Wojskowy Instytut Medyczny rozpoczął wykorzystywanie robotów chirurgicznych do operacji bariatrycznych. Dzięki wygodzie w posługiwaniu się robotem chirurgicznym, lekarze będą mogli później iść na emeryturę i dłużej służyć pacjentom – mówi płk. dr n. med. Jacek Doniec, kierownik Centrum Chirurgii Robotycznej Wojskowego Instytutu Medycznego. Użycie robotów eliminuje m.in. ewentualne drżenie rąk lekarzy.
W centrum Chirurgii Robotycznej przeprowadzono cztery pierwsze operacje bariatryczne z wykorzystaniem robota chirurgicznego. Jak wskazał w rozmowie z PAP płk. dr n. med. Jacek Doniec, kierownik Centrum Chirurgii Robotycznej Wojskowego Instytutu Medycznego, chirurgia bariatryczna jest już 10. dziedziną specjalizacji narządowej, w której specjaliści z WIM wykorzystują zestaw robotyczny – są to również: ginekologia, chirurgia kolorektalna (zabiegi w zakresie jelita grubego i odbytu), urologia, operacje kardiochirurgiczne, laryngologiczne, torakochirurgiczne, operacje chirurgii twarzowoszczękowej, operacje tarczycy z dostępu przez dół pachowy, operacje w zakresie wątroby i trzustki.
Dr Jacek Doniec podkreśla że jedną z zalet operowania przy pomocy robota jest to, że lekarz “ma fantastyczny wgląd w jamę brzuszną” – “My jesteśmy wewnątrz tego miejsca operowanego, widzimy w olbrzymim przybliżeniu trójwymiarowy obraz, a do tego siedzimy w komfortowej pozycji”. I dodaje, że operator, jeśli się zmęczy, może w każdej chwili wstać, rozprostować kręgosłup, a nawet może się napić kawy, jeżeli operacja trwa bardzo długo. Jednak najważniejsze jest to, że „dysponujemy precyzyjnymi narzędziami, które potrafią się wyginać jak nasze nadgarstki i nic nas nie ogranicza”. Nie bez znaczenia jest to, że dzięki wygodzie w posługiwaniu się robotem, “doświadczeni lekarze będą mogli iść na emeryturę później i dłużej służyć pacjentom”, a właśnie tych doświadczonych lekarzy brakuje najbardziej. Robot w precyzyjnych zabiegach “eliminuje ewentualne drżenie rąk” co sprawia, zabieg jest doskonalszy niż laparoskopowy i dlatego roboty chirurgiczne będą coraz częściej używane.
Dziennikarz PAP obserwował operację bariatryczną z użyciem robota na pacjentce, której BMI przekroczyło 40, co oznacza zaawansowaną otyłość III stopnia. Głównym operatorem był dr Maciej Walędziak, specjalista chirurgii ogólnej, kierownik Oddziału Chirurgii Ogólnej, Minimalnie Inwazyjnej i Metabolicznej WIM. Była to operacja, która się nazywa ominięcie żołądkowo-jelitowe na pętli Roux-en-Y, czyli potocznie zwany gastric bypass, która charakteryzuje się dużym skomplikowaniem. Asystowała mu chirurg Katarzyna Komorowska, której rolą było podawanie do ramienia robotycznego odpowiednich narzędzi. Jednak nie tylko to. “Na sali powinien być drugi specjalista, na wszelki wypadek, gdyby zabieg z użyciem robota stałby z jakichś przyczyn niemożliwy i pacjenta trzeba by było operować w sposób klasyczny” – wskazała.
Dr Walędziak opisał, że zabieg polega na wyodrębnieniu z żołądka “małego żołądeczka”, do którego się dołącza jelito cienkie, wyłączając w ten sposób około dwa metry przewodu pokarmowego, “w związku z czym upośledzone jest wchłanianie pokarmów”. Wskazał, że to pożyteczne dla osób, które chcą zmniejszyć masę ciała i uniknąć chorób towarzyszących, natomiast wiążą się z tym pewne niebezpieczeństwa – niedobory białek, witamin i mikroelementów, więc “pacjenci po operacji bariatrycznej muszą przyjmować suplementy oraz odpowiednie się odżywiać”. Zaznaczył, że ten rodzaj zabiegu „”nie ma rygoru objętościowego”, gdyż nowego “żołądeczka” nie da się rozepchać, bo “im więcej pacjent zje, tym szybciej pożywienie znajdzie się na samym końcu jego przewodu pokarmowego”. Nie przestrzegając zaleceń dietetycznych można także, jak podkreślił dr Walędziak, nabawić się bardzo nieprzyjemnych dolegliwości, a w przypadku spożywania posiłków wysokokalorycznych czy też bogatych w tłuszcze, mogą powodować duże problemy zwane dumping syndrome spowodowane nagłym wyrzutem hormonów – to m.in. nudności, wymioty, biegunka, a nawet omdlenia. “Mam nadzieję, że program chirurgii robotycznej u pacjentów bariatrycznych będzie rozwijany i będę operować 50, a może nawet 100 pacjentów rocznie” – podsumował Maciej Walędziak. (PAP)