„W środę (20 listopada) premier zaprezentował plan ratowania szpitali. Obiecał m.in. przejąć 10 mld euro ich długów i przyznać podwyżki dla pielęgniarek zarabiających mniej niż 1 900 euro miesięcznie”.
To nie „fake-news” ani „fantasy”. To autentyczne doniesienie prasowe Polskiej Agencji Prasowej. Tyle, że nie chodzi o premiera Mateusza Morawieckiego, ale o premiera Francji Edouarda Philippe.
„Musimy zmniejszyć ciężar zadłużenia szpitali” – mówił francuski premier. “To błędne koło, w którym rosnące zadłużenie ogranicza pole manewru szpitali i ich inwestycje” – to kolejny fragment depeszy PAP. Pasuje jak ulał także do polskiej rzeczywistości. I jeszcze jedna polsko – francuska paralela z depeszy, tłumacząca przyczyny zadłużenia placówek i niskich pensji personelu. „Od 2004 roku szpitale publiczne we Francji rozliczają się z państwem na podstawie wycen usług medycznych, które wykonały” – pisze PAP o Francji.
Na doświadczenia francuskie wielokrotnie powoływali się polscy eksperci i decydenci, uzasadniając kolejne zmiany organizacyjne, dotyczące całego polskiego systemu ochrony zdrowia, jak i jego fragmentów. Warto zatem uważnie śledzić doniesienia z Francji. Z pokorą, nawet współczuciem dla francuskich pacjentów i pracowników zdrowia, na których sytuacja ich szpitali wywiera negatywny wpływ. Ale i z nadzieją, że i tym razem nasi decydenci sięgną do francuskich wzorców.
W Polsce, tak jak i we Francji, wykształcił się system, w którym popadanie w długi stało się de facto sposobem na finansowanie deficytowej działalności szpitali. Stawia się przed nimi coraz to nowe wymagania techniczne, organizacyjne, sprzętowe i wręcz całe taryfy opłacania kadr. Nie bardzo troszcząc się przy tym o to, czy szpital jest w stanie sprostać finansowo tym wymogom. Efekt jest taki, że kłopoty finansowe dotyczą niemal wszystkich polskich szpitali publicznych, a nie tylko grupy tych najgorszych i najgorzej zarządzanych.
Szpitale mają – niejako w zamian – szczególną ochronę przed wierzycielami. Długi zaciągać łatwo, splajtować trudno (żaden polski szpital publiczny jeszcze w Polsce nie zbankrutował). W krótkoterminowej perspektywie kolejna pożyczka – to najrozsądniejsza decyzja i rozumiem dyrektorów oraz organy założycielskie, że ją zaciągają.
Tylko przypomina to sposób myślenia lokatora, który nie zapłaci czynszu w spółdzielni. To proste – „przecież z dnia na dzień mnie na bruk nie wyrzucą”. Z dnia na dzień rzeczywiście nie wyrzucą. Ale po latach niepłacenia – już tak. To samo czeka nas w przypadku szpitalnych długów. W Polsce także wpadły one w „błędne koło”, jak mówi francuski premier. I prędzej czy później przyjdzie nam za to zapłacić – czy to z budżetu, czy to oddając w licytacji za długi. Lepiej zatem wziąć się za problem już dziś. Nasza sytuacja jest równie poważna jak we Francji.
I dlatego, jako dziennikarz, bardzo chciałbym napisać newsa zaczynającego się od słów dokładnie takich, jakie znalazły się we wstępie do niniejszego komentarza. Ale w drugim akapicie tekstu wymienić nazwisko polskiego, nie francuskiego, premiera.