Reorganizacja szpitalnictwa jest konieczna, zarówno w zakresie finansowania, jak i zarządzania szpitalami. Ale kto i w jakim zakresie powinien wprowadzać te zmiany – każdy z uczestników debaty w czasie Ekonomicznego w Karpaczu przedstawił własny pomysł na reorganizację szpitalnictwa.
W debacie udział wzięli: posłowie Józefa Szczurek-Żelazko i Andrzej Sośnierz, były wiceminister zdrowia Jakub Szulc (Alab Laboratoria), Andrzej Podlipski (Scanmed S.A.), prof. Andrzej Matyja oraz Peter Bizovsky (Słowacja, województwo preszowskie). Na początku debaty prof. Andrzej Matyja odniósł się do ustawy o zwiększeniu nakładów na ochronę zdrowia. Podkreślił, że szpital jest elementem systemu ochrony zdrowia najbardziej narażonym na zaburzenia w finansowaniu. “Wpływ ustawy na wzrost wydatków okazał się mniejszy, niż się spodziewaliśmy. Ta ustawa wchodziła w innych realiach, mamy ogromny wzrost inflacji, a – według dyrektorów – w sytuacji szpitala to jest około 30 proc. wzrostu cen. Trudno więc kierować się zapisami ustawy gwarantującej wzrost nakładów” – mówił prof. Matyja, zwracając uwagę na niewystarczające zwiększanie przychodów szpitali przez rząd, mimo zagwarantowanego wzrostu wydatków na ochronę zdrowia do 6, a później 7 proc. PKB.
Posłanka Józefa Szczurek-Żelazko podkreśliła, że ustawowa kalkulacja wzrostu nakładów na ochronę zdrowia odnosi się do dwóch lat wstecz. Mimo to jednak wzrost wydatków na zdrowie jest widoczny. “W 2015 r. przeznaczaliśmy na ten cel 76 mld zł, w tej chwili w budżecie na przyszły rok mamy 164 mld zł. Mam pełną świadomość, że ten wzrost nakładów wyzwala zmiany, które zachodzą w systemie” – tłumaczyła. Była wiceminister zdrowia poruszyła kwestię roli szpitali powiatowych i ich podstawowej działalności. Zaznaczyła, że skala zmiennych czynników, które wpływają na budżet szpitali, zależy od danej placówki. “W szpitalu, w którym pracowałam, ta struktura była 50-procentowa – tyle wynosiła wartość kontraktu w stosunku do pozostałych obszarów. Podkreślam jednak, że była to ciężka praca wielu ludzi” – dodała. Wykonanie ryczałtu w poprzednim roku skutkuje zwiększeniem tego ryczałtu w kolejnym roku. “Wcześniej na wynagrodzenia środki były oddzielnie dedykowane, dziś wliczane są w koszty procedury i kolejne 300 mln zł trafi do tych szpitali, którym pieniędzy na podwyżki, przyznawane w lipcu, nie wystarczyły” – wyjaśniła.
Dyrektorzy szpitali podkreślają jednak, że pieniądze przekazane przez resort zdrowia nie wystarczą jednak do prawidłowego funkcjonowania szpitali ze względu na inflację, wzrost cen materiałów itd. “W mojej ocenie ta podwyżka powinna pokrywać również te obszary” – zwrócił uwagę prof. Matyja.
Natomiast prezes Andrzej Podlipski powiedział, że nominalny wzrost cen znacznie się różni od wzrostu realnego – “Jeśli chodzi o inflację w ochronie zdrowia, to jest ona znacznie wyższa i wynosi ona ok. 25-30 proc. Mieliśmy z nią do czynienia już w czasie pandemii. Ryczałt trochę pomaga, bo zapewnia stałe finansowanie na jakimś poziomie, bez względu na sytuację. Dług zdrowotny, który mieliśmy już przed pandemią, jest teraz znacznie wyższy. Dziś czekamy na informację, które szpitale wejdą do sieci, ale wciąż nie wiadomo, jaka będzie baza ryczałtu na przyszły rok. Musimy to wiedzieć, żeby skutecznie planować działania w podmiotach”. Dodał, że należałoby przeanalizować, jakie świadczenia są w ryczałcie, a jakie są z niego wyłączone. “Jeśli weźmiemy pod uwagę np. udary, to trzeba pamiętać, że kardiologia jest w ryczałcie, ale już zawały są nielimitowane. Ginekologia i położnictwo są w ryczałcie, ale porody są wyłączone. Takie przykłady można mnożyć, dlatego pewne wątpliwości należałoby przeciąć i wprowadzić np. nielimitowane udary” – wyjaśniał prezes Scanmed.
Poseł Andrzej Sośnierz zaznaczył, że głosował przeciwko ustawie o tzw. sieci szpitali. “System finansowania i budowania taryfy jest wadliwy. Polska służba zdrowia nie cierpi – w mojej ocenie – na brak pieniędzy, tylko na brak zarządzania. Nie każda placówka, w której pacjent leży, jest szpitalem. Czy szpital powiatowy i kliniczny – to takie same szpitale? Oczywiście, że nie. Należy rozróżniać placówki medyczne, zróżnicować oczekiwania względem nich i przypisać im poszczególne zadania i ubrać to w system leczenia zamkniętego. Wyceny też powinny być różne, w zależności od kategorii tych placówek” – tłumaczył. Jego zdaniem, system finansowania ochrony zdrowia jest niejasny i żaden menedżer nie jest w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał budżet. “Taryfy powinny być wskaźnikowe, a nie cyfrowe. To powinno się dziać z automatu. System finansowania powinien być albo budżetowy, ponieważ on ma jakieś swoje zasady, albo oparty o płacenie za świadczenia, bo to, co jest w tej chwili jest hybrydą, która wprowadza chaos. Nie ma możliwości, żeby system się nie zadłużał, działając w takiej formule – podkreślił poseł.
Również Jakub Szulc mówił, że zmiany w systemie są koniecznie – “Jeśli decydujemy się na zmiany, powinny być one możliwe do wprowadzenia i mierzalne. Natomiast obecnie wielu zmian w szpitalnictwie nie możemy wprowadzić, ponieważ na przeszkodzie stoi polityka, a także kwestia postrzegania systemu. My nie widzimy ochrony zdrowia jako systemu naczyń połączonych, ani też jej całości, tylko patrzymy fragmentarycznie. Trudno oczywiście mieć o to pretensje do poszczególnych interesariuszy, z których każdy ciągnie w swoją stronę. W ustawie o zwiększeniu nakładów na ochronę zdrowia najbardziej problematyczna jest tzw. kreatywna księgowość. Zwiększył się budżet ministerstwa zdrowia, ale dołączono też do wydatków np. kształcenie kadr, specjalizacje, wydatki inwestycyjne itd. To wszystko nam nabija statystykę, która mówi o 6 proc. PKB, natomiast te pieniądze nie zostały wydatkowane na świadczenia medyczne dla pacjentów” – tłumaczył były wiceminister zdrowia.