W ostatnim tygodniu NFZ po trzykroć budził się z przysłowiową ręką w nocniku. Brakowało pieniędzy na to, by w ogóle można było doprowadzić do końca trzy „flagowe” dla rządzącej ekipy (i już wielokrotnie reklamowane jako jej sukcesy) – programy pilotażowe.
Chodzi o pilotaże POZ, krajowej sieci onkologicznej i trombektomii mechanicznej. Fundusz te pieniądze znalazł, i dzień po dniu podokładał do każdego programu dodatkowy grosz osobnymi zarządzeniami, ratując przed fiaskiem. Jeżeli w ocenie finansowych skutków fundusz pomyliłby się raz – może się zdarzyć. Ale pomylił się w trzech przypadkach, na trzy możliwe, zawsze na niekorzyść świadczeniodawców.
Aż prosi się o złośliwy komentarz, że w funduszu pracują roszczeniowcy, którzy za cenę „malucha” chcą wycisnąć z producenta jakość „mercedesa”. Nie potrafią prawidłowo ocenić kosztów, z dychą w kieszeni chcą kupić bilet na Pendolino. Tak się po prostu nie da, chyba, że pojedziemy na gapę. „W ochronie zdrowia nie uda się osiągnąć ambitnych celów w sytuacji, w której na ich realizację nie uda się zgromadzić odpowiednich środków” – komentował w rozmowie z mZdrowie.pl Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego.
Oczywiście na dłuższą metę koordynowana opieka w POZ, krajowa sieć onkologiczna i w czas przeprowadzana trombektomia mechaniczna przyniesie wymierny i dodatni efekt finansowy. Ale najpierw trzeba podjąć ogromny wysiłek organizacyjny. Potrzebny jest sprzęt, oprogramowanie i analitycy, którzy będą potrafili go prawidłowo obsłużyć i wyciągnąć wnioski. W wypadku trombektomii potrzebne są też helikoptery, by w odpowiednio szybkim czasie pacjentów z udarem przetransportować do odpowiednio wyposażonych ośrodków klinicznych. To oznacza już spore inwestycje w sprzęt i ludzi. I jest oczywiste, że na zysk trzeba poczekać.
Może się okazać, że wprowadzane w życie nowoczesne rozwiązania na początku przyczynią się nie do obniżenia, a znacznego wzrostu nakładów na konkretne działy ochrony zdrowia. Koordynacja leczenia czy trombektomia – to nie są czarodziejskie różdżki. Nie wystarczy ich dotknąć, żeby zacząć liczyć zyski i cieszyć z oszczędności.
Losy tych trzech programów pilotażowych uzmysłowiły to – miejmy nadzieję – funduszowym i ministerialnym decydentom. Zareagowali rozsądnie, jak prawdziwi menedżerowie. Błąd zauważyli i naprawili. Pieniądze znaleźli. Słowem – niech żyje pilotaż, który ich do tego przekonał.
To budzi optymizm i nadzieję, ale pojawia się również obawa. Relatywnie łatwe było znalezienie pieniędzy na pilotaż w niewielkiej liczbie ośrodków. Znacznie trudniej będzie, gdy dzisiejsze „dokładki” milionów na dokończenie pilotażu – zamienią się na konieczność dokładania miliardów do całego systemu.