabiegi w innych dziedzinach medycyny. W innym przypadku czekają nas dramaty wcale niezwiązane z koronawirusem” – mówił.
Jak wynika z badań Biostatu w marcu utrudnienia w kontaktach z lekarzem odczuło 58,3 proc. Polaków, w kwietniu na takie utrudnienia skarżyło się już 69,8 proc. respondentów. W kwietniowym sondażu Polacy częściej niż przed miesiącem wyrażali potrzebę skorzystania z pomocy lekarza specjalisty. W sumie 63,6 proc. pytanych chciało mieć taką możliwość w okresie wielkanocnym, podczas gdy w marcu – 57,0 proc. Analitycy Biostatu tłumaczą zmiany tym, że od marca stale rośnie grono osób, które wstrzymały się, zrezygnowały lub nie mogły skorzystać w porady lekarza. Przestawienie polskiej ochrony zdrowia na nadzwyczajny tryb związany z epidemią może zagrażać pacjentom z chorobami przewlekłymi. Mogą oni zapłacić powikłaniami i możliwymi do uniknięcia – w normalnej sytuacji – zgonami na schorzenia nie związane z koronawirusem.
„Mam wielką nadzieję, że efektem tych prac będą zalecenia uwzględniające fakt, że w dobie epidemii funkcjonowanie wszystkich placówek będzie utrudnione i droższe. Chodzi mi tu przede wszystkim o środki ochronne, które trzeba będzie podjąć, a których stosować nie trzeba, gdy epidemii nie ma” – mówi Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego.
I podaje przykład dodatkowych kosztów prowadzenia szczepień ochronnych. W czasie epidemii lekarz musi przyjąć pacjenta w fartuchu jednorazowym i wymienić go na nowy przed przyjęciem kolejnego dziecka. „Same jednorazowe fartuchy to w tzw. dniu szczepień dodatkowy koszt ok. 300 zł. Nie mówiąc już o zastosowaniu innych środków ochronnych, które dotychczas stosowane nie były. Przy obecnych wycenach te koszty są nie do udźwignięcia dla kierownika czy właściciela przychodni. I to trzeba uwzględnić, podwyższając wycenę świadczeń. A przede wszystkim tak pokierować rynkiem, by odpowiednie środki na nim były w dostatecznej ilości. A tego stanu, wbrew zapewnieniom resortu, osiągnąć nam się nie udało” – mówi Jacek Krajewski.
Wskazuje także, że „odmrożenie” następować musi stopniowo. „Z powodów technicznych i logistycznych nie dokonamy tego jednego dnia, to musi być proces, który potrwa. Siłą rzeczy niektóre z grup pacjentów musimy potraktować priorytetowo. Nie chciałby wskazać tu konkretnych dziedzin medycyny, ale grupy pacjentów dobranych w inny sposób. Moim zdaniem w pierwszej kolejności ‘odmrożenie’ dotyczyć powinno pacjentów czekających na operacje i zabiegi, bo to właśnie odwlekanie ich stanowi największe zagrożenie powikłaniami czy nawet śmiercią. Druga grupa – to pacjenci czekający na dokładniejszą diagnostykę, bez której niemożliwe jest odpowiednie ustawienie terapii” – mówi Jacek Krajewski.
Na konieczność podniesienia nakładów na funkcjonowanie szpitali i przychodni w dobie epidemii wskazuje także Jarosław J. Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali. „Chodzi przede wszystkim o koszty, które trzeba ponieść na zabezpieczenie szpitalami przed przeniesieniem na ich teren koronawirusa. Nie wyobrażam sobie, by całość tych kosztów przeniesiona została wyłącznie na szpitale” – mówi.
Dodaje, że chodzi tu o odpowiednią selekcję chorych, tak aby osoby zarażone kierowane były do innych lecznic niż osoby zdrowe. „Właśnie miałem okazję rozmawiać z przedstawicielami szpitali z Singapuru, gdzie podobny system zadziałał wzorowo. Kluczem są powszechnie dostępne testy, możliwie krótki czas oczekiwania na ich wynik. Poza tym odpowiednie kontenery, namioty, czy inna infrastruktura pozwalająca na dokonanie selekcji pacjentów jeszcze przed ich wpuszczeniem do szpitala. Cała ta infrastruktura musi działać szybko, sprawnie, a przede wszystkim zapewniać odpowiednią przepustowość, aby obsłużyć wszystkich zgłaszających się” – mówi Jarosław J. Fedorowski.
Dodaje, że będzie to trudne – z dostępnością do świadczeń w Polsce jest nie najlepiej nawet bez utrudnień związanych z epidemią. „Ale powinniśmy spróbować to zrobić, w pierwszej kolejności gdy chodzi o kardiologię i onkologię” – konkluduje.
© mZdrowie.pl