Jest rzeczą kompletnie wtórną, kto będzie właścicielem placówki medycznej. Najistotniejsze, żeby pacjent mógł liczyć na szybką i właściwą opiekę, czyli żeby zapewnić dostęp do świadczeń zdrowotnych. Pandemia pokazała bardzo wyraźnie, że są placówki medyczne, które nie powinny funkcjonować w systemie ochrony zdrowia. Potrzebne jest wprowadzenie ustawy o jakości i bezpieczeństwie pacjenta oraz promowanie jakości – mówi Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta.
– W ubiegłym roku zmarło – nadprogramowo – sto tysięcy pacjentów.
Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta – Jest to przerażająca informacja. Do końca nie znamy jeszcze odpowiedzi, dlaczego tak się stało. Jednym z powodów jest oczywiście niewydolność naszego systemu ochrony zdrowia. Był niewydolny jeszcze przed pandemią, nie jest więc zaskoczeniem, że kiedy przyszedł ten “bitewny” czas, szwankuje jeszcze bardziej. Nie byliśmy należycie przygotowani pod względem kadrowym,ani pod względem struktury udzielania świadczeń czy w kwestiach finansowych. Nie ma co się dziwić, że w sytuacji bitwy z pandemią ten system nie okazał się cudownie funkcjonującym mechanizmem, tylko w pełni ujawnił swoje mankamenty. Z drugiej strony, w wielu innych, zamożniejszych państwach europejskich, systemy ochrony zdrowia również miały poważne problemy z wydolnością. Warto chociażby wspomnieć Lombardię we Włoszech, gdzie w pewnym momencie system ochrony zdrowia się załamał. U nas to nie nastąpiło, choć byliśmy bardzo blisko podczas trzeciej fali pandemii. Jednak faktycznie, ta liczba zgonów jest przerażająca. Musimy wyciągnąć wnioski z tej sytuacji.
– Czy pan prezydent zaprasza Rzecznika Praw Pacjenta do Pałacu Prezydenckiego na rozmowy dotyczące ochrony zdrowia? Odbyło się ostatnio posiedzenie prezydenckiej rady do spraw zdrowia, podczas którego rozmawiano m.in. o przyczynach tych nadmiarowych zgonów.
– Nie brałem udziału w tym spotkaniu. Byłem za to na spotkaniach dotyczących psychiatrii dzieci i młodzieży. Jeśli tylko jesteśmy proszeni o wsparcie czy udział w debacie, oczywiście przekazujemy swoje stanowisko w danej sprawie.
Przekazujemy też – na bieżąco – nasze sygnały i spostrzeżenia. Dobrym przykładem jest kwestia teleporady, która została szeroko wprowadzona w marcu 2020 roku. Już niecałe 3 miesiące później widzieliśmy dzięki sygnałom od pacjentów, że to nie funkcjonuje w taki sposób, jak powinno. Dlatego w czerwcu wystąpiłem do wszystkich placówek POZ oraz do Ministerstwa Zdrowia, żeby nie wykorzystywać teleporady zbyt szeroko, jako jedynego remedium na problemy. Teleporada jest cennym rozwiązaniem, ale musi być stosowana rozsądnie.
– Na szczęście teleporada nie jest już główną formą konsultacji. Czyli pod Pana naciskiem zaszły zmiany.
– Nie chcę przypisywać sobie jakichś zasług. We wrześniu zainicjowałem z prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia kontrolne działania wobec placówek podstawowej opieki zdrowotnej. Mieliśmy liczne sygnały, że do wielu placówek w ogóle nie można się dodzwonić, nie ma więc mowy o umówieniu wizyty. Dotychczas skontrolowaliśmy prawie 1500 placówek, wydaliśmy kilkadziesiąt decyzji nakazujących zaprzestanie takich praktyk. Każda placówka powinna przeorganizować swoje działanie, żeby umożliwić pacjentom korzystanie ze świadczeń medycznych w reżimie sanitarnym. Wciąż kontrolujemy placówki POZ, przekazujemy sygnały do Narodowego Funduszu Zdrowia, więc myślę, że w jakim zakresie przyczyniliśmy się do tych zmian.
– Czy to właśnie dostępność do świadczeń jest największym problemem pacjentów podczas pandemii?
– Absolutnie i zdecydowanie tak. Był to problem jeszcze przed pandemią. W czasie jej trwania uwypuklił się we wszystkich sferach a najmocniej – co mnie zaskoczyło – właśnie w odniesieniu do podstawowej opieki zdrowotnej. We wcześniejszych latach POZ był najlepiej ocenianą sferą ochrony zdrowia. Mieliśmy najmniej sygnałów o problemach z dostępnością podstawowej opieki zdrowotnej, najgorzej było oceniane szpitalnictwo. I nagle pacjenci musieli się zmierzyć z przejściem na teleporady, zamknięciem drzwi przychodni dla rejestracji osobistej, brakiem kontaktu z lekarzami. Było naprawdę dużo takich zgłoszeń.
W sferze psychologicznej, emocjonalnej trochę uprzedmiotowiono pacjenta. Na wizycie osobistej lekarz widzi pacjenta, ma poczucie odpowiedzialności za zlecane badania, ponieważ od nich zależy kontynuacja leczenia. Nagle okazało się, że badania mogą być zlecane nawet hurtowo, ale zabrakło informacji zwrotnej. Pacjent nie był zapisywany na kolejną wizytę po zleconych i przeprowadzonych badaniach, aby ocenić ich wyniki. Nie wracał do tego lekarza.
Niesłychanie ważna jest także kwestia dostępności do opieki ambulatoryjnej i szpitali. W pandemii rzeczywiście największym problemem stał się dostęp do świadczeń zdrowotnych na wszystkich poziomach systemu.
– Narodowy Fundusz Zdrowia kilka razy wydawał zalecenia, aby odraczać wizyty i zabiegi w szpitalach.
– Zalecenia Narodowego Funduszu Zdrowia były „miękkie” – podkreślały, że trzeba indywidualnie podchodzić do każdego pacjenta, że trzeba się zastanowić, czy można odwołać lub przesunąć zabieg, czy nie. Mimo to w wielu sytuacjach zapanowało działanie z automatu: wszystkich przesuwamy, wszystkim odraczamy zabiegi. Pojawił się chaos, dezinformacja. Pacjenci sami się dowiadywali, dzwoniąc do szpitali, że ich zabieg jest odwołany.
– Czy Pan protestował przeciwko tym zaleceniom NFZ?
– Przekazywaliśmy do NFZ, że są problemy z dostępnością świadczeń. Pamiętajmy jednak, że ten komunikat nie był zaleceniem o charakterze formalno-prawnym. Zmierzano do tego, aby uwolnić zasoby kadrowe, jeśli chodzi o anestezjologów. Odwoływanie planowej operacji, do której potrzebny jest anestezjolog, wynikało z tego, że w tym samym czasie anestezjolog był potrzebny, żeby obsłużyć respirator dla chorego z covidem. Więc jest to niesłychanie trudna sytuacja, trudno powiedzieć jednoznacznie, że to rozwiązanie jest dobre czy złe.
Część placówek medycznych niestety często idzie na skróty, bo tak im jest wygodniej. Pojawiła się furtka, ale hurtowe wypisywanie z zabiegów wszystkich pacjentów jest niedopuszczalne i nie taki był cel tych działań.
Pandemia pokazała bardzo wyraźnie, że są placówki medyczne, które nie powinny funkcjonować w systemie ochrony zdrowia. Były źle zarządzane już przed pandemią i nadal się tak dzieje. Pandemia jedynie pogłębiła te problemy. Są takie placówki, w których oddzielenie strefy brudnej od czystej następuje przy pomocy folii budowlanej i cegieł, które tę konstrukcję przytrzymują, a personel medyczny z oddziału zakaźnego ma wspólną łazienkę z personelem innych oddziałów. Wiele szpitali powiatowych jest doskonale zorganizowanych, ale zdarzają się też i takie, które wśród mieszkańców nazywane są, za przeproszeniem, umieralniami.
– Coś z tymi słabymi placówkami trzeba zrobić. Tymczasem w krajowym planie odbudowy zapowiadane są, wywalczone przez Lewicę, dodatkowe pieniądze dla szpitali powiatowych. Chyba nie po to, aby je zamykać.
– Zmiana jest potrzebna. Jednym ze słusznych kroków powinno być wprowadzenie ustawy o jakości i bezpieczeństwie pacjenta oraz promowanie jakości. Trzeba dać placówkom czas na dostosowanie się, ale później „nie ma zmiłuj”. Jeśli ktoś nie dostosował się do wytycznych, nie powinien funkcjonować w systemie ochrony zdrowia finansowanym ze składek publicznych. Natomiast te placówki, które się dostosują, powinny dostać wsparcie. I to się nie kłóci z propozycją Lewicy, która została zawarta w Narodowym Planie Odbudowy. Cieszę się, że wywalczono dodatkowe pieniądze dla ochrony zdrowia, bo każda złotówka jest potrzebna.
– W którym kierunku powinny pójść zmiany?
– Priorytetem powinna być wspomniana już wcześniej jakość, a także bezpieczeństwo pacjenta. Rozumiem tę jakość w dwóch wymiarach – po pierwsze twarde kryteria autoryzacji, certyfikacji, rozliczania placówek medycznych. Kwestia bezpieczeństwa – to system raportowania zdarzeń niepożądanych, rzetelnie prowadzony we wszystkich placówkach. Kolejnym elementem jest możliwość zgłaszania zdarzeń niepożądanych bez ryzyka odpowiedzialności karnej, ale z zastrzeżeniem, że to nie doprowadzi do całkowitego zwolnienia z odpowiedzialności. Skrajnie rażące niedbalstwo powinno jednak skutkować odpowiedzialnością karną.
Druga sprawa – to urealnienie sieci szpitali. W mojej ocenie – i dla pacjentów również – jest rzeczą kompletnie wtórną, kto będzie właścicielem placówki medycznej. Najistotniejsze jest, żeby pacjent mógł liczyć na szybką i właściwą opiekę, czyli żeby była dostępność świadczeń zdrowotnych.
– Dostępność to dopiero początek opieki.
– Niesłychanie ważna jest koordynacja świadczeń. Obecnie to pacjent musi o wszystko walczyć i samemu zabiegać – dostać się do lekarza POZ, który badania zleci, nie może jednak zlecić wszystkich. W pewnym momencie pacjent powinien trafić do lekarza specjalisty – i sam się do tego specjalisty musi zapisać. Musimy zastanowić się, jak koordynować świadczenia. Najprostsze do wdrożenia byłoby rozwiązanie, które dziś funkcjonuje np. w sieciach prywatnych przychodni, kiedy pacjent dzwoni i dostaje informacje, w której placówce realizacja wizyty może odbyć się najszybciej.
Bardzo ważnym problemem jest nierówność w dostępie do świadczeń, co dodatkowo uwidoczniła pandemia. Projektujący przepisy patrzą na wszystko z perspektywy Warszawy i innych dużych miast. Na przykład, żeby lek dla pacjenta 75+ został wypisany przez lekarza specjalistę, najpierw pacjent musi wyrazić na to zgodę w Internetowym Koncie Pacjenta. Jak 78-letni pacjent ma wyrazić zgodę, skoro nie korzysta z internetu i mieszka w małej miejscowości, do lekarza POZ ma 14 km, a do lekarza specjalisty 32 km. Pani doktor ginekolog przyjmuje 2 razy w tygodniu we wtorki i czwartki, w określonych godzinach. Nie ma publicznego transportu, nie można dojechać koleją ani autobusem, ani busem prywatnym. Zostaje wyłącznie prywatny samochód. W tym wieku większość osób nie jest w stanie samodzielnie kierować samochodem. Więc jak można mówić o równych szansach i dostępie takich pacjentów do systemu opieki zdrowotnej?!
– To otwiera pole do działania dla samorządów, tylko one jakoś się tym nie zajmują.
– O ile zamożniejsze gminy mają potrzebne zasoby, o tyle w gminach biedniejszych oszczędza się na wszystkim, oczywiście z wyjątkiem lokalnej administracji i etatów w urzędzie gminy. Urząd się rozrasta, kolejne stanowiska również się pojawiają, ale gmina oszczędza na ochronie zdrowia, szkolnictwie czy innych ważnych dla mieszkańców obszarach.
– Rok 2020 był ogłaszany przez Rzecznika Praw Pacjenta rokiem seniora. Tymczasem wybuchła pandemia, a zapowiadane centra zdrowia 75 plus nie powstają. Czy to nie powinien być priorytet, szczególnie w tych mniejszych miejscowościach?
– Absolutnie tak! Tu wchodzi w grę jeszcze kwestia integracji systemu ochrony zdrowia i opieki społecznej. Nie chodzi o połączenie obu ministerstw, tylko o koordynację działań. Dlatego od dawna zabiegam o to, aby domy pomocy społecznej były pod naszą kuratelą, bo przecież przebywają tam w zdecydowanej większości osoby mocno schorowane. W konsultacjach międzyresortowych od ubiegłego roku jest projekt ustawy i póki co niewiele z tego wynika. Konsultacje z MRiPS przeciągają się. Tymczasem wielu podopiecznych domów pomocy społecznej nie jest nawet zgłoszonych do lekarzy POZ. Pojawia się pytanie, kto się zajmuje tymi pacjentami? Jak są traktowani? Na dziś z przyczyn formalnych nie możemy interweniować, nie możemy im pomóc.
– Jak Pan ocenia możliwość wprowadzenia dopłat pacjentów do zabiegów medycznych? Czy to może poprawić dostęp, szczególnie teraz, kiedy w publicznym systemie mamy problem wynikający z pandemii?
– To bardzo trudny temat. W grę wchodzi równy dostęp do świadczeń medycznych. Zamożniejsi pacjenci mogliby sobie pozwolić na to, żeby dołożyć do operacji prywatnej, ale czy wtedy pacjenci mniej zamożni nie byliby poszkodowani?
– System oszczędza dzięki temu, że niektórzy pacjenci operują się prywatnie… Ale w ogólnej opinii pieniędzy jest po prostu zbyt mało.
– Temat koszyka gwarantowanych świadczeń jest trudny. Jako państwo powinniśmy zapewnić stabilne finansowanie dla systemu ochrony zdrowia, odpowiadające standardom europejskim. Niestety decyzja podjęta wiele lat temu przez pana Balcerowicza, dotycząca wysokości składki zdrowotnej, zapoczątkowała system zapóźnień finansowych w ochronie zdrowia. Do dziś ponosimy konsekwencje tej nieszczęsnej decyzji, nie możemy się z tego wygrzebać. W Czechach składka zdrowotna jest na poziomie 15 proc. i Czesi właściwie nie korzystają z prywatnej opieki medycznej.
Należałoby gruntownie zreformować zasady finansowania. Wysokość składki zdrowotnej powinna być oczywiście dostosowana do zamożności, w myśl idei solidaryzmu. To jest kierunek, w którym powinniśmy iść. W ostatnim czasie minister Gadomski zainicjował dyskusję, jak odpowiednio sfinansować system ochrony zdrowia. To jest teraz kluczowe zagadnienie i jest czas na poważne rozmowy. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcemy bylejakości bez podnoszenia składek, czy chcemy jednak poprawić nasz system, zwiększając nakłady.
(rozmawiał: Krzysztof Jakubiak)
© mZdrowie.pl