Czy i jak zmieniać się będzie system ochrony zdrowia? Co czeka szpitale publiczne, czego mogą się spodziewać prywatne szpitale i przychodni, a czego oczekiwać mogą pacjenci – dla mZdrowie prognozują eksperci.
W naszej redakcyjnej sondzie wzięli udział Robert Mołdach (Instytucie Zdrowia i Demokracji), Jerzy Gryglewicz (Uczelna Łazarskiego), Ewa Książek – Bator (Polska Federacja Szpitali), Andrzej Sokołowski (Ogólnopolskie Stowarzyszenie Szpitali Prywatnych) i Ewa Borek (Fundacja My Pacjenci).
Robert Mołdach: wygrał najlepiej napisany program ale najbliższy rok pokaże, czy pacjenci dobrze wybrali
Krajobraz ochrony zdrowia po wyborach zależy od tego, jak skutecznie przyszły rząd będzie potrafił przełożyć hasła wyborcze na działania. Jeśli miałbym wskazać trzy obszary takich działań, powinny nimi być: skuteczna profilaktyka zdrowotna, deinstytucjonalizacja opieki łącznie z rozwojem opieki środowiskowej i zmianą zadań szpitali oraz zamiana świadczeń zdrowotnych o niskiej wartości na świadczenia o wysokiej wartości. Na poziomie haseł to i dobrze brzmi, i uzyskuje szerokie poparcie. Gorzej na poziomie wykonania.
W profilaktyce zdrowotnej stoi przed rządem olbrzymia sfera edukacji, kształtowania nawyków, roli medycyny rodzinnej. Nie chcę tym samym sprowadzać profilaktyki zdrowotnej do kwestii podatku cukrowego czy norm produkcji żywności, ale jest to dla mnie swoisty test wiarygodności. Zobaczymy, jak PiS go przejdzie. Z kolei po stronie deinstytucjonalizacji najważniejsza w ostatnich miesiącach ustawa z obszaru ochrony zdrowia, czyli ustawa o centrach usług społecznych, została praktycznie jednogłośnie przyjęta przez Sejm. Podpisały się pod nią wszystkie ugrupowania. Nie budzi bowiem niczyjej wątpliwości, że wspólnie realizowana opieka zdrowotna i społeczna na poziomie gminy – to warunek transformacji systemu. Gorzej natomiast z jej wykonaniem, które jest uzależnione od przeznaczenia na działalność centrów usług społecznych znaczących środków z budżetu państwa.
Proszę zauważyć, że o opiece środowiskowej wszyscy głośno i wyraźnie w swoich programach komunikowali. Jednak tylko PSL wskazał źródło finansowania takiej opieki poprzez przesunięcie składki rentowej. Tak samo z rolą szpitali. Trudno byłoby pokazać dziś odpowiedzialnego polityka, który broniłby tezy, że tkanka szpitali ma pozostać w niezmienionej postaci. Co więcej, program PiS in extenso informuje o tym, że partia zamierza promować rozszerzanie działalności o świadczenia z obszaru opieki długoterminowej w szpitalach bliskich lokalnej społeczności.
Ale jak mowa o pieniądzach – to w programie pojawia się tylko Fundusz Modernizacji Szpitali, którego opis sugeruje, że nie chodzi tu o wsparcie zmiany profilu szpitali, zakresu oferowanych przez nie świadczeń, tylko o modernizację infrastruktury. Byłoby wspaniale, gdyby ta modernizacja polegała na przeprofilowaniu szpitali, jednak dziś o tym nikt nic nie mówi. I trzeci obszar, czy cała dyskusja o wartości świadczeń ochrony zdrowia. Także tutaj program PiS, podkreślmy jako jedyny, wskazywał, że kwestie jakości i efektywności są obszarami o znaczeniu fundamentalnym.
Praktyczna tego implementacja powinna jednak polegać chociażby na eliminacji olbrzymiego rozdrobnienia świadczeń, czy to metodą nakazowo-rozdzielczą, czy poprzez odpowiednie motywatory. Na nakazy i zakazy środowisko nie wydaje się dziś gotowe. Motywatory wymagają środków. I tak plany zderzają się z rzeczywistością. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czy tego zderzenia pacjenci wyjdą obronną ręką. Problem w tym, że ochrona zdrowia nie opiera się na programach. Wymaga przejrzystej strategii i jednoznacznego planu skoordynowanych działań mającego polityczną akceptację. I dodajmy, akcentację nie na poziomie takim, że zdrowie jest najważniejsze, ale rozwiązań systemowych.
Podtrzymuję swoją ocenę sprzed wyborów, że program PiS w obszarze ochrony zdrowia został napisany w sposób najbardziej przemyślany i dojrzały. Brak mu jednak strategicznego, transformacyjnego podejścia. To, czy wygrana PiS w wyborach to trafiony dla pacjentów wybór pokaże już najbliższy rok. Jeśli spojrzeć na pierwszy rok rządu PiS w poprzedniej kadencji, to umówmy się, że nie był on przepełniony optymalnymi decyzjami.
Jerzy Gryglewicz: radykalnych zmian nie będzie, chyba że…
Co nas czeka w najbliższej kadencji? W gruncie rzeczy jeszcze nie wiemy. Mieliśmy w kampanii wyborczej festiwal obietnic i deklaracji, ale w większości wypadków były niekonkretne, szczególnie brakowało całościowej wizji naszego systemu ochrony zdrowia w przyszłości. Z jednym wyjątkiem – Konfederacji, która akcentowała konieczność istnienia prywatnych, konkurujących ze sobą płatników i urynkowienia sektora. Tyle, że wynik Konfederacji nie umożliwi jej raczej samodzielnego przeforsowania własnej wizji.
Wygrał PiS i z natury rzeczy po takim wyniku należałoby się spodziewać kontynuacji obecnej polityki. Tej faktycznie prowadzonej przez ostatnie cztery lata. A rządzący w ostatniej kadencji nie dokonali gruntownej reformy systemu. Na dodatek w kampanii wyborczej unikali zapowiedzi radykalnych zmian w sektorze ochrony zdrowia. Wiele zatem wskazuje, że pozostaniemy przy systemie hybrydowym, łączącym cechy budżetowego i ubezpieczeniowego. I radykalnych zmian nie będzie. Ale tu chciałbym zrobić poważne zastrzeżenie. Sytuacja w szczególności w szpitalach i AOS jest na tyle zła, że pilnie potrzeba odważnych kroków zaradczych. Na przykład przekształcenia części dzisiejszych szpitali prowadzących działalność stricte – kliniczną w szpitale długoterminowe, ZOL-e, itp.
Jest pewna szansa na to, że potrzeba pilnych reform zostanie dostrzeżona przez rządzących. Ale trudno przesądzić o tym, czy szansa na zmiany zostanie wykorzystana, czy zmarnowana. Tego dowiemy się w najbliższych tygodniach czy miesiącach. Rozstrzygnięcie to wynikać będzie nie wprost z wyniku wyborów, a decyzji politycznej, która nastąpi w najbliższej po wyborach przyszłości. Najbliższej, bo praktyka wskazuje, że trudnych reform dokonywać trzeba na początku kadencji, a nie przy jej końcu.
Ewa Książek – Bator: całościowej wizji brak i chyba tak pozostanie
Bardzo obawiam się tego, że nie zmieni się nic. To znaczy, że przy braku całościowej wizji zmian ochrony zdrowia – rząd koncentrować się będzie musiał na „gaszeniu pożarów”. W polityce partii rządzącej w ostatniej kadencji obserwowaliśmy wyczekiwanie i wahanie. Po początkowym silnym akcencie na budowę sieci, wprowadzanie coraz większej ilości elementów systemu budżetowego – był moment zawahania, zatrzymania kroków zmierzających ku niemu, docenienia roli sektora prywatnego, wycofania się z projektu likwidacji Narodowego Funduszu Zdrowia. Nic w tej autorefleksji złego, ale skutek jest taki, że całościowej wizji, całościowego programu – ciągle brak. I chyba… tak już zostanie.
Wspominałam też o polityce „gaszenia pożarów”, czyli reagowania resortu na kryzysy płacowe (np. porozumienie z rezydentami, pielęgniarkami, ratownikami) czy niepłacowe (organizacja pracy na SOR). Pożary gaszono w miarę sprawnie i skutecznie, ale taka polityka niosła ze sobą negatywne skutki. Na przykład kolejne porozumienia płacowe przerzucały na szpitale konieczność wypłaty podwyżek, na które lecznice nie miały środków. Łamały też w ręku dyrektorów szpitali jedno z podstawowych narzędzi zarządczych, jakim jest kształtowanie siatki płac. Obniżały też do minimum autonomię decyzyjną dyrektorów, a co za tym idzie automatycznie zakres ich odpowiedzialności za wynik finansowy kierowanych przez nich placówek. Dziś obawiam się kontynuacji polityki „gaszenia pożarów” z wszystkimi jej negatywnymi skutkami, przy braku całościowej wizji systemu.
Andrzej Sokołowski: obawy mniejsze niż poprzednio, nadzieje większe
Bardzo obawialiśmy się wprowadzenia reformy sieciowej. Tego, że podmioty prywatne zostaną po prostu wyeliminowane z rynku. Czas pokazał, że owszem, straciliśmy, co zawsze boli, ale były to straty relatywnie niewielkie. Polityka i zapowiedzi partii rządzącej wobec prywatnych podmiotów w ochronie zdrowia w miarę upływu kadencji zmieniała się, w mojej ocenie na lepsze. Dlaczego o tym wspominam dziś? Bo mam uzasadnione podstawy do tego, by wierzyć w to, że po tym, jak z miesiąca na miesiąc rosło przekonanie decydentów do współpracy z podmiotami prywatnymi: rosnąć będzie dalej.
A wynik wyborów określiłbym, z naszego punktu widzenia, jako neutralny. Prędzej czy później rządzący biorą pod uwagę fakt, że współpraca między sektorem publicznym i prywatnym jest efektywniejsza niż konfrontacja między tymi sektorami. I dlatego do obecnej kadencji podchodzimy z mniejszymi obawami niż do poprzedniej. I nie dość, że z mniejszymi obawami, to i większymi nadziejami. Na to, że w Polsce powstanie system, w którym znajdzie się więcej miejsca dla ubezpieczeń prywatnych i takich też płatników. Wiem, że to trudne, ale – wciąż uważam, że możliwe.
Ewa Borek: nie widać szans na porozumienie ponad podziałami
Wynik wyborów przyjęłam z dużą nutą pesymizmu. Ale to nie dlatego, że wygrała ta, czy inna partia, takim a nie innym stosunkiem głosów. Ten pesymizm to także skutek obserwacji samej kampanii wyborczej. Jestem przekonana, że skuteczne zmiany ochrony zdrowia, te najbardziej leżące w interesie pacjentów można przeprowadzić jedynie w warunkach ponadpartyjnego porozumienia, takiego „ponad podziałami”.
Obserwacja zachowań politycznych przekonuje mnie coraz bardziej, że osiągnięcie takiego porozumienia będzie niezwykle trudne, że będzie to wręcz niemożliwe. A sektor zdrowia dalej będzie areną starć bieżących politycznych bitew i bitewek, a nie miejscem, gdzie przeprowadza się sensowne, głęboko przemyślane, kompleksowe i pilnie potrzebne reformy.
Wszyscy placimy taka sama skladke zdrowotna i kazdy Polak powinien miec jednakowy dostep do szpitala Szpital powinien byc jak najblizej miejsca zamieszkania , w kazdym powiecie. Dosc juz chyba.ze mieszkancy malych miast i wsi musza dojezdzac do lekarzy specjalistow czy na chemioterapie. Biorac pod uwage jakie odleglosci musza w tym celu pokonywac i jakie w zwiazku z tym musza ponosic koszty , trzeba stwierdzic ze ogtomna czesc spoleczenstwa ma bardzo utrudniony dostep do opieki zdrowotnej. Beznadziejna komunikacja dodatkowo poglebia i tak juz zla sytuacje prowincjonalnych miasteczek i wsi.